"Bezprecedensowa cenzura Internetu" grozi Ameryce

Aktualizacja:
 
W amerykańskim Kongresie trwają prace nad kontrowersyjną ustawąwikipedia.org/sxc.hu

W amerykańskim Kongresie trwają prace nad dwiema kontrowersyjnymi ustawami, ograniczającymi wolność słowa w Internecie. SOPA i PIPA - bo tak się w skrócie nazywają - mają już swoich zagorzałych wrogów. Dla nich zaproponowane lekarstwo na internetowe piractwo jest gorsze od choroby, a zdaniem wielu prawników - sprzeczne z konstytucją. - Egzekwowanie prawa w Internecie nie oznacza jeszcze cenzury - broni projektu SOPA kongresmen Lamar Smith.

Protect IP Act (PIPA) i Stop Online Piracy Act (SOPA) od dłuższego czasu wywołują kontrowersje. Gdyby weszły w życie, pozwoliłyby m.in. na cenzurowanie stron (w tym nawet takich wielkich portali jak Twitter i Facebook), gdyby pojawiły się na nich treści sprzeczne z prawami autorskimi.

Zgodnie z proponowanymi przepisami istniałaby też możliwość blokowania określonych domen, uznanych za naruszające przepisy dotyczące piractwa komputerowego, przez wyszukiwarki internetowe. Taki mechanizm byłby podobny do stosowanego w Chinach blokowania zapytań, np. dotyczących Dalajlamy XIV.

Egzekwowanie prawa to nie cenzura

SOPA została zgłoszona przez republikańskiego członka Izby Reprezentantów z Teksasu Lamara Smitha, poparło go 12 innych parlamentarzystów i 31 innych innych lobbystów (jak np. zrzeszenie amerykańskich wydawców muzyki RIAA, czy stowarzyszenie dbające o interesy producentów filmowych Motion Picture Association of America - MPAA). Jak mówi sam Smith, ustawa "przede wszystkim bierze na celownik zagraniczne strony poświęcające się nielegalnej działalności".

Egzekwowanie prawa w Internecie nie oznacza jeszcze cenzury. Lamar Smith

Jego zdaniem lepiej będzie ona chroniła interesy Amerykanów, tracących jego zdaniem na piractwie komputerowym ponad 100 miliardów dolarów rocznie. I podkreśla: "Egzekwowanie prawa w Internecie nie oznacza jeszcze cenzury" - napisał w swoim artykule w na portalu internetowym gazety "The Hill".

"Bezprecedensowa cenzura Internetu"

Te rozwiązania są drakońskie. dyrektor Google Eric Schmidt

Przeciwko ustawom opowiedział się m.in. internetowy gigant Google, który obawia się zakresu cenzury. - Te rozwiązania są drakońskie - powiedział niedawno ABC News były dyrektor generalny koncernu, a obecnie jego prezes wykonawczy Eric Schmidt. - To przepisy, które pozwoliłyby dostawcom Internetu na usunięcie adresu URL z sieci, co - jak ostatnio sprawdzałem - jest znane także jako cenzura - dodał.

Równie krytyczny wobec prawnych pomysłów jest jeden z ojców Internetu, komputerowy guru i główny "internetowy ewangelista" Google Vint Cerf. "Wymaganie od wyszukiwarek internetowych by kasowały nazwę domeny rozpoczyna światowy wyścig zbrojeń w bezprecedensowej cenzurze Internetu" - napisał Cerf w liście do przewodniczącego komisji sprawiedliwości w Izbie Reprezentantów USA i jej członków.

Nieproporcjonalne działania

Podobnego zdania jest znany amerykański adwokat Laurence Tribe, wykładowca prawa konstytucyjnego na Harvardzie, który kilkadziesiąt razy zaskarżał prawo do Sądu Najwyższego USA. Jego zdaniem na celowniku władz mogłyby się znaleźć wielkie, zawierające dziesiątki tysięcy stron portale internetowe, z powodu złamania praw autorskich przez jednego tylko użytkownika. Takie przepisy stanowiłyby poważny problem, biorąc pod uwagę istnienie takich serwisów jak YouTube, Facebook czy Twitter.

Ustawy delegowałyby też prawo do ograniczenia wolności słowa stronie prywatnej (dostawcy Internetu) jeszcze bez decyzji sądu - co jest zdaniem Tribe'a sprzeczne z pierwszą poprawką do konstytucji USA. Można by też dzięki nim de facto oznaczyć strony internetowe jako kradnące własność intelektualną jeszcze przed znalezieniem się sprawy w sądzie.

 
Jeden z ojców Internetu, Vint Cerf (wikipedia.org) wikipedia.org

DŁUGA LISTA ZARZUTÓW LAURENCE'A TRIBE'A (w języku angielskim)

Internetowy bojkot

Trudno więc się dziwić, że użytkownicy Internetu, zawsze czujni na próby ograniczenia wolności przepływu informacji, wzięli sprawy w swoje ręce. I tak wielki internetowy serwis Reddit - gdzie znajdują się linki do ciekawych informacji umieszczonych w sieci - zagroził ostatnio bojkotem gigantowi web hostingu GoDaddy.com, który poparł SOPA.

Plany bojkotu poparła Wikipedia. "Jestem dumny z ogłoszenia, że domeny internetowe Wikikpedii zostaną usunięte z GoDaddy. Ich pozycja ws. #sopa jest dla nas nie do zaakceptowania" - napisał Jimmy Wales na Twitterze.

Groźby były na tyle skuteczne, że kilka dni temu GoDaddy wycofał się z pomysłu wspierania Stop Online Piracy Act.

Co dalej?

Na razie nad Protect IP Act (PIPA) i Stop Online Piracy Act (SOPA) trwają prace w Kongresie. W przypadku SOPA odbyły się dwa przesłuchania przed komisją sprawiedliwości Izby Reprezentantów USA (16 listopada i 15 grudnia). Ustawą kongresmeni zajmą się ponownie po przerwie świątecznej. Natomiast nad PIPA trwają prace w Senacie.

W Kongresie pojawił się też drugi, alternatywny projekt - Online Protection and Enforcement of Digital Trade Act (OPEN). Budzi on znacznie mniej kontrowersji i cieszy się poparciem takich gigantów, jak Google, AOL, eBay, Facebook, LinkedIn, Twitter, Mozilla, Yahoo!. (ZOBACZ TREŚĆ OPEN - dokument w języku angielskim)

Źródło: tvn24.pl, "Washington Post", Fox News, "Forbes", cnet.com, thehill.com

Źródło zdjęcia głównego: wikipedia.org/sxc.hu