"Najgorszy pojedynek telewizyjny". Europa rozczarowana debatą


"Ordynarna wymiana ciosów", "smutny spektakl", "najgorszy pojedynek telewizyjny" - w ten sposób europejska prasa komentuje środową debatę kandydatów na prezydenta Francji, Marine Le Pen i Emmanuela Macrona.

"Dwie godziny napięcia, żeby nie powiedzieć brutalności. Cztery dni przed drugą turą wyborów prezydenckich można się było spodziewać ostrego pojedynku" - relacjonuje na pierwszej stronie francuskojęzyczna gazeta "Le Soir" wydawana w Brukseli.

"Buldożer kontra profesor"

Belgowie żywo interesują się wyborami w sąsiednim kraju nie tylko ze względu na bliskość geograficzną i znaczące powiązania gospodarcze, ale też posługiwanie się przez znaczną część Belgów językiem francuskim.

"Le Soir" wyraża rozczarowanie poziomem debaty, zwracając uwagę, że ani nie była ona zrównoważona ze względu na różnice poziomu obojga kandydatów, ani nie odpowiadała powadze chwili. Dziennik wskazuje, że debata nie pozostawiła widzom ani chwili na wytchnienie.

Sięgając po porównanie z walką bokserską, gazeta napisała, że Le Pen wybrała "skrajnie ofensywną postawę". "Uzbrojona w leżące przed nią dokumenty, z których czerpała informacje, ciągle kąsała swojego przeciwnika" - opisuje autor.

Po prawej stronie ekranu Macron starał się przedstawiać swój program, jednak nie był w stanie zrobić tego skutecznie podczas słabo moderowanej debaty - ocenia "Le Soir".

W dalszej części tekstu gazeta używa kolejnego porównania, żeby zobrazować starcie pretendentów do prezydentury: "buldożer kontra profesor". Tym samym nie pozostawia wątpliwości, jakie są sympatie redakcji.

"Kandydatka Frontu Narodowego nie miała nic do stracenia. Grała jak buldożer, tak jakby jej misją nie były starania o Pałac Elizejski, ale bycie zajadłym przeciwnikiem następnego prezydenta, z nadzieją na wprowadzenie jak największej liczby deputowanych podczas wyborów parlamentarnych w czerwcu" - ocenia belgijski dziennik.

Jednak dla lidera ruchu En Marche! wyzwanie było inne - kontynuuje gazeta. Centrysta Macron musi przywdziać kostium prezydencki, a Le Pen mu w tym nie pomoże. "Le Soir" przypomina, że w pierwszej turze zdobył on 24 proc. głosów, a teraz, żeby wygrać, potrzebuje poparcia większości Francuzów. Część będzie na niego głosować tylko po to, by zablokować Front Narodowy.

Dziennik pisze też o "czerwonej kartce" dla prowadzących debatę - Christophe'a Jakubyszyna i Nathalie Saint-Cricq, których część oglądających środową potyczkę obarcza odpowiedzialnością za jej nie najlepszy przebieg.

"Zadyma", nie debata

Niemieccy komentatorzy nie zostawiają w czwartek suchej nitki na obojgu kandydatach, zarzucając im, że przekształcili debatę telewizyjną w "zadymę" nacechowaną "bezprecedensową agresją". Zwracają uwagę na antyniemieckie akcenty u Le Pen.

"Debata wymknęła się od pierwszych minut spod kontroli" - pisze "Die Welt". Zdaniem autora komentarza Saschy Lehnartza, Francuzi mieli okazję obejrzeć "najgorszy pojedynek telewizyjny" kandydatów na prezydenta w historii V Republiki. "Stosując zmasowany ogień osobistych przytyków, Le Pen wciągnęła Macrona na swój poziom" - ocenił.

Dyskusja nie pomogła w podjęciu decyzji wyborcom, którzy nie wiedzą, na kogo głosować - uważa komentator. Jego zdaniem "upadek poziomu dyskusji" był tym bardziej widoczny, że przed debatą telewizją pokazała fragmenty poprzednich pojedynków, w tym dyskusję Valery'ego Giscarda d'Estaing z Francois Mitterrandem w 1974 roku.

Lehnartz skrytykował ostro dziennikarzy prowadzących dyskusję, zarzucając im "letarg" i "kompletną bierność".

Główną odpowiedzialność ponosi jednak, jego zdaniem, przywódczyni skrajnej prawicy Le Pen, która rozpoczęła pojedynek jak "duży pudel nafaszerowany ketaminą". "Od razu zaatakowała frontalnie Macrona zarzucając mu, że jest kandydatem globalizacji, zwolnień z pracy, finansów, związków pracodawców, czyli - jednym słowem - bankierem inwestycyjnym o lodowatym sercu". Wymyślała mu ponadto od "sługusów (Angeli) Merkel".

"Bezprecedensowa agresja"

Zdaniem "Spiegla" od pierwszych sekund debaty w studiu panowała atmosfera "zadymy". Kandydaci "nie dyskutowali o treściach, lecz bez ustanku się atakowali" - komentuje tygodnik. Spotkanie stało się "ordynarną wymianą ciosów", nacechowaną "demagogią, wymyślaniem sobie i obarczaniem się winą" - czytamy.

"Frankfurter Allgemeine Zeitung" pisze, że dyskusję cechowała "bezprecedensowa agresja". "Faworyt (Macron) próbował stawiać pytania, jego rywalka koncentrowała się na atakach i nie uniknęła przy tym kompromitacji" - ocenia Michaela Wiegel.

Autorka zwraca uwagę na liczne antyniemieckie akcenty w wypowiedziach Le Pen, która usiłowała zdyskredytować centrystę Macrona jako polityka, który "wykonuje polecania Berlina". Wiegel przypomniała wypowiedź Le Pen, że gdy zostanie prezydentem, to "Niemcy będą cierpieć".

Druga tura wyborów

Według sondażu zamówionego przez stację telewizyjną BFMTV, 63 proc. telewidzów uznało, że Macron był "bardziej przekonujący", a 34 proc. powiedziało tak o Le Pen. 12 proc. wśród osób, które w pierwszej turze wyborów głosowały na kandydatkę skrajnej prawicy, uważa Macrona za bardziej przekonującego, podczas gdy 3 proc. jego wyborców za lepszą w debacie uznało Le Pen.

Druga, decydująca tura wyborów prezydenta Francji odbędzie się w najbliższą niedzielę, 7 maja. Według sondaży faworytem jest Macron.

Autor: mm//rzw/jb / Źródło: PAP

Tagi:
Raporty: