"Holandia nie jest dla wszystkich, Holandia jest dla Holendrów. Słyszycie mnie dobrze?"


- Stwierdzenie, że "Holandia jest dla wszystkich"... Proszę... To słowa z piosenki z Woodstocku z lat 60. - mówił we wtorek podczas debaty przedwyborczej Geert Wilders, szef antyislamskiej Partii na rzecz Wolności (PVV).

- Stwierdzenie, że "Holandia jest dla wszystkich"... Proszę... To słowa z piosenki z Woodstocku z lat 60. Holandia nie jest dla wszystkich, Holandia jest dla Holendrów. Słyszycie mnie dobrze? - mówił Wilders podczas ostatniej telewizyjnej debaty przed wyborami.

- W minioną sobotę widzieliśmy to w Rotterdamie, gdzie tysiące Turków świadomych komentarzy [prezydenta Turcji - red.] Erdogana nazywały Holandię krajem nazizmu i faszystów. Więc Turcy nie stoją po stronie Holandii. Holandia nie jest dla każdego - przekonywał Wilders.

Ruszyło głosowanie

Lokale wyborcze w Holandii zostały otwarte w środę o godz. 7.30 i będą czynne do godz. 21. Do udziału w głosowaniu w 17-milionowej Holandii uprawnionych jest ok. 13 mln osób, które spośród 1114 kandydatów z 28 partii politycznych wybiorą 150 deputowanych niższej izby parlamentu. W obecnym parlamencie reprezentowanych jest 16 ugrupowań. Według przedwyborczych sondaży centroprawicowa Partia Ludowa na rzecz Wolności i Demokracji (VVD) premiera Marka Ruttego miała niewielką przewagę nad antyunijną, antyislamską Partią na rzecz Wolności (PVV) Geerta Wildersa. Wynik jest jednak niepewny, bo różnica między kilkoma ugrupowaniami zajmującymi czołowe miejsca w sondażach pozostawała na poziomie błędu statystycznego. Niezależnie od tego, która partia wygra wybory, do rządzenia potrzebna będzie jej koalicja. Oznacza to, że sterów władzy nie obejmie Wilders, bo współpracę z nim wykluczają inne główne ugrupowania.

Najnowszy sondaż | TVN24 / dane: Maurice De Hond

Fenomen Wildersa

Holandia, a wraz z nią Europa analizuje jednak całą sytuację, bo fala populizmu, jaka przelewa się przez kontynent, jest postrzegana jako zagrożenie dla istnienia UE.

- Fenomen Wildersa wynika ze specyficznej historii Holandii. To jest i zawsze był tolerancyjny kraj, ale nie był rządzony w bardzo otwarty sposób. Mieliśmy różne grupy etniczne i religijne: katolików, protestantów i zsekularyzowanych - oni wszyscy mieli swoje partie polityczne, organizacje, szkoły czy związki zawodowe. Grupy te nie komunikowały się ze sobą. Ich liderzy współpracowali, aby Holandia była stabilnym krajem, ale było ciche porozumienie, żeby nie poruszać wrażliwych tematów. Jednym z nich była kwestia imigracji - powiedział PAP autor biografii Wildersa, politolog z Uniwersytetu Amsterdamskiego prof. Meindert Fennema.

Fenomen Wildersa wynika ze specyficznej historii Holandii. To jest i zawsze był tolerancyjny kraj, ale nie był rządzony w bardzo otwarty sposób. Mieliśmy różne grupy etniczne i religijne: katolików, protestantów i zsekularyzowanych - oni wszyscy mieli swoje partie polityczne, organizacje, szkoły czy związki zawodowe. Grupy te nie komunikowały się ze sobą. Ich liderzy współpracowali, aby Holandia była stabilnym krajem, ale było ciche porozumienie, żeby nie poruszać wrażliwych tematów. Jednym z nich była kwestia imigracji prof. Meindert Fennema

Jak podkreślił, polityka imigracyjna jego kraju w minionym wieku nie była zła jako taka. Problem polegał na tym, że nie była ona dyskutowana publicznie. - Tym, którzy chcieli o tym rozmawiać, przyklejano łatki rasistów i ksenofobów - zauważył Fennema. Jego zdaniem, obecna sytuacja i spore poparcie dla partii Wildersa to po części protest społeczeństwa przeciwko stylowi przywództwa elit politycznych, które do tej pory sprawowały władzę. - Ludzie głosują na Wildersa wiedząc o tym, że nie wejdzie on do rządu. Większość jego wyborców jest rozczarowana polityką w ogóle - podkreślił politolog. Inne źródła popularności lidera Partii na rzecz Wolności profesor upatruje w głośnych zabójstwach politycznych, jakie miały miejsce na początku XXI wieku w Holandii. W 2002 roku na 10 dni przed ówczesnymi wyborami ofiarą morderstwa padł mający szanse zostać premierem Pim Fortuyn, założyciel prawicowej LPF (Lista Pima Fortuyna), opowiadający się za nacjonalizmem kulturowym. Ten profesor socjologii nazywał islam zacofaną kulturą i nawoływał do powstrzymania napływu imigrantów. - Te wydarzenia spowodowały szok w holenderskim społeczeństwie. Jednak niedługo po tym morderstwie doszło do kolejnego - zauważył Fennema. W listopadzie 2004 r. islamski ekstremista zabił reżysera filmowego i krytyka islamu Theo van Gogha (prawnuka Theo van Gogha - marszanda i brata malarza). Morderca - 26-letni naturalizowany Marokańczyk, przybił ofierze nożem do klatki piersiowej list grożący życiu Wildersa i Ayaan Hirsi Ali - Holenderki pochodzącej z Somalii, działaczki politycznej i współpracowniczki van Gogha przy filmie o obrzezaniu kobiet w części muzułmańskich krajów.

- Oboje, zarówno Wilders jak i Hirsi Ali, musieli się po tym ukrywać - przypomniał Fennema. Choć mniejszości etniczne stanowią dalej relatywnie niewielką część społeczeństwa holenderskiego, to skoncentrowane są w miastach i przez to postrzegane przez część społeczeństwa jako potencjalne zagrożenie. Zdaniem profesora, jeśli ludzie postrzegają islam w Holandii jako problem, oznacza to, że faktycznie jest to problem. - W Holandii jest trochę ksenofobii, która może być zorganizowana pod hasłem sprzeciwu wobec islamu. Możesz być antyislamski, ale nie postrzegać siebie jako rasisty czy ksenofoba. Mówisz, że jesteś przeciwko kulturze islamskiej, że nie współgra ona z naszą kulturą - tłumaczy profesor. Obserwatorzy zwracają też uwagę, że dla wielu Holendrów, który stracili w wyniku globalizacji czy zmian społeczno-ekonomicznych zachodzących na przestrzeni ostatnich lat, imigranci stanowią łatwe wytłumaczenie ich frustracji.

Ostatnio stracił

Choć na partię Wildersa, która na przełomie roku była zdecydowanym liderem sondaży, chciał głosować co piąty ankietowany Holender, od kilku tygodni traci ona wyborców. Obecnie wyprzedzają ją liberałowie, czyli Partia Ludowa na rzecz Wolności i Demokracji (VVD) premiera Marka Ruttego. - Jest wiele powodów, dlaczego się tak dzieje. Po pierwsze Wilders zdecydował, że nie będzie uczestniczył w wielu debatach telewizyjnych. Miał nadzieję, że przez to będzie w stanie mocniej przyciągać uwagę. Przeliczył się jednak. Jak już doszło w poniedziałek wieczorem do debaty, została ona przysłonięta przez kryzys dyplomatyczny pomiędzy Turcją a Holandią - zauważył Fennema. Jego zdaniem w wyniku kryzysu dyplomatycznego między Holandią i Turcją, który zdominował ostatnie dni kampanii, liberałowie Ruttego wygrają wybory i będą największym ugrupowaniem w parlamencie. - Wilders nie będzie mógł ogłosić zwycięstwa - przewiduje jego biograf. Jak dodał, w Europie nie dojdzie do efektu domina i wyborcy w kolejnych krajach również będą stawiać tamę populistom i antysystemowym ugrupowaniom.

Autor: mtom / Źródło: PAP

Tagi:
Raporty: