"Chińska Czeczenia" czy drugi Tybet? Pekin straszy ujgurskim dżihadem

Ujgurscy islamiści zostali skazani na śmierć za zabójstwo prorządowego imamaWikipedia

W Chinach coraz częściej dochodzi do zamachów terrorystycznych, a władze konsekwentnie oskarżają o nie "ujgurskich separatystów" z autonomicznej prowincji Sinciang (Xinjiang). Ale zaostrzanie kursu polityki wobec ludności muzułmańskiej może być dla Pekinu bardzo ryzykowne.

W ostatni czwartek w serii eksplozji w jednym z miast Sinciangu zginęło 50 osób, a drugie tyle zostało rannych. To kolejny tak krwawy zamach terrorystyczny w Chinach. W ostatnich miesiącach dochodziło do nich w największych chińskich miastach, m.in. Pekinie i Kunmingu.

Pekin w odpowiedzi zwiększa represje w regionie, mnożą się aresztowania, kontrole podróżnych i zakazy. Państwowe media w Chinach doniosły również, że ekstremiści z Sinciangu przechodzą szkolenie terrorystyczne w Państwie Islamskim, aby po powrocie do kraju przeprowadzać skuteczniejsze ataki. Choć władze w Pekinie od dawna sugerowały, że separatyści otrzymują międzynarodowe wsparcie, po raz pierwszy wskazano na ich związki z samozwańczym kalifatem ogłoszonym w czerwcu na części terytorium Iraku i Syrii.

Przymusowa asymilacja

Mieszkający w Sinciangu Ujgurzy są grupą pochodzenia tureckiego, odróżnia ich od reszty Chińczyków ciemniejsza skóra, wyznawanie islamu oraz własny język zapisywany alfabetem arabskim.

Sinciang to druga, obok Tybetu, zachodnia prowincja, z którą Pekin ma duże problemyWikipedia

Prezydent Xi Jinping podczas ostatniej wizyty w prowincji zapowiedział wzmocnienie wysiłków na rzecz jej integracji z resztą kraju. Problem w tym, że chińskie władze i lokalni ujgurscy liderzy zupełnie inaczej widzą współpracę.

Pekin oskarża Ujgurów o dążenia separatystyczne i działalność terrorystyczną, i nie przebiera w środkach aby wzmocnić kontrolę – w jednym z miast prowincji wprowadzono np. zakaz korzystania z transportu publicznego przez ludzi z brodą lub w turbanach. Z drugiej strony istnieją wątpliwości, czy Ujgurzy rzeczywiście chcieliby wybić się na niepodległość. W rzeczywistości protestują oni przede wszystkim przeciwko siłowej polityce asymilacji z resztą Chin, w której widzą zagrożenie dla swojej tożsamości i kultury.

Władze w Pekinie prowadzą forsowną politykę rozwoju i ujednolicania Sinciangu z resztą kraju, licząc na stopniowe "roztopienie" się 8-milionowej ludności ujgurskiej w reszcie chińskiej populacji. Olbrzymie pieniądze przeznaczane są na zwiększenie poziomu urbanizacji oraz rozbudowę infrastruktury i przemysłu w Sinciangu. Towarzyszy temu masowa imigracja Chińczyków z przeludnionego wschodu kraju, którzy zajmują większość powstających stanowisk i urzędów. Sprawia to, że miejscowa ludność czuje się obywatelami drugiej kategorii.

Wiele działań Pekinu wymierzonych jest również wprost w swobodę kultywowania ujgurskiej kultury i religii. W nowo powstałych wytycznych dotyczących walki z terroryzmem jako jego główne źródło wskazano fundamentalizm religijny, trwają również konfiskaty "nielegalnych książek i nagrań religijnych", które dystrybuowane są wśród ludności ujgurskiej. Dodając do tego liczne represje wobec lokalnych działaczy, staje się jasne, że działania te nie sprzyjają uspokojeniu nastrojów w regionie.

Podobną politykę Pekin prowadzi od lat w Tybecie, również peryferyjnej, ale strategicznie położonej prowincji. Narzucana siłowo "współczesna rewolucja kulturalna", w której bogacenie się i kult pieniądza mają pomóc w marginalizowaniu lokalnej kultury, religii i tożsamości, jak dotąd nie odniosła tam jednak spodziewanego sukcesu. Brak dialogu z lokalnymi liderami i konfrontacyjne podejście podsyca sprzeciw wśród tamtejszej ludności i częściowo marnotrawi miliardy juanów pompowane przez władze w gospodarczy rozwój peryferyjnych prowincji.

Pekin straszy dżihadem

Doniesienia chińskich mediów o powiązaniach ekstremistów z Sinciangu z Państwem Islamskim służyć mają przede wszystkim za propagandowe uzasadnienie polityki represji wobec mniejszości ujgurskiej. Chiny nie zamierzają bowiem dołączyć do powstałej pod przywództwem USA koalicji przeciw Państwu Islamskiemu, choć starają się przekonać Zachód, że walczą z tym samym wrogiem. Przypomina to politykę władz Rosji wobec Czeczenii ponad dekadę temu. Zamachy 11 września w USA i międzynarodową wojnę z islamskim terroryzmem Władimir Putin wykorzystał jako pretekst do krwawej rozprawy z walczącymi o niepodległość Czeczenami. Rosyjska propaganda przedstawiała ich jako sojuszników al-Kaidy, choć wtedy czeczeński ruch niepodległościowy miał niewiele wspólnego z islamizmem.

Po każdym akcie terroryzmu w Chinach państwowe media straszą rosnącym w siłę dżihadyzmem, a w miastach rośnie strach przed ludnością ujgurską. Nic dziwnego, że eksperci zaczynają wieścić powstanie "chińskiej Czeczenii", jeśli polityka Pekinu nie ulegnie zmianie.

Powtarzanie przez władze, że terroryści działają z pobudek religijnych, może bowiem okazać się samospełniającą przepowiednią. Bardzo długo ataki terrorystyczne w Chinach nie były tak częste i nie powodowały wielu ofiar śmiertelnych. W ostatnim czasie ataki te stają się jednak coraz groźniejsze, pojawili się zamachowcy-samobójcy, a do rozlewu krwi zaczęło dochodzić w różnych częściach Chin (eksport terroru poza Sinciang).

Uznanie religii jako źródła problemu może jednak znacznie utrudnić rozwiązanie problemów w relacjach między Pekinem i ludnością ujgurską, czego przykład stanowi właśnie Czeczenia. Ruch separatystyczny w tej byłej sowieckiej republice początkowo był zrywem narodowym muzułmańskiej ludności czeczeńskiej, ale po brutalnej reakcji Moskwy przerodził się w krwawy ruch islamistyczny. Podobny scenariusz może zrealizować się w Sinciangu, co na długie lata utrudniłoby pokojową asymilację ludności ujgurskiej. Brak swobody religijnej oraz utożsamianie Ujgurów z terrorystami jest najprostszą drogą do radykalizacji ludności tej autonomicznej prowincji.

Pieniądze i represje

Jest jednak istotna różnica pomiędzy polityką Moskwy wobec Czeczenów i polityką Pekinu wobec Ujgurów. Chiny mają obecnie silną władzę i są światowym mocarstwem gospodarczym. Daje im to szanse, by pomimo braku dialogu z mniejszościami i widma fundamentalistycznego islamu, "spacyfikować" ludność ujgurską poprzez poprawę standardów życia. I chińskie władze do takiego rozwoju wypadków wydają się całkowicie przekonane.

Zagrożenie dla powodzenia tej strategii tkwi jednak w samej polityce Pekinu, a konkretnie w coraz większych represjach, które siłą rzeczy uderzają najbardziej w zwykłych Ujgurów, a nie terrorystów. Bez znalezienia równowagi między stosowaniem przymusu a pompowaniem pieniędzy w rozwój prowincji trudno będzie chińskim władzom zatrzymać nakręcającą się spiralę przemocy.

Autor: Maciej Michałek//gak / Źródło: tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia