Koreańczyków zatopiła torpeda

Aktualizacja:

Śledczy z Korei Południowej, badający wrak okrętu Cheonan, znaleźli na nim wiele śladów materiałów wybuchowych używanych w torpedach i szczątki samej broni. Władze do tej pory nie oskarżyły oficjalnie Korei Północnej o atak, ale nie ma większych wątpliwości, że to Phenian ponosi odpowiedzialność.

Rząd w Seulu będzie musiał oficjalnie ustosunkować się do ujawnionych w piątek wyników śledztwa. Prawie na pewno oznacza to ochłodzenie relacji na linii północ - południe.

Pierwsze podejrzenia okazały się być trafne

Bezpośrednio po zatonięciu jednostki atak Korei Północnej był typowany na jedną z prawdopodobnych przyczyn tragedii. Rząd w Seulu jednak nie wypowiedział się zdecydowanie w tej kwestii, tonując nastroje i nawołując do zaczekania na wyniki oficjalnego dochodzenia.

Szybko pojawiły się jednak przecieki, których źródłem jakoby miały być tajne służby Korei Południowej, mówiące że prawie na pewno to północnokoreańska torpeda posłała Cheonan na dno. Teraz spekulacje zostały potwierdzone przez wysokiego urzędnika rządu w Seulu w rozmowie z południowokoreańską agencją informacyjną Yonhap.

Pozostałości pocisku wskazują, że była to broń pochodzenia niemieckiego. Przedstawiciele Seulu twierdzą, że to próba maskowania źródła ataku przez Phenian używającego na codzień broni Chińskiej i Rosyjskiej.

Nieoficjalna wojna podjazdowa na granicy morskiej

Do tajemniczej eksplozji doszło w marcu, kiedy korweta marynarki Korei Południowej Cheonan, patrolowała wody w pobliżu spornej granicy z Koreą Północną. W jej wyniku okręt przełamał się na pół i zatonął, zabierając z sobą na dno 46 marynarzy.

Nie był to odosobniony incydent tego rodzaju, aczkolwiek najpoważniejszy w skutkach. W ubiegłym roku okręty obydwu krajów ostrzelały się nawzajem, poważnemu uszkodzeniu prawdopodobnie uległa jednostka północnokoreańska i zginął jeden z marynarzy. W styczniu tego roku doszło do wymiany ognia pomiędzy artylerią z północy i okrętami południa.

Źródło: Reuters