Albańska dolina w Serbii. Aneksja Krymu otworzy puszkę Pandory na Bałkanach?

Czy Bałkany znów czekają sceny jak z 1999 roku? Albańscy separatyści chcą na nowo rysować granice na Bałkanachtvn24.pl

W 1992 roku przeprowadzili referendum i opowiedzieli się w nim za odłączeniem od Jugosławii, ale ta ich zignorowała. Dziś to przeszło 70 proc. mieszkańców regionu i ignorować ich już nie można. Albańczycy z Doliny Preszewskiej – malowniczej, a zarazem najbiedniejszej części Serbii – chcą jej przyłączenia do Kosowa. Powołują się na casus Krymu. UE musi zacząć działać, by historia nie cofnęła się o 15 lat. Drugiej wojny w Kosowie nikt z pewnością nie chce.

Uderz w stół, a nożyce się odezwą. To porzekadło za sprawą Władimira Putina nabiera realnych kształtów. Albańczycy z Doliny Preszewskiej w ostatnich tygodniach wzięli do rąk mapę Bałkanów i pokazali światu swoją wycinankę. Skąd tak odważny krok?

Krym jak Kosowo

Władimir Putin 18 marca w godzinnym wystąpieniu wytłumaczył światu, dlaczego zdecydował się na aneksję ukraińskiego Krymu.

W miastach zachodnich Bałkanów transmisję z Moskwy śledziły tysiące ludzi, bo – bez względu na przynależność narodową – wszyscy wiedzą tam dobrze, jak realny wpływ na ich życie ma wielka polityka. Najuważniej wsłuchiwali się w argumenty włodarza Kremla Serbowie, Boszniacy (bośniaccy muzułmanie), Macedończycy i Albańczycy żyjący razem od pokoleń. Być może przeczuwali, że w pewnym sensie staną się bohaterami opowieści rosyjskiego prezydenta.

Władimir Putin stwierdził, że udało mu się doprowadzić na Krymie do pokojowego rozwiązania kiełkującego konfliktu; takiego, który – jak stało się to w Kosowie w 1999 r. – mógł się przerodzić w czystki etniczne lub regularną wojnę. Wyjaśnił przy tym, że Rosja zadbała w imieniu „narodu krymskiego” (który co prawda nie istnieje) o stworzenie mu możliwości do samookreślenia swego losu, tak jak jest to jasno i wyraźnie zapisane w Karcie Narodów ONZ.

Putin żałował Serbów, ale to Albańczycy krzyczą głośniej

Belgrad, w którym właśnie uformował się proeuropejski rząd z ogromną większością w parlamencie, o nowym statusie Krymu się nie zająknął. Banja Luka – stolica autonomicznej Republiki Serbskiej wchodzącej w skład Bośni i Hercegowiny – aneksję półwyspu przez Rosję otwarcie uznała. To jednak nie Serbowie, których Putin żałował na oczach całego świata, a albańscy separatyści posunęli się najdalej. Nie zwracając uwagi na to, że w wystąpieniu Putina zostali umiejscowieni po tej stronie co NATO, które przecież pozwoliło im na jednostronne ogłoszenie niepodległości w Kosowie, ze słów rosyjskiego prezydenta wzięli dla siebie coś innego: "referendum".

Dzięki temu Albańczycy w południowej Serbii mają mocny argument w ręce. Ponad 20 lat temu wyrazili już wolę oderwania się od Jugosławii. Dzisiaj chcą to zrobić kosztem jej spadkobierczyni – Serbii.

Preszewo - największe miasto pogranicza serbsko-kosowskiego, zamieszkałe jest w 90 proc. przez Albańczykówwikipedia.org GNU

Dolina Preszewska

Dolina Preszewska to region południowej Serbii graniczący z Kosowem i Macedonią. W jej granicach znajdują się trzy okręgi z ośrodkami w miastach: Preszewo, Bujanovac i Medvedja. W Preszewie Albańczycy stanowią prawie 90 proc. populacji, w Bujanovcu prawie 60 proc., a w Medvedji Albańczykiem jest co trzeci mieszkaniec.

Dolina Preszewska była jeszcze przed II wojną światową administracyjną częścią Kosowa, ale rząd jugosłowiański zdecydował, że trasa biegnąca przez te tereny, ciągnąca się aż po południowy Adriatyk i Macedonię, jest zbyt ważna, by zostawiać ją w rękach autonomicznego regionu. Dolinę podporządkowano więc bezpośrednio Belgradowi. Miało to zabezpieczyć jego interesy w regionie, na zachód od którego – w samym Kosowie – bardzo szybko zaczęła narastać albańska emigracja.

Regiony Serbii, o oddzielenie których chcieli walczyć na początku lat 90. Albańczycy z UCKtvn24.pl

Wojna w Kosowie, czystki etniczne i bombardowanie NATO

W 1992 r., w czasie wojny w byłej Jugosławii, w Dolinie Preszewskiej Albańczycy stworzyli Armię Wyzwolenia Preszewa, Bujanovca i Medvedji – paramilitarną jednostkę złożoną z ok. dwóch tysięcy ludzi, których celem miało być odłączenie – jak je określali – „wschodniego Kosowa” od Serbii, ogłoszenie niepodległości, a następnie dobrowolne wcielenie ziem do Kosowa, w którym już wtedy Albańczycy stanowili ogromną większość.

Część żołnierzy Armii Wyzwolenia Kosowa po wojnie przeniknęła na terytorium Jugosławii (dzisiaj Serbii) w rejon PreszewaUS State Department

Belgrad walczący w latach 1992-95 z Bośnią i Hercegowiną oraz Chorwacją, dysponując pokaźnymi oddziałami milicji w regionie niedługo po jednostronnie ogłoszonym i przeprowadzonym przez Albańczyków referendum, opanował sytuację. O Dolinie Preszewskiej nie mówiło się wtedy w zachodnich mediach i jej problem dostrzeżono dopiero w czasie wojny w Kosowie pomiędzy Serbami a Albańczykami w latach 1998-99.

Wtedy albańscy separatyści, którzy utworzyli Armię Wyzwolenia Kosowa, dokonali serii zamachów na serbskie władze lokalne w Kosowie. Belgrad zwiększył wojskową obecność w prowincji i rozpoczął masowe pogromy. Albańska większość, informująca o dokonywanych na niej czystkach etnicznych, po kilku miesiącach zyskała poparcie krajów zachodnich na czele z USA i w marcu 1999 r. rozpoczęły się bombardowania wojsk NATO w całej Jugosławii. W końcu Slobodan Miloszević został zmuszony do podpisania traktatu pokojowego, a do Kosowa wprowadzono międzynarodową, wojskową misję stabilizacyjną.

Serbscy żołnierze aresztowani przez wojska amerykańskie w Kosowie. Serbowie zabili w latach 1998-99 ok. 13 tys. AlbańczykówUnited States Marine Corps

Exodus Albańczyków i separatyzm po wojnie

W trakcie wojny w Kosowie do pobliskiej Macedonii uciekło przez granice – według różnych szacunków – od 200 do 300 tys. Albańczyków. Macedonia przyjęła wszystkich uciekinierów, choć miała początkowo tylko miejsce dla 20 tys. z nich. Wzięła jednak na siebie odpowiedzialność za ofiary wojny w sąsiednim kraju.

Tymczasem, po zakończeniu wojny Armia Wyzwolenia Kosowa została rozwiązana, a część jej „żołnierzy” stworzyła wspomnianą Armię Wyzwolenia Preszewa, Bujanovca i Medvedji, przenosząc się na terytorium Jugosławii (od 2003 roku Serbii).

Albańscy separatyści w tamtym okresie wspierani jeszcze przez Tiranę, chcieli bowiem realizować projekt "Wielkiej Albanii", która miała połączyć wszystkich jej obywateli w jednym kraju.

Ruiny jednej z albańskich wsi przy granicy Kosowa i Albanii (1999 rok)Wikipedia.org (GNU)

Wielka Albania lub - jak mówią albańscy nacjonaliści - Etniczna Albania to koncepcja wywodząca się jeszcze z XIX wieku. Obejmuje ona Albanię oraz ziemie zamieszkałe w większości przez Albańczyków w krajach ościennych. Według Instytutu Gallupa, który przeprowadził badania nad tym zjawiskiem w 2010 r., jej ideę popierało wtedy 63 proc. obywateli Albanii, 81 proc. albańskiej ludności Kosowa i 53 proc. Albańczyków w Macedonii.

Wielka Albania wciąż aktualna?

Wielka Albania lub - wg. albańskich nacjonalistów - Etniczna Albaniawikipedia.org

W styczniu 2000 r., w czasie pogrzebu dwóch Albańczyków zabitych przez serbskich milicjantów, bojówki Armii Wyzwolenia Preszewa, Bujanovca i Medvedji pojawiły się po raz pierwszy od ośmiu lat pod swoim szyldem na ulicach Dobroszyna niedaleko Bujanovca. Albańscy politycy w regionie ogłosili wtedy, że ich celem jest walka o Wielką Albanię.

Wkrótce serbskie oddziały stały się celem ataków ludności, a same w odwecie rozpoczęły własne akcje zbrojne. Konflikt trwający w regionie aż 16 miesięcy został zakończony porozumieniem stabilizującym sytuację, na mocy którego zostały utworzone m.in. wspólne oddziały milicji.

Jednak już w 2002 r. Jugosławia wzmocniła wojskową obecność w regionie, między Preszewem i Bujanovcem tworząc m.in. przeznaczone dla armii lotnisko.

Dolina "odizolowana" od Serbii

Działająca w wielu zapalnych punktach świata Międzynarodowa Grupa Kryzysowa – organizacja raportująca m.in. o sytuacji Albańczyków w południowej Serbii – od 2007 r. nieprzerwanie zwraca uwagę na to, że ci, będąc tam w większości, są coraz bardziej niezadowoleni, a wydarzenia takie, jak uzyskanie niepodległości przez Kosowo i Czarnogórę, doprowadziły do odnowienia ruchu separatystycznego w regionie.

Ambicje polityczne podsycane są głównie przez niezadowolenie społeczne. Sytuacja Albańczyków w Dolinie Preszewskiej jest fatalna. Belgrad od ponad dekady nie inwestuje w regionie, który uważa za niebezpieczny, a to prowadzi do stałego pogarszania się warunków życiowych jego mieszkańców.

O poważnych, ponownych próbach walki o Wielką Albanię, nikt na razie otwarcie nie mówi (również z tego względu, że sama Tirana takie projekty ponad 10 lat temu porzuciła licząc na zbliżenie z UE), ale nastroje miejscowej społeczności wyraźnie się zradykalizowały.

Albania i Albańczycy poza jej granicamiwikipedia.org

Mniejszość serbska w Kosowie

Kosowo jest tymczasem od 2008 r. niepodległe i w nim Albańczycy rządzą niepodzielnie, spychając na margines kilkudziesięciotysięczną mniejszość serbską. Konflikt po obu stronach granicy narasta wyraźnie w ostatnich latach, bo Belgrad wciąż niepodległości Kosowa nie uznaje i zmiany tej decyzji nie widać na horyzoncie. A to z kolei stanowi dla Albańczyków „ujmę” (określenie pojawiające się w albańskiej prasie wyjątkowo często, na co zwraca uwagę również Grupa Kryzysowa).

Jej eksperci zwrócili uwagę w raporcie z lutego 2013 r., że „dolina została w wielu sferach życia prawie w całości odizolowana od reszty Serbii”. Z jednej strony Albańczycy czują się tam już jak u siebie, ale z drugiej strony boją się wciąż ostrej reakcji Belgradu, bo w ich pamięci żywa jest wojna sprzed 15 lat. Wtedy zginęło w niej z rąk serbskich żołnierzy ok. 13 tys. Albańczyków, w większości cywilów. Do dzisiaj w strefie przygranicznej po kosowskiej i serbskiej stronie odkrywane są kolejne masowe groby zamordowanej ludności, a Albańczycy wciąż wyznają pogląd, że Serbowie - zamiast rozmawiać - najchętniej by się ich po prostu pozbyli.

2013 rok był krytyczny?

Przez cały 2013 r. Albańczycy z regionu starali się przekonać rząd w Belgradzie do rozmów, ale gabinet poprzedniego premiera Ivicy Daczicia nie miał ochoty na negocjacje dotyczące ustanowienia przynajmniej częściowej autonomii doliny niespełna rok przed wyborami. Minęło więc kolejne 12 miesięcy. Daczić głosowanie przegrał z kretesem, a nowy rząd, który ma europejskie aspiracje i choć nie chce uznawać niepodległości Kosowa, to jest w stanie mówić o jego niezależności i doprowadzić do porządku sytuację w ruchu granicznym, ale ma teraz za potencjalnych rozmówców w Preszewie i jego okolicach niezbyt już chętnych do siedzenia za stołem Albańczyków. Zwłaszcza po aneksji Krymu.

Efekt domina

Jak mogą się teraz potoczyć wydarzenia w regionie?

Gdyby Albańczycy zapowiedzieli oficjalne rozpoczęcie przygotowań do referendum - w Belgradzie i całej Serbii odezwaliby się nacjonaliści. Rząd w Belgradzie musiałby wtedy ich poprzeć, ponieważ – choć sam ma większość w parlamencie – to potrzebuje poparcia kilku innych, mniejszych partii, które w zamian za skromne uczestnictwo w rządzie obiecały poparcie dużych zmian w konstytucji kraju.

W chwili, w której Albańczycy zdecydowaliby się na przeprowadzenie głosowania, na pewno też odezwaliby się ich krajanie z Macedonii. Ta - choć wyciągnęła do nich pomocną dłoń 15 lat temu i dostała za to wielkie pochwały od Zachodu - potem przez kraje europejskie została opuszczona. Dziś Albańczycy stanowią 25 proc. ludności byłej jugosłowiańskiej republiki i im też marzy się przyłączenie do Kosowa.

Pierwszy konflikt ze Skopje rozpoczęli już w lutym 2001 roku. Trwał prawie rok i kosztował życie ok. 200 osób po dwóch jego stronach. Został z trudem zażegnany przez kraje zachodnie.

Bośnia też się obudzi

Sytuację serbskiej mniejszości w Dolinie Preszewskiej bacznie obserwują też Serbowie z Bośni. Ci mają szeroką autonomię i ich elitom politycznym od lat marzy się pełna niezależność. Jeden z wyznaczonych po wojnie lat 1992-95 Wysokich Przedstawicieli dla Bośni i Hercegowiny, Paddy Ashdown (2002-2006), który nadzorował wprowadzanie standardów demokracji w oparciu o parytety etniczne w tym kraju, kilka dni po aneksji Krymu zaapelował w oficjalnym oświadczeniu do światowych przywódców i organizacji o zwrócenie w tej sytuacji uwagi właśnie na Bośnię.

Wytłumaczył, że jej problemy (najwyższe obok Albanii bezrobocie na kontynencie i wciąż tlące się animozje etniczne) mogą nagle wybuchnąć.

W Republice Serbskiej, która poparła aneksję Krymu, 17 proc. ludności wciąż bowiem - mimo wielkich migracji po 1995 r. - stanowią muzułmanie. W tej sytuacji - napisał Paddy Ashdown - łatwo sobie wyobrazić, z jakimi żądaniami wystąpią Serbowie w Bośni, jeżeli albańskim separatystom uda się doprowadzić do głosowania.

W tej sytuacji nie bez znaczenia będzie też stanowisko Kosowa. To zresztą w ostatnich tygodniach rozwścieczyło Belgrad, gdy 24 marca - w 15. rocznicę początku bombardowań NATO w czasie wojny - opublikowało na oficjalnym profilu MON spreparowaną reklamę sportowej firmy Nike z hasłem "Just do it" i myśliwcem zostawiającym za sobą smugę w kształcie popularnej "łyżwy".

Kosowo pod koniec marca dostało też, po okresie przejściowym, pozwolenie od UE na stworzenie własnej armii. Ta będzie liczyła co najmniej kilka tysięcy żołnierzy i będzie miała większe uprawnienia niż działająca do tej pory w kraju milicja.

Niepokoje na Bałkanach na rękę Rosji

Ożywienie albańskich separatystów na Bałkanach w ostatnich tygodniach jest dowodem na to, że polityka Władimira Putina ma potencjał destabilizowania Europy również w tym regionie. Tradycyjnym sojusznikiem Moskwy na półwyspie od zawsze jest Serbia i trudno sobie wyobrazić sytuację, w której Putin dążenie Albańczyków do niepodległości by poparł, ale korzyści płynące z kolejnego konfliktu Serbów z Albańczykami byłyby dla Rosji oczywiste.

Jeżeli bowiem rząd w Belgradzie okaże tak bardzo europejski, jak w swoich hasłach zapowiadał na początku roku, to Władimirowi Putinowi się to nie spodoba. Zbliżenie Serbii z UE będzie bowiem oznaczało osłabienie pozycji jego kraju na Bałkanach, a to przez ten region kontynentu ma za kilka lat popłynąć ropa i gaz ziemny aż do Słowenii i Austrii gazociągiem South Stream.

Rosja będzie się więc bacznie przyglądała krokom, jakie wykonają w przyszłości Albańczycy i w zależności od tego, na ile Belgrad będzie się od niej oddalał, wyrazi z nim solidarność albo wykorzysta argument potężnych inwestycji i wielomiliardowych pożyczek udzielonych Serbii w ostatnich latach, być może grożąc ich cofnięciem i pozostawiając Serbię samą wobec problemu albańskiego, z którym Zachód nie potrafi sobie do końca poradzić.

Władimir Putin przyzwyczaił już bowiem Europę, że w dbaniu o własne interesy posunie się bardzo daleko, sprawdzając, na ile Unię obchodzi świat tuż poza jej granicami.

Autor: Adam Sobolewski//gak/kwoj / Źródło: tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: tvn24.pl