Indianie zabierają głos w sprawie wezwań z dwóch prowincji do secesji od Kanady

Wybory w Kanadzie wygrała partia Trudeau. Prawicy się to nie podoba (na zdjęciu Calgary w Albercie)Shutterstock

Część polityków w zachodnich prowincjach Kanady mówi od czasu ostatnich wyborów parlamentarnych o możliwości secesji. Indianie odpowiadają jednak, że separatyści zapomnieli o braku podstaw prawnych, które umożliwiłyby taki krok i sami są temu przeciwni. Kanadyjscy dziennikarze znaleźli zwolenników dyskusji na ten temat na skrajnej prawicy i wyśledzili działania zaprogramowanych do tego botów.

Od wyborów, w których wygrała Partia Liberalna Kanady (LPC) premiera Justina Trudeau, dwie zachodnie prowincje kraju - Alberta i Saskatchewan - ustawicznie podkreślają, że chcą "zredefiniować swoje miejsce w kanadyjskiej konfederacji", jak to określił konserwatywny premier Alberty Jason Kenney. Konserwatywny premier Saskatchewan Scott Moe zapewniał w poniedziałek, że "dyskusja o separacji trwa". W mediach społecznościowych funkcjonuje hasztag #wexit (od słów "West" i "exit", czyli "zachód" i "wyjście, wystąpienie"), a zwolennicy separacji znaleźli platformę do dyskusji na stronie internetowej VoteWexit.

Reakcja rdzennych mieszkańców

Na dyskusję o "secesji" Alberty i Saskatchewan zareagowali w końcu rdzenni mieszkańcy Kanady, zajmując w niej stanowisko pozwalające postrzegać ich jako gwarantów stabilności. Cytowany przez portal publicznego nadawcy radiowo-telewizyjnego CBC szef największej indiańskiej organizacji Assembly of First Nations, Perry Bellegarde przypomniał w środę, że separatyści muszą pamiętać o prawach Indian, którzy w traktatach przekazywali swoje tereny w zarząd Korony, czyli państwa, w zamian m.in. za opiekę zdrowotną i edukację.

- Mamy przysługujące nam prawa, mamy prawa traktatowe, to są międzynarodowe porozumienia z Koroną - wyjaśnił Bellegarde.

- Prowincja Saskatchewan czy prowincja Alberta nie mają żadnej władzy, by decydować o separacji - stwierdził zaś Mark Arcand z rady plemion Saskatoon.

Na przełomie XIX i XX w. Korona Brytyjska, by uregulować kwestię osadnictwa, podpisała 11 traktatów z plemionami indiańskimi z terenów między zachodnim Ontario aż po Kolumbię Brytyjską i tereny północnej Kanady. Choć zobowiązania Korony nie były respektowane, a Indianie przeżyli dziesięciolecia, które określają jako "kulturowe ludobójstwo", to dziś plemiona rdzennych mieszkańców świadomie powołują się na prawa zagwarantowane im ponad sto lat temu właśnie w traktatach.

Alberta i Saskatchewan w KanadzieGoogle Maps

Traktaty są m.in. dowodem na to, kto jest rzeczywistym właścicielem ziem Kanady. To fundamentalna zmiana w porównaniu np. z 1995 r., gdy podczas referendum w sprawie secesji Quebec nikt ich nie pytał o zdanie.

Powiązania ze skrajną prawicą i boty w sieci

Część przedstawicieli Indian zwraca też uwagę, że "zachodni separatyzm" to często przykrywka dla antyindiańskich i rasistowskich ruchów i postaw.

Miesięcznik "Vice" opublikował w środę artykuł, w którym opisano związki zwolenników kanadyjskiego wexitu ze skrajną prawicą.

"Dwaj główni organizatorzy wexitu, kampanii wzywającej do secesji prowincji Prerii Kanadyjskich, mają bogatą historię rozpowszechniania skrajnie prawicowych i antymuzułmańskich teorii spiskowych" - napisał dziennikarz gazety Steven Zhou. Liberałom Trudeau zarzucali oni m.in. prowadzenie polityki imigracyjnej, która ma "zniszczyć białą, anglosaksońską rasę".

CTV News podała, opierając się na raporcie firmy H+K Strategies, że temat wexitu został w mediach społecznościowych sztucznie podbity przez boty oraz że fałszywe konta na Twitterze były odpowiedzialne za 28 proc. wszystkich tweetów na temat secesji Alberty.

Rządzący w tej prowincji konserwatyści stawiają na rozwój wydobycia ropy naftowej. Alberta domaga się budowy nowych rurociągów, ale przeciwni ich budowie są zarówno mieszkańcy Kolumbii Brytyjskiej, przez której tereny taki rurociąg musiałby przebiegać w drodze nad Pacyfik, jak i mieszkańcy Quebecu, przez który rurociąg biegłby w drodze na wybrzeże Atlantyku. Tymczasem w Kanadzie znacznie szybciej rozwija się sektor energii odnawialnej pozyskiwanej w różny sposób.

Według raportu think tanku Clean Energy Canada z października, szacuje się, że w ciągu najbliższych 10 lat zatrudnienie w sektorze energii odnawialnej wzrośnie do prawie 560 tys. osób – od pracowników farm wiatrowych po osoby zatrudnione przy izolacji domów. Choć do 2030 r. pracę w sektorze paliw kopalnych straci 50 tys. osób, to w tym samym czasie powstanie 160 tys. miejsc pracy w "zielonym" sektorze.

Firma naftowa Encana poinformowała niedawno, że przenosi swoją siedzibę z Calgary w Albercie do USA i zmienia nazwę na Ovintiv Inc, choć szef firmy Doug Suttles zapewnił, że w Kanadzie nie będzie zwolnień. Zaledwie dzień po wyborach o zwolnieniach informował natomiast koncern energetyczny Husky Energy. Pewnym symbolicznym wydarzeniem w ostatnich dniach było zamknięcie, po 154 latach działalności, VanTuyl and Fairbank Heavy Hardware - najstarszej firmy w ontaryjskim mieście Petrolia. 12 km od tego miasta, w Oil Springs, zbudowano w 1858 r. działający do dziś i pierwszy w Ameryce Północnej szyb naftowy. Sklep żelazny VanTuyl and Fairbank oferował m.in. wyposażenie dla górników naftowych, a z eksperckich usług pracowników z Oil Springs korzystano na całym świecie – także w Polsce.

Autor: mart/adso / Źródło: PAP

Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock

Tagi:
Raporty: