Belgrad: reakcja władz Albanii na drona pokazuje, że wiedziały o prowokacji


Minister spraw wewnętrznych Serbii Nebojsza Stefanović stwierdził, że albański rząd, który "jak bohaterów" przyjął swoich piłkarzy wracających z Belgradu po niesławnym meczu, pokazał tym samym, że "jego przedstawiciele wiedzieli o planowanej prowokacji". Serbski Związek Piłkarski nazwał z kolei incydent z dronem "aktem terroru".

W trakcie wtorkowego meczu eliminacji do turnieju Euro 2016 w Belgradzie nad stadionem nagle pojawił się dron unoszący na linach flagę tzw. Wielkiej Albanii kojarzącą się Serbom z albańskim nacjonalizmem i mającą konkretne, przykre dla nich historyczne implikacje.

Po ściągnięciu drona przez jednego z serbskich piłkarzy i próbie przechwycenia flagi przez piłkarzy Albanii na stadionie rozpoczęła się bijatyka, w której ucierpieli głównie piłkarze gości. Mecz przerwano przy stanie 0:0, a Albańczycy w pośpiechu odlecieli do kraju.

Belgrad: albański rząd wiedział o dronie

Serbskie MSW słowami szefa resortu stwierdziło w czwartek, że "Albania jest najwyraźniej zbyt niedojrzałym krajem", by móc "starać się o członkostwo w rodzinie europejskiej".

Wypowiadający te słowa Nebojsza Stefanović nawiązał do statusu Albanii, która rozpoczęła wstępne negocjacje akcesyjne do Unii Europejskiej. Sama Serbia pozostaje w tyle za Albanią w tej sferze. - Jeżeli Albania uważa, że europejskie wartości to te, które odpowiadają wartościom wyznawanym przez nacjonalistów wychwalających Wielką Albanię, to Serbia nie może uczestniczyć w integracji europejskiej - dodał.

Zdaniem szefa MSW słowa premiera Albanii Ediego Ramy, który nazwał piłkarzy wracających do kraju kilka godzin po meczu "bohaterami", dowodzi tego, że Tirana planowała prowokację i rząd "o niej wiedział".

"Akt terroru"

Stefanović poinformował też, że "dron znajduje się w rękach policji i ta bada go, by ustalić miejsce jego produkcji oraz osoby, które go zakupiły".

Już we wtorkowy wieczór w serbskich mediach pojawiła się informacja o tym, że dronem sterował brat premiera Albanii Olsi Rama, który obserwował mecz z loży VIP. Ponieważ Albańczycy nie dostali pozwolenia od serbskich władz na wysłanie kibiców na spotkanie, Olsi Rama musiał wykorzystać swój amerykański paszport, by dostać się na stadion. Rama nie został aresztowany, bo wylegitymował się wspomnianym dokumentem i odleciał do Tirany.

Tymczasem Serbski Związek Piłkarski (FSS) w oświadczeniu opublikowanym w czwartek nazwał albańską prowokację "aktem terroru wymierzonym w nasz kraj". "FSS jest oburzone tą prowokacją i boi się konsekwencji z niej wynikających" - dodano w oświadczeniu.

Zamieszki w Belgradzie potępiły w środę FIFA i UEFA. Nie wiadomo, jaki wyrok w tej sprawie wydadzą obie federacje.

Wizyta, której nie będzie?

Tymczasem na przyszły tydzień zaplanowana wciąż jeszcze jest pierwsza od 68 lat wizyta premiera Albanii w Belgradzie. Edi Rama po czwartkowych komentarzach płynących ze stolicy Serbii może jednak odwołać ją nawet prędzej, niż zrobią to serbskie władze.

Serbia i Albania od 1998 r., czyli momentu rozpoczęcia wojny w Kosowie, pozostają w trudnych stosunkach. To właśnie Kosowo zamieszkałe w 95 proc. przez Albańczyków, a będące historyczną kolebką serbskiej państwowości, w 2008 r. za przyzwoleniem USA i wielu krajów UE ogłosiło niepodległość, której Belgrad do tej pory nie uznał.

Autor: adso\mtom / Źródło: Reuters