"Economist": Trump wręczył Izraelczykom dar i nie wyciągnął od nich nic w zamian


Decyzja Donalda Trumpa w sprawie statusu Jerozolimy jest "ryzykancka" i nie przysłuży się amerykańskim interesom. Ale też nie ma ona nic wspólnego z polityką USA na Bliskim Wschodzie. Jest to ruch w polityce wewnętrznej Trumpa - komentuje "Economist".

Ogłaszając swą decyzję o uznaniu Jerozolimy za stolicę Izraela, Trump podkreślił, że robi to "w najlepiej pojętym interesie Stanów Zjednoczonych i w ramach dążenia do pokoju między Izraelem i Palestyńczykami". Zmiana statusu miasta nie pomoże ani interesom USA, ani stronom konfliktu - ocenia brytyjski tygodnik.

Porażka w procesie pokojowym

W tak zwanym procesie pokojowym jest to porażka - pisze, dodając, że "Trump wręczył Izraelczykom dar uznania (statusu Jerozolimy) i nie wyciągnął od nich nic w zamian". Osłabiło to jego własny wpływ na przebieg negocjacji w tym konflikcie, jak i postrzeganie Ameryki, która nie będzie już uznawana za "uczciwego mediatora między Izraelem a Palestyńczykami".

Osłabi też ona umiarkowane ugrupowania palestyńskie i ugodowego prezydenta Autonomii Palestyńskiej Mahmuda Abbasa, innymi słowy tych, którzy dążą do rozwiązania konfliktu na drodze negocjacji, a nie przemocy - przypomina tygodnik.

Na domiar złego Trump postawił w bardzo niezręcznej sytuacji swych arabskich sojuszników, którzy czują się zobowiązani stanąć po stronie Palestyńczyków, i "utrudnił im sojusz de facto z Izraelem mający być przeciwwagą dla rosnących wpływów Iranu na Bliskim Wschodzie" - konstatuje "Economist".

Nie polityka zagraniczna, a wewnętrzna

Skoro uznanie Jerozolimy za stolicę państwa żydowskiego jest mało praktyczne, "to dlaczego Trump w ogóle zadał sobie ten trud". "Odpowiedź nie ma nic wspólnego z polityką USA na Bliskim Wschodzie, za to wszystko - z polityką wewnętrzną" - wyjaśnia tygodnik.

Według "Economista" Trump spełnił obietnicę wyborczą dotyczącą statusu Jerozolimy, by umocnić pozycję wobec swej "bazy wyborczej", której istotną część stanowią wierni kościołów ewangelikalnych - nurtu pobożnościowy w protestantyzmie.

Ta baza "podziwia Izrael i nie lubi Arabów, a wielu ewangelikanów wierzy, że powrót Żydów (do Izraela) przyśpieszy realizację 'bożego planu' " - pisze "Economist".

Bardzo konserwatywni amerykańscy ewangelikanie, ważna część elektoratu Trumpa, byli od zawsze zwolennikami uznania Jerozolimy za stolicę Izraela. "Ewangelikanie są zachwyceni, bo Izrael jest dla nas miejscem świętym, a naród żydowski jest naszym najdroższym przyjacielem" - mówi w wywiadzie dla "Economista" pastor Kościoła ewangelikalnego na Florydzie Paula White.

"Zwłaszcza w ciągu ostatnich 20 lat inspirowane uczuciami religijnymi poparcie dla Izraela (...) było bardzo silne po konserwatywnej stronie amerykańskiej sceny politycznej" - wyjaśnia dalej "Economist" i dodaje, że 80 procent ewangelikanów, którzy głosują przede wszystkim na republikanów, deklaruje, że powrót Żydów do Ziemi Świętej to realizacja "bożego planu".

Katolicy przeciw

Tygodnik zauważa przy tym, że amerykańscy katolicy nie przyjęli dobrze decyzji prezydenta, a część z nich była jej kategorycznie przeciwna. "Głębokie zaniepokojenie" wyraził w tej sprawie papież Franciszek, a grupa duchowych przywódców wspólnot chrześcijańskich w Jerozolimie - katolickich, prawosławnych i innych - ostrzegła przed "narastaniem nienawiści, konfliktów, przemocy i cierpienia w Jerozolimie i Ziemi Świętej" w konsekwencji decyzji amerykańskiej administracji.

Dwa państwa, dwa narody, dwie ambasady

Dla Trumpa byłoby najlepiej "w ogóle nie dotykać kwestii Jerozolimy", a decyzja w sprawie jej statusu powinna była zostać zostawiona na sam koniec negocjacji pokojowych - podsumowuje "Economist".

A jeśli już Trump musiał wprowadzić jakieś zmiany, to "powinien był otworzyć w Jerozolimie nie jedną ambasadę, lecz dwie. Jedna odpowiadałaby za kontakty z Izraelem, a druga, we Wschodniej Jerozolimie, zajmowałaby się państwem palestyńskim, które (Trump) powinien również uznać. Dwie ambasady, dla dwóch państw i dwóch narodów. To byłby odświeżający sposób myślenia" - konkluduje "Economist".

Jednak ten sam tygodnik ocenił kilka tygodni wcześniej, że plany Trumpa wobec Bliskiego Wschodu nie koncentrują się na wypracowaniu układu między Izraelem a Palestyńczykami, a raczej na szukaniu sposobów przeciwstawienia się rosnącej potędze Iranu.

Autor: momo\mtom / Źródło: PAP

Tagi:
Raporty: