Gdyby nie błąd MI-6, nie doszłoby do zamachu?

 
W atakach bombowych w metrze i autobusach zginęły 52 osobyArchiwum

Brytyjczycy podsumowują wyniki dochodzenia ws. okoliczności zamachów terrorystycznych w Londynie 7 lipca 2005, w których zginęły 52 osoby. Już wcześniej okazało się, że doszło do zaniedbań, zarówno jeśli chodzi o zabezpieczenie antyterrorystyczne, jak i podczas samej akcji ratunkowej po wybuchu bomb. Jednak prowadząca dochodzenie sędzia koroner Heather Hallett oświadczyła dziś, że w trakcie dochodzenia nie znalazła dowodów na poparcie tych twierdzeń.

Sędzia koroner Hallett orzekła, że wszyscy zabici są ofiarami "bezprawnej przemocy". Uznała, że "żadna organizacja, ani nikt indywidualnie, nie jest winien zaniedbań", które spowodowały ich śmierć, bądź powiększyły skalę tragedii.

Wyretuszowali zdjęcia przyszłych zamachowców

Wcześniej w czasie dochodzenia wyszło na jaw, że brytyjskie służby bezpieczeństwa z niewiadomych powodów przesłały wywiadowi USA wyretuszowane fotografie dwóch przyszłych zamachowców, zamiast pokazać je w tej formie, w jakiej je zrobiono. Niewykluczone, że wtyczka w Al-Kaidzie, którą mieli wówczas Amerykanie, zdołałaby rozpoznać osoby na zdjęciu.

Przy okazji innych procesów, w których oskarżonym postawiono zarzuty na podstawie ustawodawstwa antyterrorystycznego, wyszło na jaw, że Mohammad Sidique Khan (lider siatki) i Shehzad Tanweer (jego prawa ręka) na początku 2004 roku byli sfotografowani, śledzeni, a ich rozmowy nagrywano.

Dlaczego czekali 30 minut?

Sędzia Hallett podziękowała też strażakom, sanitariuszom i policjantom mówiąc, że żadne słowa nie są w stanie oddać ich ofiarności.

Tymczasem podczas dochodzenia ujawniono, iż strażacy stracili blisko 30 minut zanim zeszli w głąb stacji King's Cross, ponieważ nie mieli pewności, czy nie dokonano tam ataku z użyciem broni chemicznej lub biologicznej. Akcję wstrzymywano mimo że pasażerowie, którzy zdołali o własnych siłach wyjść ze stacji, nie zdradzali objawów wskazujących na zastosowanie takiej broni.

Ekipom ratunkowym brak było niezbędnego sprzętu; krótkofalówki i telefony komórkowe nie działały pod ziemią, a powodem zamieszania był brak jasności, czy kable elektryczne są wciąż pod napięciem.

Wnioski i rekomendacje

Sędzia ogłosiła dziewięć zaleceń, będących wnioskami z akcji ratunkowej; uwypuklone zostały działania, które można usprawnić dla zwiększenia skuteczności policji, służb bezpieczeństwa i ratunkowych w podobnych sytuacjach, gdy w grę wchodzi ratowanie życia.

Zalecenia dotyczą m.in. koordynowania działań ratunkowych, współdziałania różnych służb policyjnych, wymiany informacji, gromadzenia danych oraz protokołowania decyzji odnoszących się do oceny podejrzanych.

Ta ostatnia rekomendacja jest praktycznym wnioskiem z kierowanych pod adresem kontrwywiadu zarzutów, iż na wczesnym etapie nie zdał sobie sprawy, że Khan i Tanweer, namierzeni przy okazji innego śledztwa, to potencjalnie groźni terroryści, którymi należało się zainteresować.

Poczwórne uderzenie

Zamachowcami byli 30-letni Mohammad Sidique Khan, pochodzący z Jamajki 19-latek Jermaine Lindsay, 18-letni Hasib Hussain oraz 22-letni Shehzad Tanweer. Ostatni z nich zdetonował ładunek na stacji King's Cross, gdzie zginęło najwięcej ludzi - 26. Bomby, które zamachowcy-samobójcy mieli w plecakach, wybuchły ponadto na stacjach Aldgate oraz Edgware Road, a także w autobusie na Placu Tavistock.

Wśród 52 ofiar zamachów były trzy Polki: 23-letnia Monika Suchocka, 29-letnia Karolina Glueck oraz 43-letnia Anna Brandt. Zginął też Giles Hart - Anglik czynny w komitecie poparcia dla Solidarności. Trzech innych Polaków było w grupie 700 rannych.

Źródło: PAP

Źródło zdjęcia głównego: Archiwum