"Washington Post": rosyjscy najemnicy mieli zgodę na akcję w Syrii

[object Object]
Rosyjscy najemnicy, zaatakowali w lutym siły USA i ich sojuszników w SyriiFakty TVN
wideo 2/27

Rosyjski oligarcha Jewgienij Prigożyn kontaktował się z Kremlem i władzami Syrii w sprawie ataku na siły USA - pisze w piątek "Washington Post". Według dziennika, Prigożyn kontroluje najpewniej rosyjskich najemników, którzy w lutym zaatakowali siły USA i ich sojuszników w Syrii.

"Washington Post" powołuje się na doniesienia amerykańskiego wywiadu. Prigożyn miał kontaktować się z Kremlem i Damaszkiem na kilka dni przed i po ataku. W przechwyconej rozmowie z końca stycznia Prigożyn powiedział wysokiemu rangą urzędnikowi syryjskiemu, że - jak to ujął - "ma zgodę" od jednego z rosyjskich ministrów na posuwanie się naprzód z "szybką i mocną" inicjatywą, do której ma dojść na początku lutego.

Ultranacjonaliści i weterani wojenni

Mający bliskie związki z prezydentem Rosji Władimirem Putinem rosyjski miliarder, wraz z 12 innymi Rosjanami został wskazany w zeszłym tygodniu przez specjalnego prokuratora USA Roberta Muellera jako osoby, które ingerowały w proces wyborczy w USA. W zeszłym tygodniu w piątek powołana przez Muellera wielka ława przysięgłych (ang. grand jury) postawiła w stan oskarżenia 13 Rosjan, w tym Prigożyna, oraz trzy rosyjskie podmioty w związku z ingerencją w wybory prezydenckie w 2016 roku. "Amerykański wywiad uważa, że wśród swych różnych biznesów Prigożyn prawie na pewno kontroluje rosyjskich najemników walczących w Syrii po stronie prezydenta Baszara el-Asada - pisze "WP". - Według rosyjskich mediów najemnicy zatrudnieni przez firmę prywatną firmę Grupa Wagnera, to rosyjscy ultranacjonaliści i weterani wojenni, z których część brała udział również w konflikcie na wschodzie Ukrainy". Amerykańskie agencje wywiadowcze nie chciały komentować tych doniesień. "Jasne jest jednak - jak wskazuje "WP" - że lutowy atak był największym bezpośrednim wyzwaniem dla obecności wojskowej USA we wschodniej Syrii od czasu, gdy w 2015 roku zaczęły tam działać siły Operacji Specjalnych USA w celu wsparcia syryjskich sojuszników w walce z dżihadystycznym tzw. Państwem Islamskim (IS)". "Epizod ten rodzi również pytania o trwającą współpracę USA w Syrii z Rosją - głównym sojusznikiem Asada w wojnie domowej, która w coraz większym stopniu pokrywała się z kampanią Stanów Zjednoczonych przeciwko tzw. IS" - dodaje dziennik.

Niedawny incydent

"Urzędnik wysokiego szczebla, pragnący zachować anonimowość, określił ten epizod jako niepokojący. Dodał, że uderzające jest, jak sami Rosjanie szybko dystansowali się od tego, co nazwał operacją pod dowództwem Syrii i w odpowiedzi na syryjską wytyczną". "Myślę, że (Rosjanie) zdają sobie sprawę, jak niszczące może to być dla jakiejkolwiek dalszej współpracy" - dodał ten urzędnik. "Washington Post" przypomina, że niedawny incydent miał miejsce w nocy z 7-8 lutego - baza dowództwa wojsk amerykańskich i ich syryjskich sojuszników znajdująca się w pobliżu strategicznego pola naftowego i miasta Dajr az-Zaur, została zaatakowana przez 300-500 żołnierzy sił "proreżimowych". "Amerykanie szybko zmobilizowali się do ostrej reakcji, z udziałem samolotów AC-130, przeznaczonych do wspierania piechoty, myśliwców i śmigłowców szturmowych Apache. Po trzech godzinach siły atakujące wycofały się, pozostawiając za sobą, według amerykańskich wojskowych, ok. 100 zabitych. Żadne straty w ludziach nie zostały odnotowane wśród Amerykanów ani ich sojuszników z Syryjskich Sił Demokratycznych (SDF)" - czytamy w "WP". W oświadczeniach wydawanych od czasu ataku Pentagon wielokrotnie powtarzał, że wciąż prowadzi dochodzenie i nie potwierdził ostatecznie tożsamości napastników. Sekretarz obrony USA James Mattis nazwał ten incydent "kłopotliwym" i powiedział, że "nie może podać żadnych wyjaśnień", dlaczego "proreżimowe" siły przekroczyły rzekę i ostrzelały znaną im bazę sił SDF i USA - odnotowuje amerykański dziennik, dodając że rosyjski rząd usilnie zaprzecza jakiemukolwiek zaangażowaniu w te działania.

Autor: MR / Źródło: PAP

Tagi:
Raporty: