Czy Putin w Katyniu wyrzeknie się Stalina?

Aktualizacja:

Rosyjskie media zastanawiają się, jak wyglądać będzie spotkanie rosyjskiego premiera z Donaldem Tuskiem podczas uroczystości w Katyniu. "Moskowskij Komsomolec" analizuje, czy Putin wyrzeknie się Józefa Stalina? "Gazeta Wyborcza" dowiaduje się natomiast, że rosyjski premier kazał FSB odnaleźć tzw. białoruską listę katyńską - spis Polaków zamordowanych przez NKWD - i mógłby przekazać ją Donaldowi Tuskowi 7 kwietnia.

Czy lista taka w ogóle istnieje - stuprocentowej pewności nie ma. - To dokument niezwykłej wagi. Czekają na niego tysiące rodzin Polaków, którzy po 17 września 1939 r. zaginęli bez wieści na zajętych przez Armię Czerwoną na Kresach II RP, nazwanych zachodnią Białorusią - dziennikarzom "GW" powiedział przewodniczący Federacji Rodzin Katyńskich Andrzej Skąpski. Dlatego przekazanie go Donaldowi Tuskowi przez Władimira Putina byłoby znaczącym gestem dyplomatycznym.

W latach 90. z archiwów KGB wypłynęła tzw. ukraińska lista katyńska - spis zabitych na tzw. zachodniej Ukrainie. Znajduje się na niej 3435 nazwisk. W 1959 r. ówczesny szef KGB Aleksandr Szelepin raportował natomiast Nikicie Chruszczowowi o zabitych 7305 Polakach. Brakujące 3870 nazwisk miałoby się znajdować właśnie na liście białoruskiej.

Rosyjski MSZ nic nie wie

Rzecznik MSZ Rosji Andriej Niestierienko przyznał, że nie wie, co konkretnie strona rosyjska zamierza zakomunikować tam swoim polskim kolegom na temat tej tragedii.

- W sprawie list nie mogę powiedzieć niczego konkretnego. Trwają aktywne przygotowania do kwietniowych spotkań. Nie dysponuję jednak wiedzą, co konkretnie nasza strona zamierza zakomunikować naszym polskim kolegom na temat tej tragedii - oznajmił Niestierienko.

Co się stanie w Katyniu?

- Katyń jest prawdopodobnie najboleśniejszym problemem, jaki Rosja odziedziczyła po ZSRR - ocenia autor publikacji w wielkonakładowej gazecie sympatyzującej z prezydentem Rosji Dmitrijem Miedwiediewem, znany rosyjski dziennikarz zajmujący się tematyką historyczną, Leonid Mleczin. Dodaje, że "i w Polsce, i w Rosji czeka się na to, co powie szef naszego rządu". - Nadszedł czas, aby podjąć ostateczne decyzje dotyczące losu tej spuścizny - mówi.

"Powstały warunki do postawienia kropki"

Publicysta przypomina, że szef grupy dochodzeniowej Głównej Prokuratury Wojskowej Federacji Rosyjskiej, która prowadziła śledztwo w sprawie zbrodni katyńskiej, za winnych uznał Stalina, jego współtowarzyszy z Politbiura, szefów NKWD i bezpośrednich wykonawców egzekucji.

- Wydawało się, że powstały warunki do postawienia kropki w tej tragedii, która skłóca Rosję i Polskę. Jednak stało się to, co tylko pogorszyło sytuację! W 2004 roku sprawę umorzono z powodu śmierci winnych. Co więcej - materiały śledztwa utajniono. Sprawiło to, że nasiliły się rozmowy o tym, że Rosja ukrywa stalinowskie zbrodnie - podkreśla Mleczin.

Co powie na spotkaniu z Polakami?

- Co teraz może powiedzieć nasz premier, gdy spotka się z Polakami? - pyta autor. Zauważa, że "ostrożne, dozowane przyznania winy padły już z ust przedstawicieli rosyjskiego rządu 10 lat temu, gdy otwierano zespoły memorialne w Katyniu i Miednoje".

Według Mleczina, "ograniczenie się teraz do abstrakcyjnego potępienia nieludzkiej machiny totalitaryzmu bez wymienienia nazwisk będzie równoznaczne z przekazaniem katyńskiej spuścizny następnemu pokoleniu".

"Nieudana formuła powiązania Katynia z czerwonoarmistami"

Publicysta przestrzega, że "nieudana byłaby formuła powiązania Katynia z losem czerwonoarmistów, którzy dostali się do niewoli po przegranej wojnie z Polską w 1920 roku i którzy zmarli w obozach jenieckich".

- Co można więc zrobić? - pyta i odpowiada: "Skierować przygotowany przez Główną Prokuraturę Wojskową akt oskarżenia do Sądu Najwyższego, aby wydał ostateczny werdykt".

Wiedzę o zbrodniach stalinowskich w ich pełnym wymiarze mają tylko historycy. Dla ludzi starszego pokolenia każde takie odkrycie, to szok. A młodsze pokolenie najwyraźniej nie ma ochoty wyjaśniać, co działo się w rzeczywistości i kieruje się hasłem: nie pozwolimy im, by oskarżali Rosję!

"Kropka nad historią sprzed 70 lat"

Zdaniem Mleczina, innym wariantem mogłoby być wskazanie winnych i danie politycznej oceny tej zbrodni przez Dumę Państwową lub prezydenta Rosji. - W ten sposób w historii, która zaczęła się 70 lat temu, postawiona zostałaby kropka - wskazuje.

W ocenie publicysty, "przeszkadza temu przede wszystkim stan umysłu społeczeństwa rosyjskiego". - Wiedzę o zbrodniach stalinowskich w ich pełnym wymiarze mają tylko historycy. Dla ludzi starszego pokolenia każde takie odkrycie, to szok. A młodsze pokolenie najwyraźniej nie ma ochoty wyjaśniać, co działo się w rzeczywistości i kieruje się hasłem: nie pozwolimy im, by oskarżali Rosję! - wyjaśnia Mleczin.

"Za granicą wiedzą, kto zamordował polskich jeńców"

Publicysta podkreśla, że "problem polega na tym, iż za granicą doskonale wiedzą, kto zamordował polskich jeńców". - Tak więc reputacji Rosji w danym wypadku szkodzi negowanie tego, co oczywiste - konstatuje.

Mleczin uznaje za "bluźnierstwo" sugerowanie, że "powiedzenie prawdy o zbrodni popełnionej w Katyniu obrazi pokolenie wojenne". "To nie ma nic wspólnego z Wielką Wojną Ojczyźnianą. Żołnierze, którzy walczyli na frontach, i robotnicy zaplecza, nie mają żadnego związku z tą zbrodnią" - zaznacza.

Spotkanie 7 kwietnia

- I właśnie w interesie państwa leży oddzielenie zbrodniarzy od narodu, weteranów. A ukrywanie masowego mordu wygląda na współudział - przestrzega. "Dlaczego Rosjanie wobec całego świata powinni dzielić ze stalinowskimi zbrodniarzami odpowiedzialność za to, czego nie uczynili? - dodaje.

Mleczin podkreśla, iż "najważniejsze jest to, że nie można w nieskończoność przekazywać tej tragicznej spuścizny nowym pokoleniom - Czekam na to, by przywódcy Rosji powiedzieli, że czas nabrać odwagi, uporać się z katyńskim spadkiem i przezwyciężywszy przeszłość, iść naprzód - konkluduje Mleczin w "Moskowskim Komsomolcu".

Putin i Tusk przyjadą do Katynia 7 kwietnia, aby w 70. rocznicę mordu NKWD na polskich oficerach wspólnie uczcić ich pamięć w Lesie Katyńskim koło Smoleńska.

Źródło: PAP, "Gazeta Wyborcza"