Kraj zmieciony z powierzchni ziemi w 30 sekund


Pięć lat temu Haiti nawiedziło trzęsienie ziemi, w którym - zgodnie z różnymi szacunkami - zginęło od 200 do 300 tys. osób. Domy straciły ponad 2 mln Haitańczyków. Pomoc deklarowało przywódców wielu państw, a na miejsce natychmiast udali się przedstawiciele organizacji humanitarnych. Mimo ich wysiłków, odbudowa zdewastowanego kraju niemal nie posuwa się naprzód.

Koszmar rozpoczął się 12 stycznia kilka minut przed godz. 17 czasu lokalnego. Największy wstrząs - o sile 7 stopni w skali Richtera - trwał zaledwie 30 sekund. Był największy w tym rejonie świata od kilkuset lat.

Według władz Haiti zginęło ponad 300 tys. osób, drugie tyle zostało rannych. Domy straciły ponad 2 mln.

Kataklizm pogłębił istniejące już wcześniej problemy najbiedniejszego kraju półkuli zachodniej. Ogromne nierówności społeczne, słabość struktur państwowych, chaos polityczny, przemoc i brak dostępu do podstawowych świadczeń były dramatem Haitańczyków już wcześniej. Trzęsienie ziemi sprawiło jednak, że przezwyciężenie tych problemów okazało się niemożliwe.

Tuż po kataklizmie wybudowano prowizoryczne obozy przejściowe dla osób, które straciły domy. Miały one szybko zniknąć, a ich mieszkańcy trafić do nowych miejsc zamieszkania.

Zgodnie z raportem przygotowanym w styczniu przez Amnesty International, w Haiti wciąż funkcjonują 123 obozy. Mieszka w nich ponad 85 tys. osób.

Warunki w w wielu z nich są dramatyczne. Jak szacuje AI, 1/3 nie ma dostępu do WC. Jedną toaletę dzielą średnio 83 osoby.

Ogromnym problemem jest przymusowe wysiedlanie mieszkańców z prowizorycznych obozów. Amnesty International ostrzega, że od 2010 r. do zmiany miejsca zamieszkania zmuszono 60 tys. osób.

Nawet ci, którzy opuścili obozy, nie przenieśli się do miejsc zapewniających godne warunki i bezpieczeństwo. O takie bowiem w Haiti zawsze było ciężko, zwłaszcza w okolicach stolicy.

Od kataklizmu naprawiono, odbudowano lub zbudowano od podstaw 37 tys. domów. Jak jednak wskazuje AI, tylko 20 proc. może być uznane za nadające się do stałego zamieszkania. Najpopularniejszą formą pomocy pozostają rozwiązania tymczasowe lub np. dopłaty do czynszu.

Dopłaty do czynszu to często stosowany przez rząd i organizacje humanitarne sposób. Raport z 2013 r. wykazał jednak, że niemal połowa objętych pomocą musi wyprowadzić się z domów w momencie, gdy dopłaty się kończą. Zazwyczaj trafiają do miejsc o gorszym standardzie.

Po kataklizmie z 2010 r. rozrosły się niektóre dzielnice na obrzeżach Port-Au-Prince. Przykładem jest Canaan, gdzie obecnie mieszka ok. 200 tys. osób, z których wiele straciło domy wskutek trzęsienia ziemi.

Z powodu braku pomocy państwowej, Haitańczycy organizują sobie miejsca zamieszkania tak, jak mogą najlepiej. Oznacza to w wielu przypadkach nie tylko brak dostępu do wody czy usług komunalnych, ale również brak poczucia bezpieczeństwa.

Rządy zaangażowane w odbudowę, np. Stany Zjednoczone, przyznały, że ich początkowe plany były zbyt ambitne. - Spodziewaliśmy się więcej darczyńców, którzy będą z nami współpracować przy budowie nowych domów i odbudowie infrastruktury, jednak nie pojawili się - mówiła na początku stycznia Elizabeth Hogan z USAID.

USA to jeden z krajów, który w odbudowę Haiti zainwestował najwięcej. Planowano budowę 15 tys. domów, ale w ciągu pięciu lat dzięki amerykańskiej pomocy powstało ich zaledwie 2,6 tys. Powodem było m.in. to, że rzeczywiste koszty okazały się większe niż zakładano.

Autor: kg\mtom / Źródło: tvn24.pl