Klich jako pierwszy powiedział publicznie w maju 2010 roku, że w kokpicie TU-154 podczas katastrofy przebywał Błasik. Choć wcześniej mówił, że "nie ma za co przepraszać", ostatecznie w programie przyznał, że jest gotów to zrobić.
Klich: mogę przeprosić panią Ewę Błasik
- Mogę przeprosić za to, że zbyt wcześnie ujawniłem, że pan gen. Błasik był w kokpicie - oświadczył Klich. Jak tłumaczył, opierał się na ekspertyzach przygotowanych przez polskich ekspertów, po wysłuchaniu przez nich taśm z kokpitu oraz na wynikach rosyjskich badań. - Rosjanie mówili, że obrażenia świadczą, że generał był w kokpicie - dodał.
Dopytywany, czy przeprosiny należą się wdowie po Błasiku, odparł: - Ja mogę przeprosić panią Ewę Błasik za to, że ujawniłem (...), że gen. Błasik był do końca w kabinie.
Klich przy tym ponownie podkreślił, że bazował na wnioskach prac rosyjskiej i polskiej komisji. Jak mówił, eksperci z tej drugiej ustalili, że słowa "mechanizacja skrzydła służy do..." należą właśnie do Błasika.
Klich jest gotów przeprosić wdowę po Andrzeju Błasiku (TVN24)
Stenogram niewiarygodny?
Były akredytowany odniósł się do rozbieżności w stenogramach przygotowanych przez trzy różne ośrodki - rosyjski MAK, polską komisję pod przewodnictwem Millera i ten przygotowany przez Instytut Ekspertyz Sądowych na zlecenie prokuratury wojskowej.
- W "makowskim" jedno zdanie przypisano gen. Błasikowi. W stenogramie przyjętym przez komisję pana Millera tego zdania w ogóle nie ma, a przypisane są trzy wysokości (podawanie wysokości - red.) i póżniej "nic nie widać", jako ostatnie stwierdzenie - stwierdził. I podkreślił: - Teraz mamy trzeci odczyt, gdzie nic nie ma. Ja nie wiem, które dane są prawdziwe.
Później dodał, że choć nie czytał dokładnie stenogramu IES, ale "z tego co słyszy", jest w nim mniej informacji niż w poprzednich stenogramach. - Więc nie wiem, czy to jest akurat ten w pełni wiarygodny - ocenił.
"Byłem bez pomocy"
Klich w programie przyznał, że żałuje, że zdecydował się na objęcie funkcji akredytowanego przy MAK. - Gdybym wrócił ten czas, to nigdy bym nie pojechał jako akredytowany do Smoleńska. Po prostu nie dałbym się w to wszystko wmanewrować - przyznał.
Były akredytowany mówił też, że nieraz był pozostawiony bez pomocy, nie zawsze miał tłumacza. - Musiałem brać na barki całą odpowiedzialność - dodał.
WSZYSTKIE DOKUMNETY SMOLEŃSKIE NA: tvn24.pl/dokumenty
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24