Bliski Wschód krzyczy: "śmierć Izraelowi"

Aktualizacja:

Dziesiątki tysięcy mieszkańców kilku krajów Bliskiego Wschodu wyszły na ulice. Cel mają wspólny - pokazać solidarność z bombardowaną Strefą Gazy i okazać nienawiść do Izraela. Do "czujności" - na wypadek izraelskiego ataku - wezwał swoich bojowników libański Hezbollah. Na granicy Strefy Gazy bojownicy Hamasu zastrzelili egipskiego straznika granicznego.

- Zwróciłem się do braci w ruchu oporu na południu (...), aby byli czujni i ostrożni, ponieważ stoimy naprzeciw przestępczego wroga i nie znamy rozmiarów jego knowań - mówił przywódca libańskiego Hezbollahu szejk Hasan Nasrallah podczas spotkania religijnego na południu Bejrutu.

Była to pierwsza publiczna wypowiedź od rozpoczęcia przez Izrael nalotów na obiekty Hamasu w Strefie Gazy. W 2006 r. szyicki Hezbollah przez 34 dni toczył wojnę z Izraelem - w Libanie zginęło wtedy ponad 1200 ludzi, w większości cywilów. Teraz Nasrallah twierdzi, że Hezbollah jest gotów stawić czoło "wszelkiej agresji Izraela".

W libańskim Bejrucie ok. tysiąca ludzi z flagami libańskimi i palestyńskimi wyszło na ulice, obiecując zwycięstwo i wykluczając poddanie się. Tłum skandował "Śmierć Izraelowi".

Policja użyła gazu łzawiącego, by powstrzymać dziesiątki demonstrantów przed dotarciem do ambasady Egiptu, którą obrzucono kamieniami.

Arabowie krytykują bierność Egiptu

Krytycy zarzucają Egiptowi, że nie podejmuje wystarczających starań o zapewnienie dostaw pomocy dla Palestyńczyków przez swoją granicę ze Strefą Gazy.

Tego samego zdania jest wielu Egipcjan. Tysiące studentów demonstrowały w miasteczkach uniwersyteckich w Kairze i Aleksandrii, zarzucając prezydentowi Egiptu Hosni Mubarakowi i innym przywódcom arabskim, że nie czynią dość, by wesprzeć Palestyńczyków.

W syryjskim Damaszku pięć tysięcy ludzi przemaszerowało w kierunku centrum. Jeden z uczestników protestu niósł transparent z napisem "Agresja przeciwko Gazie jest agresją przeciwko całemu narodowi arabskiemu". Inny transparent głosił: "Precz z Ameryką, matką terroryzmu". Demonstracja zakończyła się spaleniem flagi izraelskiej i amerykańskiej.

Zamieszki na granicy ze Strefą Gazy

Tymczasem - jak poinformowała egipska telewizja - siły bezpieczeństwa palestyńskiego Hamasu zastrzeliły w niedzielę egipskiego strażnika granicznego w pobliżu przejścia granicznego Rafah między Egiptem a Strefą Gazy.

Do wymiany ognia doszło, kiedy egipska policja zaczęła strzelać w powietrze, próbując odstraszyć Palestyńczyków, przedostających się przez graniczny mur. Agencja Associated Press pisze o setkach Palestyńczyków, którzy przedostali się do Egiptu.

Forsowanie 14-kilometrowej granicy w czterech miejscach rozpoczęło się wkrótce po tym, gdy samoloty izraelskie zbombardowały ok. 40 biegnących pod nią tuneli przemytniczych, stanowiących w warunkach blokady główną drogę zaopatrzeniową dla Strefy Gazy.

Wieczorem strona egipska informowała o odzyskaniu kontroli nad granicą. Większość Palestyńczyków, którzy przedostali się do Egiptu, powróciła do Strefy Gazy (jest ona blokowana przez Izrael i Egipt od czerwca 2007 r., kiedy władzę przejął tam radykalny Hamas).

Palestyńczycy i Arabowie razem

Równie niespokojnie było w stolicy Jordanii Ammanie, gdzie ok. pięciu tysięcy prawników przemaszerowało pod parlament, by zażądać wydalenia ambasadora Izraela i zamknięcia izraelskiej ambasady. Ambasada USA w Jordanii zaleciła Amerykanom unikanie okolic, w których odbywają się demonstracje.

Nawet w spokojnym zwykle Dubaju setki ludzi zebrały się przed konsulatem palestyńskim, wielu z zarzuconymi na ramiona flagami palestyńskimi. - Czas, by Palestyńczycy i Arabowie zjednoczyli się w walce ze wspólnym wrogiem - mówił podczas tej demonstracji Palestyńczyk, który mieszka w Dubaju, ale ma rodzinę w Strefie Gazy.

Głos potępienia nadszedł nawet od regionalnego sojusznika. Premier Turcji Recep Tayyip Erdogan nazwał naloty "zbrodnią przeciwko ludzkości".

Strzały na Zachodnim Brzegu

Podczas kilku niedzielnych protestów doszło do aktów przemocy. W Mosulu uczestnicy demonstracji stali się celem zamachowca-samobójcy, który wjechał w tłum na rowerze i zdetonował ładunek wybuchowy. Zginął jeden uczestnik demonstracji, a 16 zostało rannych.

We wsi Naalin koła Ramallah na Zachodnim Brzegu od izraelskiej kuli zginął Palestyńczyk, a drugi został ranny, gdy armia otworzyła ogień do Palestyńczyków, gwałtownie protestujących przeciwko nalotom.

Armia izraelska twierdzi, że żołnierze użyli ostrej amunicji, kiedy zawiodły inne próby zapanowania nad tłumem, który obrzucał ich kamieniami.

Źródło: PAP