Jak Rosjanie (nie) łapią zamachowców


Po zamachu na lotnisku Domodiedowo rosyjskie władze prześcigają się w zapewnieniach, że sprawcy zostaną odnalezieni i niechybnie ukarani. Podobne stwierdzenia padają po każdym zamachu w Rosji. Jednak po zamachach przeprowadzonych w ostatnich latach nikomu nigdy nie udowodniono winy przed sądem. W zamian ogłoszono sukces w postaci zabicia kilkunastu domniemanych zamachowców.

Rosyjskie władze już od początku XXI wieku przyjęły specyficzny sposób radzenia sobie z ściganiem domniemanych zamachowców. Zarówno Putin jak i Miedwiediew, szermują twardymi hasłami o zabijaniu terrorystów "w wychodkach" i "unicestwianiu ich na miejscu".

Po zamachu na Domodiedowie, zarówno premier jak i prezydent zapewnili, że sprawcy zostaną szybko wytropieni, złapani i postawieni przed obliczem sądu. Ma nad tym pracować cały rosyjski aparat bezpieczeństwa.

Podobnie było wcześniej, ale efekty okazały się co najmniej wątpliwe.

Łatwiej zabić niż uzasadnić

Po samobójczym ataku na moskiewskie metro w marcu 2010 roku, rozpoczęto szeroko zakrojone dochodzenie, które miało ujawnić mocodawców zamachowców. Pomimo śledztwa, nigdy nikogo nie postawiono przed sądem, ani nie wskazano jako domniemanego organizatora.

Federalna Służba Bezpieczeństwa (FSB) ogłosiła za to w maju sukces w postaci zabicia trzech rebeliantów w Dagestanie. Mężczyźni mieli być "zaangażowani" w atak na metro, jednak dowodów ani poszlak nigdy nie przedstawiono. W sierpniu zabito kolejnego domniemanego organizatora oraz domniemanego przywódcę dagestańskich partyzantów, który miał patronować zamachowi.

Jak pisze Jamestown Foundation, amerykański think-tank zajmujący się m.in. Rosją, Rosjanie muszą zaufać państwu i uwierzyć w zapewnienia, że domniemani zamachowcy zostali zabici. Rosyjskie służby bezpieczeństwa nie zdołały bowiem pojmać rebeliantów i postawić ich przed sądem.

Wierni słowom Putina

Podobnie jak w przypadku zamachów na metro postąpiono po ataku na Newski Ekspress. W zamachu w listopadzie 2009 roku zginęło 28 osób, w tym kilka wysokich rangą oficjeli. W styczniu 2011 roku śledczy oświadczyli, że siedmiu rebeliantów zabitych w 2010 roku w Inguszetii, było organizatorami ataku na pociąg. Dowodów nie przedstawiono.

Newski Ekspress już wcześniej był celem ataku w 2007 roku, ale wtedy nikt nie zginął. W ramach dochodzenia po tym zamachu złapano dwóch mieszkańców Inguszetii. Obydwaj zostali postawieni przed sadem, który oczyścił ich z zarzutów o terroryzm. Zostali jedynie skazani za nielegalne posiadanie broni. Rosyjscy analitycy, na których powołała się Jamestown Foundation, twierdzą, że władze "nominowały" dwóch Inguszów na zamachowców, co wyjaśnia nadzwyczajną łagodność sądu.

Źródło: Jamestown Foundation, Ria Novosti