Jechał 192 km/h, rozmawiał przez telefon. Odczytali czarne skrzynki


Tuż przed wypadkiem pod Santiago de Compostela pociąg jechał 192 km/h, a maszynista rozmawiał przez telefon z władzami kolei - wynika z pierwszych informacji udostępnionych przez śledczych po odsłuchaniu czarnych skrzynek. Kilka sekund później maszynista zaczął hamować i zwolnił do 153 km/h. Taką prędkość pociąg miał w chwili katastrofy.

Czarne skrzynki pociągu zostały we wtorek dostarczone przez policję do sądu. Według pierwszych danych, pociąg kilka sekund przed wejściem w zakręt jechał 192 km/h, a maszynista rozmawiał przez telefon, jednocześnie sprawdzając jakieś papiery. Potem zaczął hamować i zwolnił do 153 km/h. To ostatnia zarejestrowana prędkość.

- Na kilka minut przed wykolejeniem się pociągu maszynista otrzymał telefon służbowy, który miał mu wyjaśnić, jaką drogą powinien jechać po dojechaniu do El Ferrol czyli miejsca, gdzie pociąg miał skończyć kurs - poinformował sąd.

Już wcześniej hiszpańskie media podawały nowe informacje nt. katastrofy, powołując się na źródła policyjne. "El Mundo", pisząc o pierwszych ustaleniach ze śledztwa wskazywał, że winę za katastrofę ponosi maszynista, który prowadził "w sposób nieostrożny". Dziennik podał, że przez kilka kilometrów przed wykolejeniem się pociąg jechał zupełnie niekontrolowany.

Sądził, że jedzie innym fragmentem trasy?

Z kolei dziennik "La Voz de Galicia" napisał, że maszynista sądził, iż jest na zupełnie innym torze i na innym fragmencie trasy. Według gazety, maszyniście pomyliły się tunele, nie zdawał sobie więc sprawy, że jest na niebezpiecznym zakręcie, na którym obowiązuje ograniczenie prędkości do 80 km/h. 52-letni maszynista, Francisco Garzon, który od niedzieli jest oficjalnie podejrzany o nieumyślne spowodowanie śmierci, przyznał się już, że prowadził pociąg zbyt szybko - jechał 190 km/h. Jak napisał "La Voz de Galicia", gdy zdał sobie sprawę, że wjeżdża w niebezpieczny zakręt, próbował hamować, ale było już zbyt późno. Jednak według policji, Garzon cały czas naciskał pedał nazywany w kolejowym żargonie "czuwakiem". Ma on za zadanie sprawdzać przytomność prowadzącego pociąg - jeśli maszynista zdejmie stopę z pedału, pociąg rozpoczyna automatyczne awaryjne hamowanie.

"Po tym, co zrobiłem, wolałbym umrzeć"

Z kolei "El Pais" przytoczył rozmowy, jakie Garzon prowadził zaraz po katastrofie. Jedną z pierwszych osób, z którymi rozmawiał maszynista na miejscu wypadku, był szef brygady policyjnej z La Coruni. Widząc, że Garzon jest ranny, powiedział mu, by usiadł. Maszynista odparł: "Zostałem tylko lekko ranny. Ale nie ja jestem ważny, ważni są pasażerowie". Potem powtórzył trzykrotnie "spieprzyłem". Gdy policjant spytał, co się stało, Garzon odparł: "Jechałem 190 km/h". Następnie maszynista miał spytać, czy są jakieś ofiary. "Nie martw się tym teraz" - odpowiedział mu funkcjonariusz. "Jak mam się uspokoić? Po tym, co zrobiłem, wolałbym umrzeć" - odpowiedział Garzon. Powtórzył to jeszcze kilka razy. W katastrofie pod Santiago, do której doszło w ubiegłą środę, zginęło 79 osób. Był to najtragiczniejszy wypadek kolejowy w Hiszpanii od 1944 roku.

Autor: /jk / Źródło: El Pais, El Mundo, tvn24.pl, PAP

Raporty: