Bahrajn w stanie wyjątkowym

Aktualizacja:

Kontrolowany przez sunnitów rząd Bahrajnu ogłosił stan wyjątkowy w całym kraju, kontynuując tłumienie buntu szyickiej większości po krwawej pacyfikacji jego uczestników w centrum stolicy, Manamy. Zaniepokojenie sytuacją w Bahrajnie wyraziły USA. Podczas starć na głównym placu stolicy Bahrajnu, Manamy, zginęły co najmniej trzy osoby, a 231 zostało rannych - podała opozycja. Tamtejsza ministerstwo zdrowia mówi o jednym zabitym i 195 rannych,

Główna partia opozycyjna Al-Wifak twierdzi, że po nocnym ataku na obozowisko 60 demonstrantów nie wróciło do domów i rodziny nie mogą się z nimi skontaktować. Posłowie traktują ich jako "zaginionych".

Około 3 nad ranem funkcjonariusze zaczęli strzelać do demonstrantów granatami z gazem łzawiącym i gumowymi pociskami. Policjanci bili także protestujących pałkami.

Wszyscy zabici, to uczestnicy demonstracji szyitów, zaskoczeni podczas odpoczynku. W czasie gdy trwał najazd na Plac Perłowy, około pół setki pojazdów policyjnych i wojskowych patrolowało ulice Manamy, a nad miastem przelatywały na małej wysokości śmigłowce szturmowe Apache.

Zdaniem przywódcy głównego opozycyjnego bloku szyickiego, szturm policji był aktem "prawdziwego terroryzmu". - Ktokolwiek podjął decyzję o ataku na protestujących miał zamiar zabijać - powiedział Abdul Dżalil Chalil, członek parlamentarnej grupy Al-Wifak.

Pozostały resztki

Nad ranem na miejscu rozpędzonej demonstracji pozostały tylko resztki prowizorycznego obozowiska, które protestujący próbowali ustawić na Placu Perłowym. Wzdłuż ulic rozstawiono policyjne punkty kontrolne, a do centrum miasta wysłano dziesiątki wozów opancerzonych i setki żołnierzy.

Wojsko ostrzegło obywateli przed udawaniem się do centrum stolicy.

Zapora przed Iranem

Bahrajn, gdzie znajduje się dowództwo i główna baza V Floty USA, uważany jest przez swoich sojuszników - Arabię Saudyjską i Stany Zjednoczone - za zaporę przed wpływami szyickiego Iranu w regionie. Szyicka większość w Bahrajnie, stanowiąca ok. 70 proc. ludności, uskarża się, że jest dyskryminowana przez rządzącą dynastię sunnicką.

Protest został zwołany w poniedziałek z inicjatywy internautów, którzy wezwali na Facebooku do żądań reform społecznych i politycznych.

USA zaniepokojone

Amerykańska sekretarz stanu Hillary Clinton wkrótce po szarży policji na Plac Perłowy wyraziła "głębokie zaniepokojenie" sytuacją w Bahrajnie. W rozmowie ze swym odpowiednikiem w Bahrajnie zaapelowała o "umiarkowanie w działaniach".

Wskazywała na nieodzowność reform politycznych i gospodarczych, bez których "nie da się zadośćuczynić żądaniom obywateli Bahrajnu". Również brytyjski minister spraw zagranicznych William Hague wyraził w czwartek głębokie zaniepokojenie wydarzeniami w Bahrajnie, gdzie od 1999 roku rządzi król Hamad ibn Isa al-Chalifa.

- Powiedziałem szefowi dyplomacji Bahrajnu, że jest już najwyższy czas, aby zacząć budować mosty między różnymi wspólnotami religijnymi - oświadczył Hague.

Ostrożna opozycja

Al-Wifak początkowo nie przyłączyło się do ulicznych protestów, które rozpoczęły się w krajowym "dniu gniewu" w poniedziałek. Wycofało się potem z prac parlamentarnych w następstwie śmierci dwóch uczestników demonstracji.

- Nie dążymy do państwa wyznaniowego. Dążymy do obywatelskiej demokracji, w której naród jest źródłem władzy, a dla osiągnięcia tego potrzebujemy nowej konstytucji - powiedział na konferencji prasowej sekretarz generalny Al-Wifak, szejk Ali Salman.

Polityk nie podał warunków powrotu swego ugrupowania do parlamentu, ale zaznaczył, że król Bahrajnu powinien przekształcić państwo w monarchię konstytucyjną i przedstawić szczegółowy terminarz tego procesu.

Źródło: PAP, Reuters, Huffington Post, tvn24.pl