Aresztowani dziennikarze wypuszczeni za kaucją. "Nie mają powodu, by uciekać"


Trzech dziennikarzy pracujących dla największej prywatnej gazety w Birmie zostało w piątek zwolnionych z aresztu za kaucją. Są oskarżani o podburzanie opinii publicznej. Powodem ich zatrzymania był artykuł dotyczący rządowych wydatków - pisze Reuters.

Dziennikarze gazety "Eleven Media" - Phyo Wai Win, Kyaw Zaw Lin i Nayi Min - zostali aresztowani 10 października po tym, jak skargę przeciwko nim złożył rząd regionalny w miejscowości Rangun - handlowej stolicy Birmy. Był to kolejny cios w wolność prasy w tym azjatyckim kraju, gdzie w ciągu ostatnich miesięcy zatrzymano dziesiątki dziennikarzy.

Sędzia, która zgodziła się na wypuszczenie dziennikarzy za kaucją, tłumacząc swoją decyzję stwierdziła, że oskarżeni "nie mają powodu, by uciekać". Jak wyjaśniła "nie grozi im dożywocie, ale maksymalnie dwa lata więzienia". Jak wskazywała, pracują w tym samym mieście, gdzie trwa ich proces.

Więzienie za artykuł

- Jako reporter napisałem swój artykuł w oparciu o prawdziwe informacje - powiedział Phyo Wai Win jeden z oskarżonych dziennikarzy, kiedy opuszczał w piątek salę sądową. Kolejna rozprawa jest zaplanowana na 9 listopada.

Trójce dziennikarzy postawiono zarzuty na mocy kodeksu karnego sięgającego jeszcze czasów kolonialnych - zaznacza Reuters. Znajduje się w nim zapis, zabraniający publikowania informacji, mogących "powodować strach lub wzbudzać niepokój", które mogą przyczynić się do popełnienia przez kogoś przestępstwa lub zakłócenia "spokoju publicznego". Za złamanie tego prawa grożą dwa lata więzienia. Kilka dni przed aresztowaniem dziennikarze opublikowali na łamach największej prywatnej gazety w Birmie artykuł, w którym pojawiają się wypowiedzi birmańskich parlamentarzystów, kwestionujące legalność wykorzystania przez miasto rządowych funduszy.

Wojna z dziennikarzami

Obrońcy praw człowieka alarmują, że wolność prasy w Birmie została gwałtownie ograniczona od czasu, kiedy w 2016 roku władzę w kraju faktycznie przejęła Aung San Suu Kyi. Laureatka pokojowej nagrody Nobla w 1991 roku za "pokojową walkę o demokrację i prawa człowieka", oskarżana jest dziś o ich łamanie. Zarzuca się jej m.in. współodpowiedzialność za przemoc i prześladowania mniejszości Rohindża w Birmie.

Pod jej rządami trwa także "wojna" z mediami. Od początku jej administracji łącznie 38 dziennikarzy usłyszało zarzuty karne - poinformowała w zeszłym miesiącu grupa Athan, zajmująca się badaniem wolności słowa. Sześć tygodni wcześniej, we wrześniu, skazano na siedem lat wiezienia dwóch reporterów Reutersa - 32-letniego Wa Lone, i 28-letniego Kyaw Soe Oo. Zostali oni uznani za winnych złamania przepisów o tajemnicy państwowej. Badali wówczas sprawę masakry Rohindżów w stanie Rakhine (Arakan) na zachodzie Birmy, dokonanej przez birmańskie wojsko, siły bezpieczeństwa oraz ludność cywilną. W procesie obaj zeznali, że podczas pierwszych przesłuchań byli brutalnie traktowani. Żaden z nich nie przyznał się do winy. Wyrok birmańskiego sądu spotkał się z potępieniem na całym świecie. Przedstawiciel Human Rights Watch na Azję Phil Robertson mówił wówczas, że Kyaw Soe Oo i Wa Lone "nigdy nie powinni byli trafić do sądu, bo wykonywali swoją pracę, najwyraźniej jednak rządowi zależy przede wszystkim na tym, by ten proces wykorzystać do zastraszenia birmańskich mediów". Pod presją międzynarodowej opinii, Aung San Suu Kyi powiedziała, że obaj dziennikarze mogą odwołać się od wyroku.

Autor: momo//kg / Źródło: reuters, pap