Zemsta byłej doradczyni. Nagrywała rozmowy, napisała książkę, oskarża Trumpa o rasizm


Była doradczyni Donalda Trumpa, Omarosa Manigault Newman, napisała książkę, w której kreśli krytyczny wizerunek amerykańskiego prezydenta. "Unhinged" ukaże się w Stanach Zjednoczonych za dwa dni, ale tytuł już zdążył wzbudzić wiele kontrowersji. Krytycy kwestionują wiarygodność relacji Newman. Pojawiają się oskarżenia, że jej książka jest formą zemsty za to, iż została niespodziewanie zwolniona pod koniec zeszłego roku.

- Ta książka jest pełna kłamstw i fałszywych oskarżeń - stwierdziła w piątek rzeczniczka Białego Domu Sarah Sanders. - To smutne, że rozgoryczona była pracownica Białego Domu próbuje czerpać korzyść z tych fałszywych ataków, a co gorsze, media dadzą jej teraz pole, choć nie traktowały jej poważnie, kiedy jako członkini administracji miała do powiedzenia pozytywne rzeczy na temat prezydenta - dodała.

"Bardzo tandetna robota"

W książce, która nosi tytuł "Unhinged: An Insider of the Trump White House" (w wolnym tłumaczeniu: "Stuknięty. Wspomnienia z Białego Domu") Omarosa zarzuca prezydentowi Trumpowi m.in. użycie pogardliwego określenia Afroamerykanów podczas nagrywania programu z serii "The Apprentice", w którym sama występowała. Twierdzi, że wprawdzie nie była przy tym osobiście, ale wie o tym od trzech informatorów.

Republikański doradca polityczny Frank Luntz, który twierdzi, że to m.in. na niego powołuje się Omarosa, zaprzecza jej słowom. "Jestem na 149. stronie książki Omarosy. Twierdzi, że słyszała od kogoś, kto słyszał ode mnie, że ja słyszałem, jak Trump używa słowa na "N" ["Niger", z ang. "czarnuch" - red.]. Nie tylko jest to całkowitą nieprawdą (nigdy czegoś takiego nie słyszałem), ale Omarosa nie zadała sobie nawet trudu, aby zadzwonić do mnie lub napisać maila w celu weryfikacji. Bardzo tandetna robota" - napisał na Twitterze.

W książce, do której fragmentów dotarł brytyjski "The Guardian" kobieta twierdzi też, że osobiście słyszała, jak Trump stosuje rasistowskie epitety wobec męża zatrudnionej w Białym Domu Kellyanne Conway. Mężczyzna jest z pochodzenia Filipińczykiem. Omarosa cytuje słowa prezydenta, który miał powiedzieć: "Widziałeś artykuł tego Georga Conway’a? Pieprzony FLIP [w amerykańskim slangu obraźliwe określenie Filipińczyka - red.]".

Wiele osób kwestionuje jednak wiarygodność tych zarzutów. Pojawiają się oskarżenia, że książka Newman jest formą zemsty na administracji Trumpa. Kobieta została niespodziewanie zwolniona w grudniu 2017 roku.

Sam Conway, który w przeszłości wielokrotnie krytykował Trumpa, stwierdził w piątek, że nie wierzy w słowa Omarosy. "Te oskarżenia nie są wiarygodne, są wręcz śmieszne" - napisał na swoim Twitterze. "To wszystko absurd" - dodał.

"Nikt by mi nie uwierzył"

Największym echem odbiło się ujawnienie przez nią w niedzielę, że potajemnie nagrywała swoje rozmowy w Białym Domu, między innymi tę, podczas której została zwolniona przez szefa kancelarii prezydenta, Johna Kelly. Jak twierdzi Newman, odbyła się ona w doskonale zabezpieczonym, specjalnym kompleksie (Situation Room), w którym prezydent USA między innymi spotyka się z przedstawicielami sił zbrojnych i służb wywiadowczych.

Ujawniając to, natychmiast naraziła się na ataki sojuszników Trumpa i ekspertów ds. bezpieczeństwa narodowego. "Kto przy zdrowych zmysłach sądzi, że można potajemnie nagrywać szefa kancelarii Białego Domu w Situation Room?" - napisała na Twitterze szefowa Komitetu Krajowego Partii Republikańskiej Ronna McDaniel.

W swej książce Omarosa przytacza obszerne fragmenty tej rozmowy, podczas której Kelly rzekomo mówił o zarzutach dotyczących jej uczciwości i proponował rozwiązanie stosunku pracy za porozumieniem stron. Manigault Newman powiedziała mediom, że uznała tę rozmowę za "groźbę" i broniła swej decyzji nagrania jej, a także innych rozmów w Białym Domu. - Gdybym nie miała tych nagrań, nikt w Ameryce by mi nie uwierzył - oświadczyła.

Część nagrania jej rozmowy z Kellym odtworzono, gdy wystąpiła w programie telewizji NBC, promując swą książkę.

Fala krytyki

Rzeczniczka prasowa Białego Domu wydała oświadczenie, w którym oskarżyła Manigault Newman o rażący brak poszanowania zasad bezpieczeństwa narodowego. Wnoszenie do Situation Room telefonów komórkowych i innych urządzeń umożliwiających nagrywanie jest zabronione.

Eksperci ds. bezpieczeństwa narodowego zarzucają Manigault Newman złamanie zasad i podkreślają, że dopuściła się czegoś bez precedensu.

Manigault Newman przez wiele lat była zdeklarowaną zwolenniczką Trumpa. Jako jego doradczyni broniła go przed oskarżeniami o rasizm. Teraz twierdzi jednak, że Trump ją wykorzystał. Zarzuca prezydentowi, że udaje on kogoś, kto jest otwarty na kontakty z różnymi społecznościami, a w rzeczywistości jest rasistą. Manigault Newman przyznała, że czuje się w tej kwestii współwinna "oszukiwania narodu" w zmowie z Białym Domem.

Jak na razie jednak autorka kontrowersyjnej książki nie przedstawiła wiarygodnych dowodów na potwierdzenie swoich zarzutów wobec Trumpa.

Autor: mm, momo//kg / Źródło: PAP, Guardian, Fox News, People