Biznesmen nie żyje, dygnitarze znikają. Brutalna wojna o władzę

Aktualizacja:

Partyjny bonzo, który traci stanowisko, szef policji, który usiłuje zbiec z kraju, konsultant wywiadowni gospodarczej, który umiera w dziwnych okolicznościach. Afera w Czungcingu zatacza coraz szersze kręgi i wykracza poza granice Chin. Zdaniem wielu analityków życia politycznego w Państwie Środka to najpoważniejszy kryzys od czasów Tienanmen w 1989 r.

41-letni biznesmen Neil Heywood od lat reprezentował w Chinach interesy różnych brytyjskich firm. Miał żonę Chinkę i dwoje dzieci. W listopadzie 2011 nagle zmarł. Jego ciało natychmiast skremowano, a władze ogłosiły, że zgon nastąpił z powodu zatrucia zbyt dużą ilością spożytego alkoholu. Ale od pytań i wątpliwości związanych ze śmiercią Brytyjczyka i jego politycznymi powiązaniami aż huczy w chińskim internecie.

Interweniuje Londyn

Dlatego Wielka Brytania zwróciła się właśnie do Chin, aby dokładnie sprawdziły okoliczności śmierci Heywooda, który mieszkał i pracował w Czungcingu, wielomilionowej metropolii w południowo-zachodnich Chinach.

Rzecznik brytyjskiej ambasady w Pekinie powiedział, że oficjalna wersja mówi, iż Heywood zmarł z powodu upojenia alkoholowego. Ludzie, którzy znali Brytyjczyka, mówią jednak, że Heywood nie nadużywał alkoholu.

- Zwróciliśmy się więc do chińskich władz o dochodzenie w tej sprawie po tym jak pojawiły się sugestie, że jego śmierci towarzyszyły podejrzane okoliczności - powiedział rzecznik Foreign Office.

Na dodatek okazało się, że Heywood pracował jako konsultant dla wywiadowni gospodarczej założonej przez byłych oficerów MI6 - brytyjskiego wywiadu. Biorąc pod uwagę ścisłe związki biznesu i polityki w Chinach, Heywood mógł posiadać wiedzę zagrażającą miejscowym politykom. Nic dziwnego, że jego nagłą śmierć wiąże się z walką w kierownictwie chińskiego państwa.

Wang obciąża Bo

Czungcingem, w którym zmarł Heywood, do niedawna rządził niepodzielnie 62-letni Bo Xilai. W połowie marca został jednak nieoczekiwanie pozbawiony funkcji sekretarza partii w Czungcingu.

Przyczynić do tego miał się skandal związany z ucieczką bliskiego Bo wieloletniego szefa lokalnej policji. W lutym Wang Lijun zbiegł do konsulatu USA w pobliskim Chengdu. Spędził tam ponad dobę, zanim oddał się w ręce chińskich władz. Obecnie prowadzone jest śledztwo, nie wiadomo gdzie przebywa Wang. Amerykanie odmawiają potwierdzenia, czy Wang ubiegał się o azyl polityczny.

To właśnie Wang Lijun poinformował, że Heywood mógł być otruty. Prawdopodobnie podczas krótkiego pobytu w amerykańskim konsulacie policjant powiedział, że jego bliskie relacje z Bo uległy pogorszeniu właśnie na tle sporu o przyczyny śmierci brytyjskiego obywatela. Były szef lokalnej policji miał też powiedzieć, że Heywood miał biznesowy spór m.in. z żoną Bo Xilai - Gu Kailai.

Rzecznik rodziny Bo potwierdził, że jej członkowie znali Heywooda, ale zaprzeczył współpracy biznesowej.

Wojna w partii

Krótkotrwała ucieczka Wanga podsyciła spekulacje o ostrej politycznej walce wokół jego partyjnego patrona Bo Xilai.

Szef komunistów w Czungcingu był charyzmatycznym politykiem. Zdobył popularność, walcząc z korupcją. Spodziewano się, że w tym roku zajmie jedno ze stanowisk w ścisłym kierownictwie Komunistycznej Partii Chin (KPCh). Na jesień planowany jest XVIII zjazd KPCh, na którym nastąpić ma przekazanie władzy na najważniejszych stanowiskach. Bo był uważany za pewniaka do 9-osobowego Stałego Komitetu Biura Politycznego.

Upadek Bo Xilai wywołał poważny kryzys w partii. W ostatnich dniach zatrzymano dwóch wysokich rangą jego współpracowników w Czungcingu. Nie wiadomo też, co się dzieje z samym Bo. Jeszcze niedawno faktyczny władca 33-milionowej aglomeracji i ważny działacz partyjny, zniknął z życia publicznego.

Władze KPCh jeszcze nie powiedziały, czy Bo zatrzyma miejsce w 25-osobowym Biurze Politycznym. Zdaniem analityków to ważny sygnał - świadczy o tym, że walka w centrum partii wciąż się toczy, a Bo ma sojuszników. Obserwatorzy chińskiej sceny politycznej uważają, że to najpoważniejszy kryzys od czasu Tienanmen w 1989 r.

//gak

Źródło: Guardian, PAP, tvn24.pl

Raporty: