"Dima pomóż, nie możemy oddychać". Słyszał płacz dzieci, potem telefon już nie odpowiedział


To było niedzielne popołudnie, w galerii handlowej i znajdującym się w niej kinie przebywały setki ludzi. Kiedy wybuchł pożar, część osób nie wiedziała, co się stało. Świadkowie, którzy przeżyli, mówią, że zapanował chaos, światła w galerii zgasły, a dym w parę minut zasnuł korytarze. Podkreślają, że system przeciwpożarowy nie zadziałał. Jeden z mieszkańców Kemerowa powiedział w rozmowie z rosyjską telewizją, że zadzwoniła do niego żona. W tle słyszał płacz dzieci. Potem jej telefon przestał odpowiadać.

W niedzielę w Kemerowie na Syberii z niewyjaśnionych jeszcze przyczyn doszło do tragicznego w skutkach pożaru centrum handlowego. Zginęły co najmniej 64 osoby. Około 10 osób w poniedziałkowe popołudnie wciąż było poszukiwanych, a 10 kolejnych przebywało z poważnymi obrażeniami w szpitalach.

Rosyjskie media od niedzieli relacjonowały przebieg akcji ratunkowej, a potem poszukiwawczej. Jak informowano, w efekcie pożaru zawaliły się m.in. sale kinowe. Według doniesień mediów, powołujących się na źródła w rosyjskich służbach uczestniczących w akcji po pożarze, wśród 64 ofiar śmiertelnych jest co najmniej dziewięcioro dzieci.

"Panika i krzyki"

Państwowy Pierwyj Kanał, który wysłał na miejsce reporterów, rozmawiał m.in. z ocalałymi z tragedii i świadkami, którzy widzieli pożar stojąc przed galerią.

Według relacji przedstawianych przez Pierwyj Kanał, "wyjścia pożarowe zostały zablokowane z jakiegoś powodu", a pośród "paniki i krzyków" część ludzi wyskakiwała z budynku oknami.

Stacja podkreśla, że w galerii było wielu ludzi, w tym dzieci, bo właśnie rozpoczęły się szkolne ferie.

- Panika, chaos, ludzie uciekali. Najpierw zaczęło robić się ciemno. Zgasło światło, schody ruchome przestały działać, podobnie jak winda. Ludzie biegali, padali. Alarm w sklepie nie działał - opowiadała Danila Pljut, która uciekła przed pożarem.

Mąż jednej z ofiar, cytowany przez portal telewizji, relacjonował ostatnią rozmowę z żoną. "Kiedy zadzwoniła, powiedziała: Dima pomóż, nie możemy oddychać. Słychać było płacz dzieci. Mówiła, że wszyscy leżą na podłodze. Przebacz - to było jej ostatnie słowo. Potem telefon przestał odpowiadać" - mówił mężczyzna.

Nastoletnia Ludmiła tłumaczyła, że nie wie, co się stało z bratem jej kolegi. Tego dnia wielu jej znajomych z technikum przyszło do centrum handlowego. Brat kolegi "był wtedy w kinie". - On jest bardzo młody, nie wiadomo, co się z nim stało. Nikt nic nie wie. Nie ma go na żadnej liście - dodawała.

"Byliśmy tam, kiedy to wszytko miało tam miejsce. Ja z mężem i młodszym synem poszłam do szatni, a mama została ze starszym synem. Siedzę, ubieram dziecko i nagle widzę, że ludzie wybiegają z sali kinowej i biegną w stronę schodów. Początkowo nie zrozumiałam, co się wydarzyło. Po dwóch minutach dym dotarł do nas. System przeciwpożarowy w ogóle nie zadziałał" - napisała z kolei w jednym z portali społecznościowych cytowana przez Pierwyj Kanał Maria Worobiowa.

Inni mieszkańcy Kemerowa cytowani przez portal rosyjskiej państwowej telewizji mówią, że wokół kina, w korytarzach galerii "było ciasno". - Było bardzo źle. Porozstawiali sporo przeszkód, korytarze były wąskie i pozastawiane sprzętami. Nie było jak wyjść. (Stały - red. ) maszyny z popcornem, lodówki - tłumaczył jeden z rozmówców.

Jak podkreślają rosyjskie media, krewni wszystkich zaginionych - prawdopodobnie 10, może kilkunastu osób - znajdują się w sztabie operacyjnym, utworzonym w szkole, w pobliżu miejsca tragedii. Ponad 50 osób jest wspieranych przez psychologów. Cały czas w kontakcie z nimi pozostają ratownicy i władze lokalne. Bliscy nie tracą nadziei.

Zamieszczają w internecie fotografie krewnych i proszą o kontakt naocznych świadków.

Kemerowo, Federacja Rosyjska

Autor: MR/adso / Źródło: reuters, pap, 1tv.ru

Tagi:
Raporty: