Coraz więcej niechęci wobec cudzoziemców. To początek końca "otwartej Szwecji"?

Gorąca noc na przedmieściach Sztokholmu
Gorąca noc na przedmieściach Sztokholmu
Salah Moallin
W niedzielę wybory w SzwecjiSalah Moallin

Postrzegana przez lata jako ostoja stabilności i tolerancji Szwecja ma poważne problemy z polityką imigracyjną. Z obawy przed rosnącymi kosztami opieki nad osobami ubiegającymi się o azyl, cześć społeczeństwa zaczęła kwestionować politykę otwartych drzwi prowadzoną w tym kraju od dziesięcioleci. Korzysta na tym partia Szwedzcy Demokraci, proponująca radykalne zmiany. W niedzielę Szwedzi idą do urn, by wybrać nowy parlament.

W dopasowanym garniturze, z wygładzoną fryzurą i w hipsterskich okularach, 35-letni Jimmie Åkesson wygląda bardziej jak urzędnik niż radykalny prawicowy polityk. Tymczasem to właśnie Åkesson, lider partii Szwedzcy Demokraci (Sverigedemokraterna), coraz bardziej wstrząsa szwedzką sceną polityczną. Myśl przewodnia jego partii to ograniczenie napływu imigrantów o 80-90 proc. - Lepiej dla imigrantów będzie, by zamiast przyjeżdżać do Szwecji, zostali w swoich krajach - przekonuje Akesson, a jego opinię podziela coraz więcej Szwedów. Według ostatnich sondaży jego partia - która wyrasta na na trzecią siłę polityczną w kraju, po socjaldemokratach i konserwatystach - może w niedzielnych wyborach liczyć nawet na 10 procent głosów. Jeśli to się uda, byłby to najlepszy wynik SD w historii, w porównaniu z rokiem 2010 poparcie dla tego ugrupowania wzrosłoby niemal dwukrotnie (w wyborach cztery lata temu otrzymali 5,7 proc. głosów, wcześniej zawsze uzyskiwali mniej niż 3 proc.). To spory zysk , zważywszy na to, że do połowy lat 90. XX wieku Szwedzcy Demokraci byli uważani za grupę ekstremistów z nazistowskimi ciągotami. Ich antyimigracyjne poglądy od tamtej pory niewiele się zmieniły z tym, że dziś stawiają siebie na pozycji strażnika państwa opiekuńczego. W poprzednich wyborach wypuścili spot wyborczy, w którym typowa szwedzka emerytka idzie odebrać pieniądze z banku, ale zostaje brutalnie zepchnięta na bok przez grupę kobiet w burkach. Jak wyjaśnia lektor, przyszedł czas wyboru - albo rząd zmniejszy wydatki na imigrantów, albo na emerytów. Kampania wyborcza, której elementem była reklama, okazała się na tyle skuteczna, że w 2010 roku partia weszła do szwedzkiego Riksdagu uzyskując 20 na 349 mandatów. Wszystko wskazuje na to, że teraz będzie ich jeszcze więcej.

Głośno mówią o tym, o czym wielu Szwedów myśli

Skąd ten sukces? - Åkesson zdobył poparcie, mówiąc na głos to, co przez dziesięciolecia większość Szwedów tylko po cichu myślała - uważa socjolog Ryszard Szulkin, profesor z Uniwersytetu Sztokholmskiego. W rozmowie z portalem tvn24.pl Szulkin wyjaśnia, że "niechętna cudzoziemcom mniejszość w Szwecji istniała od lat, a teraz zorganizowała się politycznie, ma zręczne, sprawne przywództwo i zaistniała w sposób trwały na scenie politycznej".

Wybory w Szwecji
Jimmie Åkesson lider skrajnie prawicowej partii Szwedzcy DemokraciWybory w SzwecjiEPA | EPA

W Södertälje więcej uchodźców z Iraku niż w USA

Kwestia imigrantów ma w Szwecji istotne znacznie. Przez dziesiątki lat kraj ten otwierał się na uchodźców z Bośni, Iraku czy Somalii. Według oficjalnych danych, w tym dziesięciomilionowym państwie mieszkają reprezentanci aż dwustu narodowości, a 17 proc. mieszkańców ma obce pochodzenie. Wskaźnik ten jest najwyższy wśród wszystkich państw skandynawskich i jeden z najwyższych w Europie. Tylko w ubiegłym roku Szwecja otrzymała łącznie 54 tys. wniosków o azyl (przyjęto blisko połowę), co w porównaniu z rokiem 2012 daje 24-procentowy wzrost. W bieżącym roku liczba wniosków wyniosła już 80 tys. - Szwecja ma niezwykle otwarty i solidarny stosunek do uchodźców wojennych, w tej chwili przyjmuje bardzo wiele rodzin np. z Syrii - mówi portalowi tvn24.pl Katarzyna Tubylewicz, polska pisarka mieszkająca w Szwecji. - Jest to chyba przede wszystkim kraj paradoksów i kontrastów, w którym marzenie o otwartości i tolerancji ściera się z dawnymi przyzwyczajeniami społeczeństwa, które było przez całe lata całkowicie homogeniczne i w którym ceni się takie wartości jak konsensus, o który często trudniej w wielokulturowym towarzystwie - dodaje. Ale nie tylko o kulturową odmienność tu chodzi. Problemy z imigrantami rozgrywają się na tle wielkich wyzwań gospodarczych. Polityka imigracyjna otwartej Szwecji została sformułowana w latach 70. XX wieku, w czasie, kiedy Szwecja była czwartym najbogatszym krajem na świecie, a stopa bezrobocia utrzymywała się nieco powyżej zera. Łatwo wtedy było być hojnym. Teraz jednak wzrost gospodarczy jest słaby, głównie z powodu kryzysu finansowego z 2008 roku (w dużej mierze jest to konsekwencja spadku napływu inwestycji zagranicznych, które z 250 mld koron szwedzkich w 2008 r. spadły prawie do zera w 2010). Bezrobocie uparcie tkwi zaś, jak podaje Eurostat, w granicach ośmiu procent. - Szwecja jest z jednej strony krajem, który znajduje się w europejskich forpocztach jeśli chodzi o niesienie pomocy uchodźcom wojennym i dawanie im azylu (warto przypomnieć, że swego czasu mała miejscowość pod Sztokholmem, Södertälje, przyjęła więcej uchodźców z Iraku niż całe USA), a z drugiej strony - jest też krajem, w którym imigrantom, zwłaszcza tym spoza Europy, wyjątkowo trudno asymilować się na rynku pracy - mówi Tubylewicz. Potwierdzają to statystyki, według których imigrant w Szwecji potrzebuje 10 lat, by znaleźć pracę.

Tubylewicz wskazuje też na problem coraz bardziej widocznej segregacji mieszkaniowej, której efektem jest podział na dobre i złe dzielnice oraz etniczne getta. Do tego imigranci muszą zmierzyć się z mniej lub bardziej ukrytymi formami rasizmu. - Ponieważ częścią tożsamości szwedzkiej przez wiele lat było przekonanie o tym, że wszyscy Szwedzi są tolerancyjni i solidarni, bardzo długo nie dyskutowało się na temat tych problemów, pozwalając im narastać. Szwedzcy Demokraci wypełnili więc pewną niszę. Są niestety dowodem na to, że nie ma na świecie krajów, w których wszyscy są tolerancyjni - zaznacza Tubylewicz.

Uwaga islam! kontra "armia nazistów"

Åkesson zasłynął w Szwecji jako główny przeciwnik Unii Europejskiej, ale jego kariera tak naprawdę zaczęła się rozwijać w ubiegłym roku, kiedy zaczął ostrzegać przed rozprzestrzenianiem się islamu w Szwecji. W tym samym czasie przez kraj przetoczyła się fala zamieszek. Nieformalna segregacja rasowa, wysokie bezrobocie, zwolnienia w fabrykach produkujących samochody, brak obiecanych przez rząd reform gospodarczych i uzależnienie od zasiłków sprawiły, że mieszkający na ubogich przedmieściach imigranci podnieśli bunt.

- Poziom bezrobocia wśród nowych imigrantów, którzy otrzymali azyl w Szwecji, jest bardzo wysoki. Ich dzieci nierzadko mają problemy w szkole. Wszystko to tworzy nastrój, że imigracja oznacza raczej problemy, niż nowe możliwości dla kraju. Tak więc humanitarna polityka w dziedzinie azylu połączona z nieumiejętnością rozwiązania problemów integracji (zwłaszcza jeśli chodzi o rynek pracy) tworzy kontekst, w którym ksenofobiczna prawica powiększa swój elektorat - tłumaczy Ryszard Szulkin.

A to prowadzi do napięć. Przemoc wybuchła w Sztokholmie, w dzielnicy Husby, zamieszkałej w 90 procentach przez "nowych" Szwedów. W maju 2013 roku imigranci wyszli na ulice, palili samochody i szkoły, atakowali policję. Ze względu na panującą w Szwecji poprawność polityczną, dziennikarze określali wtedy napastników jako "grupy zbuntowanej młodzieży", pomijając ich rasę oraz pochodzenie etniczne.

Na odpowiedź nie trzeba jednak było długo czekać. Po zamieszkach na ulice wyszły patrole nacjonalistów. Początkowo w internecie pojawiły się wiadomości sugerujące, jakoby nacjonaliści mieli pomagać policji tłumić zamieszki oraz otrzymywali od niej podziękowania. Tymczasem szwedzka policja zaczęła poświęcać więcej uwagi nacjonalistycznym patrolom niż imigrantom plądrującym domy i podpalającym samochody. Media w całej Europie zaczęły grzmieć o "armiach nazistów", które mogą zacząć kontrolować sytuację na ulicach. Po dwóch tygodniach policji udało się opanować zamieszki. Rząd w tym czasie sprawiał wrażenie, jak gdyby ignorował problem. Szwedzcy Demokraci mówili natomiast, że to, co się dzieje na przedmieściach, jest bezpośrednim wynikiem nieodpowiedzialnej polityki imigracyjnej tworzącej głębokie podziały w społeczeństwie szwedzkim. - Szwedzi nie chcą mieszkać w dzielnicach, w których jest dużo ludzi o innym odcieniu skóry i zatrudniać też wolą osoby do siebie podobne, mówiące po szwedzku bez akcentu, ewentualnie z akcentem brytyjskim lub amerykańskim. Nie tyczy się to wszystkich miejsc pracy. Np. w szwedzkiej służbie zdrowia pracują specjaliści z wszystkich możliwych krajów, ale zarazem mówi się, że sztokholmscy taksówkarze są najlepiej wykształceni na świecie, bo często są inżynierami lub magistrami z Iranu, Iraku itp., którzy nie mieli szans na inną pracę - dodaje Tubylewicz. Dopiero po kilku miesiącach od zamieszek w Husby rząd rozpoczął specjalny program, który ma ułatwiać imigrantom znalezienie pracy. Nie uspokoiło to jednak przeciwników "nowych" Szwedów. Badania opinii publicznej przeprowadzone po fali zamieszek wykazały, że w tym czasie około 20 proc. obywateli uważało, że Szwedzcy Demokraci mają lepszy pomysł na politykę imigracyjną niż rządząca koalicja. Posłowie tej partii chcą obniżając wydatki na imigrantów, zwiększyć nakłady na m.in. opiekę społeczną.

Wiece Szwedzkich Demokratów przyciągają tłumy:

Państwo opiekuńcze coraz bardziej kruche

W obliczu kryzysu gospodarczego rządząca przez dwie kadencje (w koalicji z trzema innymi partiami) Umiarkowana Partia Koalicyjna (Moderata Samlingspartiet) powoli, lecz skutecznie zaczęła odchodzić od modelu państwa opiekuńczego. Większość świadczeń została ograniczona - w tym przede wszystkim zasiłki dla bezrobotnych. Do sektora opieki społecznej dopuszczono firmy prywatne, co zaowocowało kilkoma skandalami, a media obiegły informacje, że w komercyjnych domach opieki pensjonariusze są trzymani w zamknięciu i bez jedzenia. Ograniczono inwestycje, ale za to obniżone zostały podatki. W trakcie rządów premiera Fredrika Reinfeldta stawki były zmniejszane pięć razy. Choć w międzynarodowych kręgach gospodarczych, taką politykę okrzyknięto nowym "modelem nordyckim" i niemal zgodnie chwalono, u wielu Szwedów rządowe cięcia wywołały jedynie poczucie straty, za którą coraz częściej Szwedzi są skłonni obwiniać imigrantów. Stąd zwrot ku partii, która owych winowajców ma się zamiar pozbyć. - Elektorat Szwedzkich Demokratów wyróżnia się nie tylko swymi poglądami. Skład społeczny tego elektoratu to przede wszystkim młodzi mężczyźni, słabo wykształceni, robotnicy. W tych grupach reakcja na kryzys ekonomiczny prowadzi do niechęci do cudzoziemców. Imigrant postrzegany jest jako zagrożenie stabilności życiowej, konkurent w staraniach o pracę i zasiłki społeczne - tłumaczy Ryszard Szulkin. Dotychczas rząd starannie unikał współpracy ze Szwedzkimi Demokratami, ale jeśli po niedzielnych wyborach partia urośnie w siłę, może spowodować poważne zmiany w szwedzkiej polityce. A SD nie jest najbardziej radykalną partią startującą w tegorocznych wyborach. Zdaniem członków uznawanej za neonazistowską Partii Szwedów (Svenskarnas Parti) antyimigracyjne postulaty Szwedzkich Demokratów są zbyt łagodne. SvP chciałaby, żeby w Szwecji w ogóle nie było imigrantów, bo to, co jest dzisiaj to "wielokulturowy koszmar". Poparcie dla SvP jest jednak na razie marginalne.

Autor: Ewa Ostapowicz//rzw / Źródło: tvn24.pl