Macierewicz przedstawia nowe tezy: Rosyjskie służby decydowały, co zamontować w tupolewie
"System bezpieczeństwa państwa pod rządami Donalda Tuska był kontrolowany przez służby rosyjskie" - to najnowsza teza Antoniego Macierewicza, zawarta w raporcie, który na trzecią rocznicę katastrofy smoleńskiej przygotował jego zespół. Posła PiS skłonił do niej prosty fakt: remont prezydenckiego tupolewa był nadzorowany przez rosyjskie organa państwowe. Tamtejsze służby miały też świadomie "wciągać pilotów Tu-154 w pułapkę". Ale, że się nie udało, to potrzebna była "eksplozja, która zniszczyła samolot jeszcze w powietrzu".
Kilka dni temu szef parlamentarnego zespołu, wyjaśniającego przyczyny katastrofy zapowiedział w rozmowie z PAP, że w jej trzecią rocznicę przedstawi kolejny cząstkowy raport, zawierający "nowe ustalenia". Miał być to materiał, który - jak stwierdził Antoni Macierewicz - "robi na nim największe wrażenie, mimo iż wiele rzeczy widział w służbach specjalnych".
Tezy, które "muszą wstrząsnąć"
W 130-stronicowym dokumencie jego autorzy opisali, jak wyglądał remont rządowego tupolewa. To właśnie ustalenia na temat jego przebiegu mają być najsilniejszym ciosem w rządzących na tym etapie prac zespołu. Doprowadziły one posła PiS do stwierdzenia, że "(...) system bezpieczeństwa państwa pod rządami Donalda Tuska był kontrolowany przez służby rosyjskie, które decydowały, jakie firmy i w jakim zakresie będą przeprowadzały remonty najważniejszych polskich samolotów".
Macierewicz ocenę taką zawarł we wstępie raportu, wskazując zdanie wcześniej, że prezentowane w nim ustalenia "muszą wstrząsnąć każdym Polakiem".
Autorzy dokumentu zarzucają w dalszej jego części niedopełnienie obowiązków osobom odpowiedzialnym za przygotowanie, prowadzenie i rozstrzyganie przetargów na remont samolotów Tu-154M i ich silników oraz za zapewnienie bezpieczeństwa przetargów i remontów. W tym kontekście wymieniają m.in. ówczesnych szefów SKW i ABW.
Kolejna teza: "(...) o wyniku polskiego przetargu faktycznie zdecydowały władze państwowe Rosji". "Realizując dyrektywy dekretu Prezydenta FR z 16 stycznia 2009 r. o zakazie dostaw uzbrojenia do Gruzji, Federalna Służba Współpracy Wojskowo-Technicznej FR wskazała rosyjskiego wykonawcę remontu (zakłady "Aviakor" z Samary) oraz nadzorowała i kontrolowała każdy etap planowanego i realizowanego przetargu oraz remontu polskich Tu-154M" - czytamy w raporcie.
Członkom zespołu pozwoliło to na sformułowanie następującego zarzutu: "MON wiedziało o wydaniu dekretu nr 64s i znało jego treść, ale attache obrony w Moskwie skutecznie zniechęcał jednostki organizacyjne MON do interesowania się wpływem tego dekretu na polskie firmy realizujące kontrakty dla MON".
Urzędnicy ministerstwa mieli celowo ułatwić wygranie przetargu na remont Tu-154 "firmie MAW Telecom, tworzącej konsorcjum z firmą Polit Elektronik, reprezentującą interesy wskazanej przez władze FR firmy >>Aviakor<<" - wyjaśniają członkowie zespołu. Listę zarzutów pod adresem MON kończą na tym, że resort "uniemożliwił przedstawicielom 36 specjalnego pułku lotnictwa transportowego kontrolowanie remontu silników Tu-154M, które nie były wykonywane w Samarze".
Pułapka, eksplozja, destrukcja
Ostatecznie o katastrofie nie przesądzili kontrolerzy lotu, lecz - najprawdopodobniej - eksplozja, która zniszczyła samolot jeszcze w powietrzu. Tragedia zaczęła się zapewne w odległości ok. kilometra od pasa lotniska około 1 sekundy przed miejscem, gdzie rosła tzw. >>pancerna brzoza<<.
Antoni Macierewicz we wstępie do raportu
We wstępie dokumentu Antoni Macierewicz przekonuje, że piloci maszyny, która rozbiła się pod Smoleńskiem, byli "wciągani w pułapkę" przez rosyjskie służby. "Ale ostatecznie o katastrofie nie przesądzili kontrolerzy lotu, lecz - najprawdopodobniej - eksplozja, która zniszczyła samolot jeszcze w powietrzu" - wskazuje poseł.
W kolejnych zdaniach wstępu Macierewicz powtarza w większości dotychczasowe ustalenia zespołu, zaprezentowane we wcześniejszych raportach. Pisze między innymi, że "tragedia zaczęła się zapewne w odległości ok. kilometra od pasa lotniska około 1 sekundy przed miejscem, gdzie rosła tzw. >>pancerna brzoza<<. "Kolejno destrukcji ulegały kluczowe mechanizmy i części samolotu (skrzydła, silniki, generatory). Kiedy samolot znalazł się na wysokości 17 -15 metrów nad ziemią, doszło do całkowitej awarii systemu zasilania. Ostatnie eksplozje nastąpiły już nad samą ziemią" - podkreśla poseł.
Tezę, że doszło do eksplozji, mają potwierdzać wyniki analizy ułożenia ciał ofiar i rozrzutu części samolotu, oceny rodzaju zniszczeń oraz analiza zdjęć satelitarnych. Materiałów źródłowych poseł jednak nie wskazuje.
Autorzy dokumenty przyznają też, że - choć wiedzą iż materiał wybuchowy był - to nie znają jeszcze jego "rodzaju, sposobu użycia i sprawców tych działań". Pewni są natomiast tego, że brzoza nie odegrała żadnej roli w katastrofie, ponieważ fragmenty wraku zostały odnalezione na terenie jeszcze przed nią. Członkowie zespołu ustalili to na podstawie "opisu miejsca katastrofy sporządzonego przez rosyjskich prokuratorów 10-12 kwietnia 2010 r.".
"Przerażający obraz prawnego krętactwa"
Zespół nie ma też wątpliwości w kwestii "fałszowania licznych materiałów dowodowych, a w szczególności zapisów rozmów w kokpicie" przez stronę rosyjską i komisję Jerzego Millera. " (...) Zaniechały zbadania i uwzględnienia odpowiednich zapisów systemów TAWS, FMS, skrzynki parametrów lotu, odczytu CVR dokonanego przez IES, a także prokuratorskich opisów miejsca zdarzenia i układu ciał ofiar. (...) Działania te podejmowane są po dziś dzień z premedytacją, z zaangażowaniem potężnych środków administracji państwowej, prokuratury, mediów i przy współpracy istotnych politycznych grup nacisku" - uważają członkowie zespołu.
W ich ocenie, "przerażający obraz prawnego krętactwa na szkodę Polski pokazują materiały dotyczące sposobu badania katastrofy", a szczególną częścią tych działań była rezygnacja prokuratury i Komisji Badania Wypadków Lotniczych z realizacji obowiązków, polegających na dokonaniu zabezpieczenia i oględzin wraku, wszystkich pozostałych przedmiotów, a zwłaszcza czarnych skrzynek, a przede wszystkim przeprowadzenia sekcji zwłok".
Wskutek zaniechań - czytamy w raporcie - "sformułowano fałszywą i uwłaczającą polskim pilotom tezę o ich nieprzygotowaniu do lotu, niekompetencji oraz o popełnieniu przez załogę podstawowych błędów".