Eksplozje i wycieki. Japonia na krawędzi atomowej hekatomby

Aktualizacja:

Najpierw potężne wstrząsy, a po kilkudziesięciu minutach wielometrowa pędząca z dużą prędkością ściana wody. Zabezpieczenia leżącej blisko brzegu morskiego elektrowni Fukushima I nie wytrzymały. Doszło do największej awarii atomowej od czasów Czarnobyla. Po kilkunastu miesiącach walki z wyciekiem radioaktywnym rząd Japonii ogłosił zwycięstwo. Wielu ekspertów ma wciąż jednak poważne wątpliwości, czy zagrożenie już zniknęło. Zwłaszcza że analiza działania sektora atomowego Japonii w ostatnich latach pokazuje, jak wiele błędów popełniono, na stawiając kalkulacje ekonomiczne przed bezpieczeństwem ludzi i lekceważąc zagrożenie klęskami naturalnymi.

 
Układ reaktorów w elektrowni Fukushima Daiichi (zdj 

Już po kilku godzinach okazało się, że Japończykom grozić może katastrofa o jeszcze większej skali. Wstrząsy i tsunami uszkodziły poważnie elektrownię atomową w Fukushimie. Doszło do eksplozji i radioaktywnego wycieku w trzech reaktorach. Ślady radiacji wykryto nawet w wodzie w Tokio, zanieczyszczona radioaktywnie woda z reaktorów (chłodząca pręty) przedostała się do oceanu.

Awaria

Nie działa system chłodzenia reaktorów w elektrowni Fukushima I – ta informacja pojawia się o 22.39 czasu lokalnego 11 marca, kilka godzin po morderczym uderzeniu tsunami. W nocy z piątku na sobotę nadchodzą kolejne, coraz bardziej zatrważające doniesienia: rośnie poziom radiacji w elektrowni, a ok. 3.30 minister handlu Banri Kaieda mówi o "małym wycieku radioaktywnym".

Szczątkowe i sprzeczne informacje o 5 nad ranem w sobotę 12 marca oficjalnie potwierdza rząd, ogłaszając alarm atomowy na terenie elektrowni Fukushima Daiichi. Już wiadomo, że trzęsienie ziemi i tsunami odcięły reaktory od zasilania energią elektryczną, a morska woda, która wdarła się do budynków, zniszczyła zapasowe generatory.

Przestał działać system chłodzenia reaktorów, temperatura zaczęła gwałtownie rosnąć, a pręty paliwowe topić się. Zaczyna się walka o kontrolę nad reaktorami.

Kilka krytycznych dni

Japońska agencja bezpieczeństwa nuklearnego informowała początkowo, że na skutek awarii systemu chłodzenia mogła rozpocząć się częściowa reakcja topienia rdzenia reaktora numer 1. Rzecznik Tokyo Electric Power Company (TEPCO) - firmy zarządzającej elektrownią - zapewnił jednak, że nie doszło do reakcji.

Kiedy wydawało się już, że Japończycy (po zmniejszeniu ciśnienia w reaktorze) odzyskują panowanie nad sytuacją, doszło do wybuchu wodoru w budynku reaktora nr 1. W następstwie eksplozji, w elektrowni zawaliły się ściany i dach budynku. Ranne zostały cztery osoby.

Krytyczne były pierwsze dni po trzęsieniu ziemi (TVN24)
Krytyczne były pierwsze dni po trzęsieniu ziemi (TVN24)Krytyczne były pierwsze dni po trzęsieniu ziemi (TVN24)

Władze najpierw zarządziły ewakuację ludzi w promieniu 10 km od elektrowni, a później rozszerzyły ją do 30 km wokół obu obiektów nuklearnych – Fukushimy I i pobliskiej Fukushimy II. W sumie było to ok. 70 tys. osób. Kolejnym 136 tys. w "strefie rozszerzonej" (dalsze 10 km) polecono pozostawać w domach.

Gdy toczyła się walka o opanowanie sytuacji w reaktorze nr 1, zaczęły zawodzić systemy chłodzące w innych reaktorach. Najpierw problemy wystąpiły w reaktorze nr 3 - 13 marca doszło do eksplozji wodoru. Do rdzenia reaktora nr 3 zaczęto wtedy pompować morską wodę, aby zapobiec jego przegrzaniu i stopieniu.

Tuż po tym operator elektrowni, firma TEPCO poinformował o awarii chłodzenia w reaktorze nr 2. Przestały działać pompy dostarczające wodę do rdzenia. Początkowo kryzys udało się zażegnać, ale wnocy z 14 na 15 marca i tak doszło do eksplozji nagromadzonego wodoru. Równocześnie wybuchł pożar w budynku reaktora nr 4, który szybko ugaszono.

Dym nad elektrownią

Od tego czasu nad zdewastowanymi budynkami Fukushimy raz po raz unosiły się kłęby dymu. W akcję pompowania wody do redaktorów zaangażowano m.in. wojsko. W całej elektrowni nastąpił znaczny wzrost promieniowania. Władze zdecydowały o wycofaniu z budynku wszystkich pracowników. Na miejscu zostało tylko 300 ratowników - techników, żołnierzy, strażaków - którzy pracowali w grupach po 50 osób, na zmianę. Ratownicy, których świat nazwał samurajami Fukushimy, deklarowali, że są gotowi na śmierć w wyniku choroby popromiennej.

Żmudna i niebezpieczna praca zaczęła przynosić efekty. Stopniowo uszczelniano reaktory i obniżano w nich temperaturę. W grudniu 2011 rząd ogłosił, że ostatecznie odzyskał kontrolę nad przegrzanymi reaktorami Fukushimy (tzw. cold shutdown). Premier Japonii Yoshihiko Noda poinformował, że uszkodzone reaktory elektrowni osiągnęły stan zimnego wyłączenia (temperatura użytej do schładzania prętów paliwowych wody opada poniżej punktu wrzenia).

Część ekspertów ostrzega, że do zażegnania niebezpieczeństwa wciąż daleko. Silniejsze wstrząsy mogą bowiem uszkodzić nowy system chłodzenia z trudem i długo budowany przez operatora elektrowni.

"Mapa drogowa" dla Fukushimy

Rząd ogłosił plany całkowitego wyłączenia elektrowni. Ale ma to zająć nawet 40 lat. Jeszcze żaden kraj na świecie nie stał w obliczu tak trudnego zadania – wyłączenia i zabezpieczenia trzech reaktorów jednocześnie.

Zgodnie z przedstawionym planem, operator TEPCO w ciągu 2 lat usunie zużyte pręty paliwowe ze zbiorników, w których są przechowywane, ulokowanych w tych samych budynkach, co uszkodzone reaktory. Co najmniej jeden z tych zbiorników, które są wysoce radioaktywne, został odsłonięty w wyniku eksplozji wodoru, które zniszczyły budynki reaktora w pierwszych dniach awarii.

Dużo trudniejszym technologicznie krokiem będzie usunięcie stopionego paliwa, proces, który zdaniem rządu może zająć nawet 25 lat i wymaga robotów nowego typu oraz nowych technologii, nad którymi dopiero rozpoczynają się prace naukowe. Po usunięciu paliwa, pełne ostateczne wyłączenie reaktorów zajmie kolejne 5-10 lat.

 
Poziom skażenia po awarii (NNSA) 

Tak naprawdę nikt nie wie jak "posprzątać" po awarii. Na początku tego roku rząd japoński zapowiedział, że przeznaczy (na początek) 13 mld dolarów na kontrakty, których wykonawcy mają zająć się oczyszczeniem ze skażenia najbardziej narażonego na promieniowanie obszaru. Ale i w tej sprawie pojawiły się pierwsze kontrowersje. Okazało się bowiem, że wśród firm, które dostały kontrakty, są budowlane konsorcja, które uczestniczyły w budowie większości z 54 elektrowni atomowych w Japonii, w tym tej w Fukushimie.

Co dalej z japońskim atomem?

Druga kwestia to w ogóle przyszłość japońskiej energetyki atomowej. Po awarii w Fukushimie, pod wpływem dużej części opinii publicznej, władze były zmuszone do daleko idącego ograniczenia działalności takich elektrowni. Obecnie tylko trzy z 54 reaktorów atomowych działają. Praca reszty będzie w najbliższych miesiącach nadal będzie wstrzymana.

Państwowy regulator nuklearny Agencja Bezpieczeństwa Nuklearnego i Przemysłowego nakazała operatorom elektrowni jądrowych przeprowadzenie stress testów o komputerowych symulacji mających dać odpowiedź na pytanie o odporność reaktorów na takie klęski żywiołowe jak trzęsienia ziemi i tsunami.

W styczniu 2012 rząd japoński zaprosił ekspertów z Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej, by sprawdzili przeprowadzone wcześniej stress testy w reaktorach japońskich elektrowni. Agencja sprawdziła wyniki stress testów dwóch reaktorów w elektrowni Ohi w środkowej Japonii i uznała, że elektrownia przetrwałaby klęskę podobną do tej z marca 2011.

We wstępnych wnioskach MAEA uznała, że testy japońskie spełniają standardy bezpieczeństwa Agencji. MAEA wydała też rekomendacje dla Japonii, w tym zalecenie przeprowadzania bardziej wnikliwych analiz ryzyka związanego z trzęsieniami ziemi i tsunami. Ze swej strony operatorzy elektrowni atomowych w Japonii obiecali m.in. budowę lepszych zabezpieczeń przed uderzeniem tsunami.

Winni producenci, winny rząd

W sprawie awarii w Fukushimie przeprowadzono już kilka dochodzeń. Brak przygotowania na wypadek kataklizmu oraz niekompetentna reakcja władz i operatora elektrowni na kryzys przyczyniły się do pogorszenia sytuacji w japońskiej elektrowni atomowej Fukushima I po tsunami - wynika z raportu na zlecenie rządu.

Władze nie zażądały od TEPCO poczynienia konkretnych kroków, np. budowy dodatkowych zabezpieczeń, nawet po otrzymaniu od operatora wyników symulacji z roku 2008 i z początku 2011 roku, dotyczących wpływu tsunami na jego obiekty. (...) Firma TEPCO nie była przygotowana na sytuację, w której wszystkie źródła zasilania zostaną jednocześnie odcięte w kilku reaktorach na skutek katastrofy naturalnej, i nie wyszkoliła swoich pracowników na taką okoliczność. wstępny raport nt. awarii w Fukushimie powstały na zlecenie rządu

Liczący ponad 500 stron wstępny raport został przygotowany przez ekspertów na zlecenie japońskiego rządu. Opiera się na rozmowach z ponad 450 osobami, w tym przedstawicielami rządu i pracownikami elektrowni. Ostateczna wersja dokumentu ma być znana latem 2012 roku.

Według autorów opracowania ani operator elektrowni, firma TEPCO, ani rządowa agencja kontrolna nie przewidziały tak dramatycznych konsekwencji tsunami i nie były na nie przygotowane.

"Władze nie zażądały od TEPCO poczynienia konkretnych kroków, np. budowy dodatkowych zabezpieczeń, nawet po otrzymaniu od operatora wyników symulacji z roku 2008 i z początku 2011 roku, dotyczących wpływu tsunami na jego obiekty" - napisano w raporcie.

W 2008 roku firma TEPCO przeprowadziła symulację fal tsunami przekraczających 15 metrów, ale nie podjęła żadnych działań, ponieważ oceniła, że prawdopodobieństwo wystąpienia takiego kataklizmu jest niskie - głosi opublikowany dokument. W raporcie napisano także, że już po kataklizmie operator błędnie odpowiedział na awarię systemów chłodzenia reaktorów w uszkodzonej elektrowni.

"Firma TEPCO nie była przygotowana na sytuację, w której wszystkie źródła zasilania zostaną jednocześnie odcięte w kilku reaktorach na skutek katastrofy naturalnej, i nie wyszkoliła swoich pracowników na taką okoliczność" - stwierdzono w dokumencie.

Tymczasem raport przygotowany przez samą firmę TEPCO twierdził, że w żaden sposób nie mogła się ona przygotować na trzęsienie ziemi o sile 9 w skali Richtera, a także na tak wysokie fale.

Atak żywiołu i awaria atomowa zmieniły życie wielu Japończyków (TVN24)
Atak żywiołu i awaria atomowa zmieniły życie wielu Japończyków (TVN24)Atak żywiołu i awaria atomowa zmieniły życie wielu Japończyków (TVN24)

Ponury obraz japońskiego atomu

Zaskakująco szczery był podczas publicznego przesłuchania w parlamencie w połowie lutego Haruki Madarame, odpowiedzialny za bezpieczeństwo atomowe Japonii.

Przyznał, że przepisy w tej dziedzinie były notorycznie łamane. Przedstawił ponury obraz przemysłu atomowego zdominowanego przez bezkarne koncerny energetyczne, bezsilne organy nadzoru i rząd bardziej zainteresowany promowaniem energii nuklearnej niż zapewnieniem bezpieczeństwa swoim obywatelom.

Jako przykład zupełnego lekceważenia ryzyka związanego z atomem podał ślepą wiarę urzędników w niezawodność sieci energetycznych. Do tego stopnia, że podczas budowy kolejnych reaktorów w ogóle nie brano pod uwagę tego, co się stanie, gdy elektrownia atomowa zostanie odcięta od zasilania elektrycznego.

Zdaniem Madarame, który notabene sam się też w pewnym stopniu obciążał, urzędnicy nie przywiązywali też odpowiedniej wagi do stosunkowo nowych raportów naukowych wskazujących na możliwość wystąpienia potężnych trzęsień ziemi w pobliżu wybrzeża prefektury Fukushima.

Pod koniec lutego 2012 pozarządowa organizacja Rebuild Japan Initiative Foundation (RJIF) ogłosiła własny niezależny raport o awarii w Fukushimie i działaniach ówczesnych władz. Zespół 30 uniwersyteckich profesorów, prawników i dziennikarzy przez ponad pół roku prowadził własne dochodzenie w tej sprawie.

Ustalono, że w najbardziej dramatycznych chwilach kryzysu atomowego, japońscy przywódcy nie mieli pojęcia o prawdziwej aktualnej skali uszkodzeń w elektrowni i w wąskim gronie w tajemnicy rozważali możliwość ewakuowania Tokio. Zespół RJIF przeprowadził rozmowy z ponad 300 osobami, w tym najważniejszymi urzędnikami państwowych instytucji regulujących energetykę atomową oraz przedstawicielami rządu, jak też z samym Naoto Kanem, ówczesnym premierem. Uzyskali też dostęp do wielu źródeł informacji.

Raport ujawnia też m.in. chaos informacyjny i kompetencyjny oraz spory w kluczowym dla walki z awarią w Fukushimie trójkącie: premier Kan – władze operatora elektrowni, koncernu TEPCO – manager elektrowni Masao Yoshida. Na przykład 12 marca, 28 godzin po uderzeniu tsunami, szefowie TEPCO polecili zacząć wpompowywać wodę morską do reaktora nr 1. Ale po kilkudziesięciu minutach kazali wstrzymać akcję. Yoshida zignorował polecenie i w porozumieniu z Kanem nadal wpompowywał wodę.

Dalsze losy "trójki"

Wydarzenia z marca 2011 miały swe polityczne konsekwencje. Osłabiony i krytykowany za nieudolne wydobywanie kraju z kryzysu po trzęsieniu ziemi Naoto Kan został zastąpiony w sierpniu 2011 przez partyjnego kolegę, dotychczasowego ministra finansów Yoshihiko Nodę.

Wciąż nie wiemy, jakie szkody elektrowni wyrządziło tsunami i trzęsienie ziemi. Wyjaśnienie, że przyszło tsunami i dlatego stopiły się rdzenie reaktorów, nie jest właściwe. Wypadki zdarzają się, gdy zbiega się kilka przyczyn. prof. Masataka Goto

Poważne problemy ma też inny „bohater” - TEPCO. Awaria w Fukushimie kosztowała ją już miliardy strat, a przede wszystkim utratę zaufania klientów. Pod koniec ub.r. rząd zaproponował koncernowi czasowe przejęcie go przez państwo, co umożliwiłoby zastrzyk publicznych pieniędzy. Spółka może zostać też zmuszona do zamknięcia wszystkich sześciu reaktorów w Fukushimie ogromnym kosztem.

- Przez pierwszy tydzień po katastrofie byłem przekonany, że umrę - mówił do międzynarodowej delegacji dziennikarzy szef elektrowni Masao Yoshida oprowadzający ich po elektrowni w listopadzie 2011. W grudniu odszedł z funkcji managera Fukushimy, zajmuje teraz jedno z wyższych stanowisk w centrali TEPCO. Wg niepotwierdzonych informacji ma raka.

Rok po katastrofie wciąż nie odpowiedziano sobie na wiele pytań związanych z awarią w Fukushimie. - Wciąż nie wiemy, jakie szkody elektrowni wyrządziło tsunami i trzęsienie ziemi. Wyjaśnienie, że przyszło tsunami i dlatego stopiły się rdzenie reaktorów, nie jest właściwe. Wypadki zdarzają się, gdy zbiega się kilka przyczyn - mówił podczas konferencji w Brukseli 6 marca członek komitetu doradczego rządu Japonii ws. stress-testów prof. Masataka Goto.

Źródło: tvn24.pl, CNN, nytimes.com, PAP, LiveScience