"Mieszkańcy tego kraju mają już dość". Johnson rzuca wyzwanie opozycji


Zdaniem Borisa Johnsona opozycja nie powinna przeszkadzać w doprowadzeniu do brexitu, a jeśli się z tym nie zgadza, to powinna złożyć wniosek o wotum nieufności wobec rządu.

- Mówię, że czas, by doprowadzić do brexitu. Myślę, że mieszkańcy tego kraju mają już dość. Ten parlament musi albo stanąć z boku (...), albo złożyć wniosek o wotum nieufności i wreszcie stawić czoło rozliczeniu się z wyborcami - mówił Johnson w bardzo emocjonalnym przemówieniu w Izbie Gmin.

Szef rządu, którego mowa kilkukrotnie była przerywane okrzykami opozycji, wytykał jej, że przez dwa lata domagała się przeprowadzenia wyborów, mówiąc o utracie mandatu przez konserwatystów, a gdy on dwukrotnie złożył wniosek o rozwiązanie parlamentu, dwa razy partie opozycyjne zagłosowały przeciw.

Johnson wystąpił w Izbie Gmin dzień po orzeczeniu Sądu Najwyższego uznającym zawieszenie parlamentu za nieważne. Po tym orzeczeniu wzmogła się presja na Johnsona, by zrezygnował ze stanowiska, ale według źródeł na Downing Street obecnie nie bierze on pod uwagę takiej ewentualności.

Szybka odpowiedź

Lider brytyjskiej opozycji Jeremy Corbyn nazwał przemówienie Johnsona "dziesięcioma minutami buńczucznych krzyków". - Było jak jego niezgodne z prawem zawieszenie parlamentu. Zero, bez żadnych efektów i powinno być skasowane - mówił Corbyn. Oświadczył też, że rząd Johnsona zawodzi Brytyjczyków nie tylko w kwestii brexitu, ale we wszystkich dziedzinach.

Odnosząc się do wezwania premiera o przegłosowanie wniosku nieufności, co umożliwiłoby przeprowadzenie przedterminowych wyborów, powtórzył stanowisko Partii Pracy, że popiera ona wcześniejsze wybory, ale dopiero, gdy wykluczona zostanie możliwość wyjścia kraju z Unii Europejskiej bez porozumienia.

Kalendarz brexituPAP/ Izba Gmin,DPA

Kolejna porażka Johnsona

Brytyjski Sąd Najwyższy orzekł we wtorek, że zawieszenie prac parlamentu przez Borisa Johnsona było niezgodne z prawem, a tym samym jest niebyłe. Przewodnicząca Sądu Najwyższego Brenda Hale w uzasadnieniu wyjaśniła, że sprawa, którą musieli rozstrzygnąć sędziowie, składała się z trzech elementów. Pierwszy to, czy zgodność z prawem zawieszenia parlamentu (a formalnie rady, którą premier przedstawił królowej) podlega jurysdykcji sądu - i sędziowie nie mieli wątpliwości, że podlega.

Drugim pytaniem jest to, jakie są limity prawa do zawieszenia parlamentu. - Decyzja o prorogacji (lub zalecająca monarsze prorogację) będzie niezgodna z prawem, jeżeli prorogacja utrudnia lub uniemożliwia, bez uzasadnionej przyczyny, wykonywanie przez parlament jego funkcji konstytucyjnych jako prawodawcy i organu odpowiedzialnego za nadzór nad władzą wykonawczą - mówiła Hale.

Trzecią kwestią jest to, czy w tym konkretnym przypadku zawieszenie parlamentu uniemożliwiło mu bez uzasadnionej przyczyny wykonywanie swej roli. - To nie była normalna prorogacja w okresie poprzedzającym przemówienie królowej. Uniemożliwiła ona parlamentowi wypełnianie jego konstytucyjnej roli przez pięć z możliwych ośmiu tygodni między końcem letniej przerwy i dniem wyjścia (z UE ) 31 października - wyjaśniła przewodnicząca Sądu Najwyższego.

Sędziowie orzekli, że rada przedstawiona przez premiera królowej ws. zawieszenia parlamentu (formalnie to królowa zawiesza parlament, ale decyduje o tym premier) była niezgodna z prawem i nie niesie za sobą żadnych skutków prawnych, czyli uznali, że do zawieszenia parlamentu w ogóle nie doszło i obecna sesja wciąż trwa. Jak podkreśliła Hale, orzeczenie zostało przyjęte jednomyślnie przez cały 11-osobowy, czyli maksymalny, skład sędziowski.

Choć w orzeczeniu nie napisano wprost, że Johnson wprowadził w błąd Elżbietę II, jego treść i tak została w powszechnej opinii przyjęta jako ciężka porażka szefa rządu. Natychmiast po ogłoszeniu orzeczenia dymisji Johnsona zaczęli się domagać liderzy wszystkich partii opozycyjnych.

Polityczna mapa Wielkiej BrytaniiPAP

Autor: mtom / Źródło: PAP