Jest podejrzany w pożarze B787 Dreamliner. To znów bateria


Śledczy badający kolejny pożar na pokładzie maszyny Boeing 787 Dreamliner koncentrują się na niepozornej części, awaryjnemu nadajnikowi podającemu lokalizację samolotu. Twierdzi tak agencja Reutera, powołując się na anonimowego informatora zaangażowanego w dochodzenie.

Najnowszy przypadek pożaru na pokładzie najnowszego samolotu Boeinga miał miejsce w miniony piątek. Pusty B787 linii Ethopian Airlines stojący na płycie lotniska Heathrow z jeszcze nieustalonych przyczyn zapalił się. Nikomu nic się nie stało, ale samolot jest poważnie uszkodzony. Górna część kadłuba tuż przed statecznikiem pionowym została na znacznej powierzchni przepalona. Brytyjscy śledczy zakwalifikowali to zdarzenie, jako "poważny incydent".

Znów baterie, tylko inne

Doniesienia o incydencie wywołały ostry spadek kursu akcji Boeinga, które na zamknięciu w piątek traciły pięć procent. Jest to wynik tego, że dreamlinery nie tak dawno wróciły do latania po przymusowej kilkumiesięcznej przerwie, wywołanej pożarami litowo-jonowych akumulatorów (nowość w lotnictwie) i koniecznością ich zmodyfikowania. Według agencji Reutera, tym razem podejrzane są baterie litowo-magnezowe. Konkretnie chodzi o źródło zasilania awaryjnego nadajnika umożliwiającego lokalizację maszyny. Tą część produkuje koncern Honeywell, który przyznał, iż bierze udział w dochodzeniu ws. wypadku. "Wysłaliśmy ekspertów technicznych na Heathrow, aby pomogli przy dochodzeniu. Jest jednak za wcześnie, aby spekulować na temat przyczyn pożaru" - oświadczył Honeywell.

Autor: mk\mtom/zp / Źródło: Reuters, tvn24.pl