Zniknął, nie widziała go 10 lat. Teraz żona zbrodniarza daje mu alibi


- Mój mąż nie żyje – mówiła w kwietniu 2011 roku Biljana Mladić, żona przywódcy bośniackich Serbów z czasów wojny w byłej Jugosławii. 26 maja 2011 roku gen. Ratko Mladić został schwytany. Tuż przed transferem do Hagi "rzeźnik Bałkanów" dostał zgodę na widzenie z Biljan. Teraz, po latach, w ostatnich miesiącach procesu, w którym wojskowy odpowiada za zbrodnie ludobójstwa, pojawiła się przed trybunałem. Dała mężowi alibi. Twierdzi, że nie wydał rozkazów wymordowania ośmiu tysięcy muzułmanów w Srebrenicy, bo w tym czasie był z nią, w zupełnie innym miejscu.

ONZ-owski Międzynarodowy Trybunał Karny dla byłej Jugosławii (ICTY) list gończy wydal już w 1995 r. Ratko Mladicia ścigał 16 lat. W końcu 26 maja 2011 r. serbska policja zatrzymała oskarżonego o ludobójstwo i zbrodnie wojenne byłego wojskowego zaledwie 70 km od Belgradu, w małej wsi. Do momentu jego transferu do Hagi 31 maja 2011 r. trybunałowi udało się osądzić ponad 140 zbrodniarzy. Mladić był przedostatnim z grona 162, których poszukiwali prokuratorzy i po nim do Hagi trafił jeszcze tylko przywódca Serbów z chorwackiej Krainy Goran Hadżić.

To jednak proces Mladicia - obok sądzenia politycznego przywódcy bośniackich Serbów Radovana Karadżicia - jest najważniejszym postępowaniem toczącym się w Hadze.

Proces zmierza ku końcowi

Trybunałowi nie udało się osądzić prezydenta Serbii Slobodana Miloszevicia, bo ten przed werdyktem zmarł w więzieniu. Mladić, który jest po trzech udarach i zawale, a w 2012 r. miał jeszcze nawrót raka, nie "uciekł" już prokuratorom. Lekarze postawili go na nogi i wiosną 2012 r. rozpoczął się proces.

Po ponad trzech latach zbliża się on do końca. Przez większość tego czasu śledczy powołali ze strony oskarżenia prawie 180 świadków. Ci pojawili się w ławach sądowych i zeznawali na niekorzyść Mladicia. W sumie prokuratorzy zacytowali zeznania aż 410 osób obciążających byłego dowódcę bośniackich Serbów i przytoczyli ponad 27 tys. stron dokumentów.

W tej chwili trwają przesłuchiwania świadków obrony i choć nikt nie ma wątpliwości, że Mladić zostanie skazany na dożywocie za wydanie rozkazu i nadzorowanie ludobójstwa dokonanego na ośmiu tysiącach muzułmańskich mężczyzn i chłopców w enklawie Srebrenicy pomiędzy 11 a 17 lipca 1995 r., w ub. tygodniu przed sądem pojawiła się żona generała, by dać mu alibi.

Żona oferuje alibi

Jej zeznania nie są przełomem, ale poza pokazaniem niezwykłego przywiązania do oskarżonego, rzucają też pewne światło na odtajnione ostatnio dokumenty londyńskiego i amerykańskiego wywiadu dotyczące ostatniego okresu wojny w Bośni.

Biljana Mladić zeznała więc, że między 14 a 17 lipca, gdy w Srebrenicy dochodziło do najokrutniejszych, masowych mordów, Mladić był w Belgradzie. Według niej, "gdy tylko tam dotarł, udał się na kilka spotkań". 15 lipca spotkał się z kolei z prezydentem Jugosławii Slobodanem Miloszeviciem i "zachodnimi dyplomatami", a 16 lipca był "świadkiem na weselu przyjaciela", po czym odwiedził Wojskową Akademię Medyczną w stolicy Serbii. Następnie telefonował do sztabu głównego sił zbrojnych Federacji Jugosłowiańskiej.

Według niej nie wykonał żadnych telefonów, w których wydawał rozkazy, nie używał też ani razu "bezpiecznej linii". Wszystkie telefony wykonywał z prywatnego aparatu, a z tego – jak przekonywała żona zbrodniarza - "nie wydałby nigdy żadnego rozkazu, bo nie od tego są prywatne rozmowy".

Osiem tysięcy ofiar w Srebrenicy

Oskarżenie nie ma wątpliwości, że Mladić żadnych rozkazów dot. wymordowania ludności enklawy Srebrenicy nie musiał wydawać 14 lipca i później. Sam bowiem wkroczył do tzw. strefy bezpieczeństwa, w której - uciekając przed serbskimi oddziałami - schroniło się prawie 30 tys. cywilów - już 11 lipca i zmusił holenderski batalion stacjonujący w bazie Potoczari do poddania się.

Mladić - co potwierdziło kilku świadków ocalałych z największego masowego mordu popełnionego w Europie od zakończenia II wojny światowej - był obecny przy wywożeniu z bazy Potoczari mężczyzn i chłopców. Jeździł w miejsca, do których muzułmanów dowożono autokarami i wydawał rozkazy wywożenia ich do lasów wokół enklawy. To tam dokonywano masowych egzekucji. Wszystko to działo się już w dn. 11-13 lipca 1995 roku.

Ekshumacje zwłok w Srebrenicy po wojnie w Bośni

Zeznania Biljany Mladić dotyczące okresu od 14 do 17 lipca nie muszą się rozmijać z prawdą. Widać to choćby po lekturze brytyjskiego "Guardiana". Dziennik tuż przed 20. rocznicą ludobójstwa w Srebrenicy opublikował bowiem analizę dokumentów dyplomatycznych z tamtego czasu wysyłanych i kolekcjonowanych w Londynie i Waszyngtonie. Wynika z nich jednoznacznie, że USA i Wielka Brytania wiedziały o dokonujących się egzekucjach, ale nic z tym nie robiły. Co więcej, w Belgradzie w tamtym czasie jedna z zachodnich delegacji "spotkała się ze Slobodanem Miloszeviciem i Ratko Mladiciem, i w rozmowach z nimi w ogóle nie poruszyła tej kwestii" - napisał "Guardian". Oznacza to, że dowódca bośniackich Serbów rzeczywiście był wtedy w Belgradzie. Miał jednak zaufanych dowódców, a Serbowie nie po raz pierwszy popełniali masowe mordy na muzułmanach w Bośni.

Tego dokonywali już w 1992 r. i za takie zbrodnie - popełnione m.in. w północno-zachodniej części kraju, przy dzisiejszej granicy z Chorwacją - Mladić też odpowiada przed trybunałem.

W sumie na Mladiciu ciąży 11 zarzutów ludobójstwa, popełnienia zbrodni przeciwko ludzkości, zbrodni wojennych i przeprowadzania czystek etnicznych w latach 1992-95.

Alibi zaprezentowane przez jego żonę mu nie wystarczy. W świetle odtajnionych dokumentów państw zachodnich jest ono jednak ciekawym i dość istotnym dopełnieniem obrazu sytuacji z dni, w których w Europie - przy jej całkowitej bierności - dokonywała się największa zbrodnia od dekad.

Syn broni ojca

Mladić w Hadze jest zupełnie opuszczony. Sądzony przez "szatański trybunał", jak sam mówił kilka razy w ciągu procesu, jedyne zaufane mu osoby ma prawdopodobnie tylko w swojej żonie, z którą po raz ostatni był blisko 16 lat temu i synu. Darko Mladić – podobnie jak jego matka – twierdzi niezmiennie od lat, że ojciec jest niewinny. "Nie ma żadnych niepodważalnych dowodów na to, że wiedział, co się działa w Srebrenicy" – przekonywał w wywiadzie z listopada 2013 r. udzielonym serbskiemu dziennikowi "Novosti".

Był to okres, w którym podróżował do Moskwy, by tam szukać dla ojca ratunku. Kreml – zawsze chętny do pomocy byłym serbskim wojskowym w Europie od ponad 20 lat niepożądanym – stwierdził wtedy, że możliwe jest nawet leczenie Mladicia mającego chłoniaka właśnie w Moskwie. Trybunał w Hadze na takie rozwiązanie rzecz jasna nie mógł się zgodzić, ryzykowałby bowiem, że Mladić już nigdy nie wróci na salę sądową i dożyje być może sędziwej starości gdzieś nieopodal Kremla. Wtedy jednak Darko Mladić próbował przekonywać publicznie – i starał się równocześnie o uwagę zachodnich mediów – że jego ojca pozbawiono zupełnie praw. W Hadze miał być "zmuszany do przesiadywania całymi dniami w sali sądowej i słuchania kłamstw", a wszystko to było częścią planu pozbawienia go życia.

Darko Mladić przywoływał wtedy – choć nie miał na to żadnych dowodów – przypadki śmierci kilku oskarżonych w Hadze rozliczanych przez lata nie tylko za zbrodnie popełniane w Jugosławii, ale też np. w Rwandzie. Te śmierci miały być jego zdaniem "dziwne i nagłe". Nie tylko on, ale i wielu Serbów pytało m.in. o przyczynę śmierci Miloszevicia, nie wierząc w jej naturalny charakter.

Samobójstwo córki, trudna sytuacja żony

Wyleczenie serbskiego wojskowego z raka raz na zawsze zamknęło dyskusję o jego wyjeździe z Holandii i nawet sam Mladić – w sobie właściwy, głośny i prymitywny sposób, bo przy świadkach, krewnych ofiar bośniackich Serbów – stwierdził w czasie jednego z przesłuchań, że "zawdzięcza holenderskim lekarzom i woli boskiej życie" i ci "zrobili dobry uczynek" odsuwając w czasie "jego spotkanie ze świętym Piotrem".

Mladić w Hadze rzeczywiście "odżył". Przed 2001 r. przeszedł trzy udary i zawał. To dlatego, gdy po oddaniu Miloszevicia Hadze zniknął, zostawiając w Belgradzie rodzinę – jak wskazują na to doniesienia serbskiej prasy z tamtego czasu, nie informując jej o tym – jego żona z czasem zaczęła tracić nadzieję na zobaczenie go przed śmiercią.

Tego, że nie żyje, była pewna, bo twierdziła w rozmowach z dziennikarzami, że "Ratko na pewno by zadzwonił"; nie miałby siły, by się powstrzymać przed próbą nawiązania kontaktu z rodziną choć raz. Poza tym był schorowany, a życie w ukryciu na pewno go zamęczyło. Biljana przez lata twierdziła więc niezmiennie, że nie wie, gdzie jest jej mąż, a w 2010 r. zaczęła się starać o odszkodowanie od państwa i uznanie przez sąd jej męża za zmarłego.

W końcu pozwała władze żądając zwrotu rzekomo należących do ich rodziny prawie 15 tys. euro zajętych przez prokuratorów w 2001 roku. Biljana w tamtym czasie straciła też pracę i utrzymywała, że jedynym tego powodem była zła sława męża. Wszystkie sprawy sądowe dot. pieniędzy rzekoma wdowa przegrała. Serbski sąd odmówił też uznania generała za zmarłego.

Tragedia rodziny Mladiców przybrała jeszcze większy wymiar w 2006 roku. Wtedy samobójstwo popełniła zaledwie 23-letnia córka generała i Biljany – Ana. Na zdjęciach z domowego archiwum obejmowana przez ojca w mundurze, z matką u boku w czasie wojny w Bośni, była jeszcze szczęśliwa. Gdy Ratko Mladić po schwytaniu oczekiwał na przewiezienie do Holandii, poprosił o pozwolenie na wizytę na jej grobie. Wtedy oskarżył o śmierć córki "swoich wrogów". Serbskie dzienniki nie miały jednak ani wtedy, ani nawet wcześniej wątpliwości, dlaczego młoda kobieta odebrała sobie życie. Miała przejść załamanie nerwowe lub popaść w depresję po tym, gdy zaczęło do niej docierać, jakich nieludzkich rzeczy dokonał w czasie wojny ojciec. Przystawiła sobie do głowy jego ulubiony pistolet i strzeliła.

Ratko Mladić ma już 73 lata. Jeżeli doczeka do przyszłego roku, prawdopodobnie usłyszy wyrok we własnej sprawie. Po nim spędzi resztę życia w więzieniu. Nawet jednak – jeżeli umrze wcześniej – trybunał, który ścigał go tyle lat za wymordowanie w Bośni w latach 1991-95 całych rodzin, pozwoli mu na powrót do domu tylko na własnych warunkach. Trybunał na pewno nie zgodzi się na pogrzeb państwowy, ani wojskowy. Ratko Mladić być może nigdy też nie spocznie obok swej córki.

Mladić wciąż twierdzi, że jest niewinny.

Autor: Adam Sobolewski / Źródło: tvn24.pl

Tagi:
Raporty: