"Tworzymy Republikę Katalonii jako niezależne i suwerenne państwo"


Deputowani regionalnego parlamentu Katalonii przyjęli w piątek rezolucję dotyczącą ustanowienia niezależnej Republiki Katalonii. Tajne głosowanie zostało zbojkotowane przez partie opozycyjne. Premier Hiszpanii Mariano Rajoy zaapelował do Hiszpanów o spokój i zapewnił, że rządy prawa w Katalonii zostaną przywrócone.

Wniosek w sprawie głosowania nad rezolucją został złożony przez rządzącą w Katalonii proniepodległościową koalicję "Razem na Tak" (Junts pel Si) i jej sojuszników ze skrajnie lewicowej Kandydatury Jedności Ludowej (CUP).

Deputowani z Junts pel Si i CUP dysponują niewielką większością w katalońskim parlamencie.

Głosowanie było tajne.

Zbojkotowała je opozycja, czyli socjaliści, centroprawicowa Partia Ludowa i liberałowie z Ciudadanos.

W 135-miejscowym parlamencie za zagłosowało 70 parlamentarzystów. Przeciwko opowiedziało się 10. Oddano dwa puste głosy.

Premier Hiszpanii Mariano Rajoy niedługo po głosowaniu w regionalnym parlamencie napisał na Twitterze: "Proszę wszystkich Hiszpanów i spokój. Państwo przywróci rządy prawa w Katalonii".

Tusk: Hiszpania jedynym rozmówcą

W reakcji na decyzję katalońskiego parlamentu szef Rady Europejskiej Donald Tusk oświadczył, że dla Unii Europejskiej nic się nie zmienia, Hiszpania pozostaje jedynym rozmówcą.

Tusk wezwał jednocześnie Madryt do dialogu. "Mam nadzieję, że hiszpański rząd woli siłę argumentu, a nie argument siły" - podkreślił na Twitterze szef Rady Europejskiej.

Waszyngton: Katalonia jest integralną częścią Hiszpanii

Poparcie dla wysiłków Madrytu mających na celu niedopuszczenie do secesji Katalonii zadeklarował także Waszyngton.

"Katalonia jest integralną częścią Hiszpanii i Stany Zjednoczone popierają konstytucyjne środki podejmowane przez hiszpański rząd, by zachować Hiszpanię silną i zjednoczoną" - napisała rzeczniczka Departamentu Stanu Heather Nauert w krótkim oświadczeniu.

Głosy poparcia dla Madrytu z Europy

Pełne poparcie dla hiszpańskiego premiera Mariano Rajoya w związku z separatystycznymi dążeniami w Katalonii wyraził prezydent Francji Emmanuel Macron. - Zawsze mówiłem, że mam jednego interlokutora w Hiszpanii i jest to premier Rajoy - powiedział Macron dziennikarzom podczas wizyty w Gujanie Francuskiej. - W Hiszpanii są rządy prawa, z regułami konstytucyjnymi. Mariano Rajoy chce, by szanowano te reguły, i ma moje pełne poparcie - oświadczył.

Szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker, który towarzyszy Macronowi, podkreślił, że ważne jest, by uniknąć wszelkich podziałów w Unii Europejskiej. - Nie chcę sytuacji, w której jutro Unia Europejska będzie się składała z 95 różnych państw - powiedział.

Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Antonio Tajani oświadczył w piątek we Włoszech, że "nikt w Europie nie uzna niepodległości Katalonii". - Nie uznajemy tego głosowania - powiedział.

Dodał następnie: "Zawsze musi być szanowane państwo prawa". - Uważam, że należy i można poszukiwać, w ramach hiszpańskiego prawa konstytucyjnego, rozwiązania będącego owocem dialogu. Państwo prawa nie jest opcją; to wybór, którego dokonała Europa, by nie uznać ani ważności referendum, ani jego wyniku - stwierdził szef PE.

Następnie w rozpowszechnionej oficjalnej nocie Tajani napisał: "Deklaracja niepodległości przegłosowana dzisiaj przez parlament Katalonii to pogwałcenie państwa prawa, konstytucji Hiszpanii i autonomicznego statutu Katalonii, które stanowią część całości normatywnej Unii Europejskiej". "Teraz bardziej niż kiedykolwiek trzeba przywrócić praworządność jako podstawę dla dialogu i gwarancję wolności i praw wszystkich obywateli Katalonii" - wezwał Tajani. Poparcie dla Madrytu wyraziły Niemcy. Rzecznik niemieckiego rządu Steffen Seibert podkreślił, że Berlin nie uznaje rezolucji przyjętej przez parlament kataloński, i dodał, że "jednostronna deklaracja niepodległości narusza zasady suwerenności i integralności terytorialnej Hiszpanii". Wyraził nadzieję, że "wszyscy zaangażowani wykorzystają wszelkie możliwości dialogu i deeskalacji". Kancelaria brytyjskiej premier Theresy May poinformowała, że rząd w Londynie "nie uznaje i nie uzna" jednostronnej deklaracji niepodległości katalońskiego parlamentu. Jak podkreślono, "decyzja jest oparta na referendum uznanym przez hiszpańskie sądy za nielegalne". Rzecznik May dodał, że brytyjskie władze chcą "utrzymania państwa prawa, szacunku dla hiszpańskiej konstytucji i zachowania jedności Hiszpanii".

Rząd Szkocji wydał oświadczenie, w którym wyrażono "zrozumienie i uszanowanie" decyzji katalońskiego parlamentu. Szkocka minister spraw zagranicznych Fiona Hyslop nie uznała jednak Katalonii jako nowego państwa, apelując o "proces dialogu", który miałby pomóc rozwiązać kryzys.

Artykuł 155

Jednocześnie w hiszpańskim Senacie odbywało się posiedzenie, na którym zatwierdzono przedstawione w ubiegły weekend propozycje rządu centralnego w sprawie Katalonii.

Mają one na celu ograniczenie autonomii Katalonii, by zahamować proces odrywania się tego regionu od reszty kraju.

Centroprawicowy rząd Rajoya zaproponował w ubiegłą sobotę, by - korzystając z artykułu 155 hiszpańskiej konstytucji - usunąć z urzędu szefa katalońskiego rządu Carlesa Puigdemonta i rozwiązać jego gabinet.

Władze w Madrycie chcą też ograniczenia funkcji katalońskiego parlamentu i ogłoszenia w ciągu sześciu miesięcy przedterminowych wyborów w Katalonii.

Burmistrz Barcelony apeluje o dialog

- Zawsze jest czas, aby powrócić do dialogu - wzywa Ada Colau, burmistrz Barcelony przeciwna zarówno jednostronnemu ogłaszaniu niepodległości Katalonii, jak i zastosowaniu przez rząd hiszpański artykułu 155 konstytucji, który cofa jej autonomię.

- Pracowałam w ostatnich tygodniach zarówno na gruncie publicznym, jak i prywatnym, aby nie dopuścić do tego zderzenia. My, którzy pragniemy w Katalonii i Hiszpanii zatrzymać uruchomioną machinę konfliktu, stanowimy większość zarówno tu, jak i tam - deklaruje Ada Colau. Na swym blogu formułuje ona zawartą w kilku słowach diagnozę dramatycznego zderzenia między Barceloną a Madrytem: doszło do niego "wskutek szybkości działania narzuconej przez partyjne interesy" zarówno po stronie zwolenników niepodległości Katalonii, jak po stronie partii rządzącej w Madrycie. Wybrana w 2015 roku na urząd burmistrza m.in. głosami radnych lokalnego lewicowego ruchu obywatelskiego "Wspólna Barcelona" (Barcelona en Comun) przez cały czas narastania konfliktu Barcelona-Madryt ostrzegała zarówno premiera Hiszpanii Mariano Rajoya, jak i premiera rządu regionalnego Katalonii Carlesa Puigdemonta, aby nie podejmowali żadnych decyzji, które mogą "wysadzić w powietrze platformę dialogu". Jednak wobec wdrożenia artykułu 155 hiszpańskiej konstytucji Ada Colau deklaruje, że stanie po stronie samorządności Katalonii: "Obecnie naszym obowiązkiem jest bronić katalońskich instytucji, walczyć o zachowanie solidarności społecznej oraz pomyślności Barcelony i Katalonii". - Jestem zarówno przeciwko zastosowaniu artykułu 155 konstytucji, jak i przeciwko Jednostronnej Deklaracji Niepodległości Katalonii - podsumowuje swą wypowiedź Ada Colau. Pierwszy zastępca burmistrza Barcelony i barceloński lider Partii Socjalistów Katalonii, Jaume Collboni, krytykując Deklarację Niepodległości stwierdził, że podzieliła ona Katalonię na dwa obozy i stała się "katastrofą polityczną".

Kryzys nie ustaje

Konflikt pomiędzy władzami Katalonii a rządem centralnym pogłębił się z powodu październikowego referendum w sprawie niepodległości regionu.

Wzięło w nim udział tylko 2,28 mln osób spośród 5,3 mln uprawnionych. 90 procent z nich, czyli zaledwie 27 procent całej ludności Katalonii lub 38 procent wszystkich uprawnionych do głosowania, opowiedziało się za niepodległością regionu.

10 października Puigdemont ogłosił w katalońskim parlamencie, że przyjmuje mandat obywateli do ogłoszenia niepodległości, ale jednocześnie wezwał katalońskich deputowanych do odroczenia o kilka tygodni secesji Katalonii, aby umożliwić negocjacje z rządem w Madrycie. Następnie Puigdemont podpisał symboliczną deklarację niepodległości wzywającą inne państwa do uznania "republiki Katalonii".

Autor: kg / Źródło: PAP, tvn24.pl

Raporty: