Kontrola po kradzieży "Arbeit macht frei"

Aktualizacja:
Rzecznik policji o kradzieży
Rzecznik policji o kradzieży
TVN24
Rzecznik policji o kradzieżyTVN24

Muzeum Auschwitz-Birkenau wszczyna kontrolę wewnętrznych procedur bezpieczeństwa, a komentarze na temat kradzieży napisu "Arbeit macht frei" znad bramy byłego nazistowskiego obozu nie milkną. Rabin Andrew Baker w artykule dla BBC ocenia, że kradzież była "ni mniej, ni więcej, jak profanacją". Szef Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Przewoźnik zwraca zaś w TVN24 uwagę na ogromne koszty ochrony miejsc pamięci.

W sobotę dyrektor placówki Piotr M.A. Cywiński rozpoczął jej kontrolę. - Zaczynamy to robić. Musimy przejrzeć wszystkie stosowane procedury. Nasz system ochrony jest uzgadniany z wszelkimi władzami, z policją, ale teraz trzeba to wszystko przejrzeć. Po pierwsze musimy wiedzieć, czy procedury są optymalne, po drugie, czy zachowano się dokładnie według nich - powiedział PAP.

Musimy przejrzeć wszystkie stosowane procedury. Nasz system ochrony jest uzgadniany z wszelkimi władzami, z policją, ale teraz trzeba to wszystko przejrzeć. Piotr M.A. Cywiński, dyrektor Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau

"Kradzież musi zostać szybko wyjaśniona"
"Kradzież musi zostać szybko wyjaśniona"TVN24

Trzy wiodące hipotezy

Przełomu nie ma natomiast nadal w śledztwie. Przesłuchano czterech wartowników straży muzealnej, którzy pełnili służbę w momencie kradzieży. Jak informuje jednak małopolska policja, która prowadzi sprawę, ich zeznania niczego nie wniosły.

Rzecznik małopolskiej policji w rozmowie z TVN24 przyznał, że istnieje kilka hipotez nt. kradzieży napisu. - Trzy są dominujące. Nie mogę jednak popsuć pracy kolegom, dlatego o tych hipotezach nie mogę mówić - powiedział. Pewne jest natomiast, że napisu nie ukradli złomiarze.

Od chwili, gdy wysokość nagrody za pomoc w odnalezieniu "Arbeit macht frei" wzrosła (z 15 do 115 tys. zł) zwiększyła się również liczba telefonów do policji. - W ciągu kilku godzin było ich chyba kilkadziesiąt, ok. 30-40 - dodał Nowak.

Informacje te są cały czas przez policję sprawdzane, jednak jak na razie nie przyniosły żadnych efektów

"Tu nie może być kopii"

O ironii losu wspomniał rabin Andrew Baker, który jest dyrektorem Komitetu Żydów Amerykańskich oraz członkiem Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej. - To ironia, że niemal tego samego dnia, gdy niemiecki rząd zapowiedział, że przekaże 60 milionów euro na ochronę byłego obozu zagłady w Auschwitz-Birkenau, znamienny napis znad jego wejścia, "Arbeit macht frei", znika - napisał na początku.

Tu nie może być kopii czy reprodukcji. Odwiedzający muszą widzieć tylko to, co jest prawdziwe. W ten sposób przedmioty te będą niemymi świadkami tego, co się tam wydarzyło. Być może to właśnie sprawia, ta kradzież jest tak szokująca i niepowtarzalna. Rabin Andrew Baker dla BBC

Baker przypomina, że muzeum Auschwitz-Birkenau, niedawno rozpoczęło zakrojoną akcję w celu pozyskania ponad 100 mln euro na stałą ochronę i renowację, rozpoczynając od drewnianych baraków, ogrodzenia z drutu kolczastego kończąc na graffiti więźniów.

- Tu nie może być kopii czy reprodukcji. Odwiedzający muszą widzieć tylko to, co jest prawdziwe. W ten sposób przedmioty te będą niemymi świadkami tego, co się tam wydarzyło - pisze dalej i dodaje: - Być może to właśnie sprawia, ta kradzież jest tak szokująca i niepowtarzalna.

Baker konkluduje wreszcie: - Ten znak cynicznie oferował nadzieję, ale tak na prawdę gwarantował zniszczenie. Albo tak przynajmniej było do piątku.

Pieniędzy zawsze będzie za mało

Na problem ochrony miejsc pamięci takich jak Auschwitz-Birkenau zwrócił uwagę szef Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Przewoźnik w programie "Wstajesz i Wiesz" w TVN24. - To są ogromne pieniądze i (…) zawsze będzie taka sytuacja, że tych pieniędzy będzie za mało – powiedział.

Zwrócił uwagę, że teren obozu zagłady to kilkadziesiąt hektarów ziemi, a ochrona takiego obiektu jest niezwykle kosztowna. Dlatego na utrzymanie Muzeum Oświęcimskiego i osiem innych podobnych placówek łożyć powinien nie tylko polski rząd, ale też społeczność międzynarodowa. - To są miejsca hańby. To są miejsca, które wpisały się w dziedzictwo ludzkości i obowiązek (ich zachowania dla przyszłych pokoleń – red.) spoczywa na wszystkich, zwłaszcza na tych, którzy stworzyli te miejsca – podkreślił.

Mimo skandalu, jakim było zniknięcie napisu "Arbeit macht frei", Przewoźnik wyraził nadzieję, że kradzież może być impulsem, by całą sprawą ochrony miejsc pamięci się zająć.

Niemiecka prasa oburzona

Na temat kradzieży szeroko wypowiada się również prasa niemiecka. Wojeciech Hernes, korespondent z Niemiec na antenie TVN24, zaznaczył, że robi to szerzej niż w środę, gdy Berlin zdecydował się przekazać polskiemu muzeum ponad pół miliarda euro.

- Niektóre tytuły: "Kradzież w Auschwitz. Polska policja szuka sprawców" - to "Berliner Zeitung". "Ta kradzież jest świętokradztwem" - to "Suddeutsche Zeitung". "Frankfurt die Allgemeine Zeitung" pisze: "Napis z Auschwitz skradziony. To nie byli normalni złodzieje metalu". "Die Zeit" tytułuje swój artykuł "Zuchwała spektakularna kradzież w Auschwitz", a w podtytule "oburzenie i zgroza na całym świecie" - wymienił reporter.

Kto ukradł napis?

We wszystkich tych gazetach mowa jest o szoku, który spowodowała kradzież napisu. Przytaczane są wypowiedzi m.in. członków niemieckiego rządu. Minister spraw zagranicznych Guido Westerwelle powiedział, że "był to haniebny czyn, smutny, poważny i kryminalny incydent, którego sprawcy muszą być jak najszybciej schwytani i ukarani".

Autorzy artykułów w Niemczech spekulują również, kim byli złodzieje napisu. Czy byli to Niemcy, neonaziści, zwykli złodzieje metalu czy może wieczni antysemici? Czy kradzież mógł zlecić jakiś chorobliwy maniak historycznych pamiątek? - pytają.

Do kradzieży doszło w nocy z czwartku na piątek. Oświęcimscy funkcjonariusze zgłoszenie o zdarzeniu dostali o godzinie 5:30 w piątek od pracowników straży muzealnej. Niedługo potem na bramie zawieszono kopię napisu.

Źródło: BBC, TVN24, PAP

Źródło zdjęcia głównego: TVN24