"Bili mnie po głowie pięściami i pałkami"


Jeden z policjantów zabrał mi egzemplarz konstytucji i mój plecak. Czterech pozostałych rzuciło mnie na ziemię i zaczęli bić - relacjonował pobity nastolatek Aleksander Kostiuk, który spędził trzy dni w szpitalu, gdzie trafił z podejrzeniem wstrząsu mózgu. Tych obrażeń miał doznać w wyniku brutalnych działań rosyjskich policjantów tłumiących protesty opozycji w Moskwie. On i inni zatrzymani opowiedzieli o działaniach służb.

Aleksander Kostiuk został zatrzymany 3 sierpnia, podczas drugiej pokojowej demonstracji opozycji sprzeciwiającej się rządom Władimira Putina. Policja wobec protestujących w tej i wcześniejszej demonstracji nierzadko używała siły.

W kilku przypadkach leżący na ziemi manifestanci byli okładani pałkami przez funkcjonariuszy. Mimo to opozycja zapowiada kolejne demonstracje. Następna odbędzie się w Moskwie w sobotę.

"Bili mnie po głowie pięściami i pałkami"

Nastoletni Aleksander był jednym spośród 2300 zatrzymanych 27 lipca i 3 sierpnia podczas największych od lat manifestacji w stolicy Rosji. Kilka godzin przesiedział w areszcie. Jego obrażenia były na tyle dotkliwe, że postanowiono o przewiezieniu go do szpitala wprost z komendy policji.

- Chciałem przeczytać obywatelom fragment konstytucji, by przypomnieć im, że mamy prawo zbierać się w pokoju. W tym czasie pięciu funkcjonariuszy zaatakowało mnie od strony pleców - opowiedział Kostiuk.

- Jeden z policjantów zabrał mi egzemplarz konstytucji i mój plecak. Czterech pozostałych rzuciło mnie na ziemię i zaczęli bić - relacjonował. - Bili mnie po głowie pięściami i pałkami - dodał.

Jak relacjonuje agencja Reutera - jego matka, Wiktoria Kostiuk zapowiada, że zrobi wszystko by ukarać sprawców ataku na jej syna. - Oczekujemy reakcji ludzi, którzy mogą wywrzeć presję na tych ludzi, by zastanowili się następnym razem, co robią - stwierdziła.

Brak informacji na temat tego, ile osób zostało rannych w protestach, ale co najmniej piętnastu skierowało zażalenia na działania służb podczas manifestacji - informują niezależne grupy zajmujące się walką o prawa wolności.

"Bandycka napaść w środku Moskwy"

Aktywiści twierdzą, że konstytucja gwarantuje im prawo do protestów, ale władze uważają, że czas i miejsce demonstracji musi zostać najpierw zatwierdzone - a żadna z dwóch demonstracji nie uzyskała wymaganego pozwolenia na manifestowanie.

Mer Moskwy Siergiej Sobianin poinformował, że siły wykorzystane 27 lipca były stosowne, a lekkomyślne zachowanie niektórych protestujących spotkało się z odpowiedzią policjantów.

Andrej Kurgin, który brał udział w protestach, planuje skierowanie do sądu zażalenia na działania policjantów.

- To było tak, jakby grupa bandytów zaatakowała cię na ulicy bez powodu i zmieszała z błotem - powiedział. - Ale tym razem ci bandyci są ubrani w uniformy. To była bandycka napaść w środku Moskwy - dodał.

Liczy, że jego oprawcy zostaną zidentyfikowani. Chciałbym, żeby prokurator zweryfikował, czy ich działania były zgodne z prawem i czy zasadnym jest używanie siły wobec osoby, która nie stawia oporu - powiedział.

Mężczyzna zastanawia się nad zachowaniem funkcjonariuszy. - Może chcą nas przestraszyć - zastanawia się.

"Szczerze czuję strach i to uczucie narasta"

Z kolei Konstantin Konowałow nie brał udziału w manifestacji - tłumaczył, że chciał tylko pobiegać w miejscu, gdzie się ona odbywała - nagle został obezwładniony przez funkcjonariuszy. W trakcie zatrzymania mężczyźnie złamano nogę.

Andrej Statow, inny uczestnik demonstracji, również został poturbowany. Powiedział, że został pobity w areszcie 3 sierpnia. Mówi, że spokojnie stał w grupie innych protestujących.

- Szczerze czuję strach i to uczucie narasta, ale będę starał się dalej wspierać protestujących - przyznał w rozmowie z agencją Reutera.

Kurgin i Statow zapowiadają swój udział w kolejnych protestach - między innymi w demonstracji, która ma się odbyć 10 sierpnia w Moskwie.

Autor: asty//now / Źródło: Reuters