"Rozlał benzynę i zabrał nam telefony". Dzieci o porywaczu autobusu

Porwał autobus z dziećmi i go podpalił. Dramatyczna akcja we Włoszech
Porwał autobus z dziećmi i go podpalił. Dramatyczna akcja we Włoszech
Patryk Hyży | Fakty w Południe
Dzieci przeżyły atak porywaczaPatryk Hyży | Fakty w Południe

- Udało mi się dodzwonić do mamy. Na początku mi nie wierzyła, bo często robię żarty - powiedział włoskiemu dziennikowi "Corriere della Sera" Adam. Był jednym z 51 pasażerów autobusu, którzy w środę miejscowości San Donato Milanese niedaleko Mediolanu zostali porwani przez jego 47-letniego kierowcę. Mężczyzna miał zawieźć wszystkich do szkoły niedaleko Mediolanu, ale w pewnym momencie zmienił trasę, zablokował wyjścia z pojazdu i oblał wnętrze paliwem.

- Byliśmy przerażeni. Ten człowiek rozlał benzynę wzdłuż przejścia pomiędzy siedzeniami. Pozabierał nam telefony, żebyśmy nie mogli wezwać pomocy - relacjonował w "Corriere della Sera" Ricky, 12-latek nazwany przez włoskie media jednym z młodych bohaterów.

Jak mówił, jego przyjaciel Rami schował swoją komórkę i nie oddał jej porywaczowi. Kiedy ten się oddalił, Ramiemu udało się zadzwonić pod numer alarmowy 112. Niestety, w pewnym momencie telefon wypadł mu z ręki. - Podniosłem go i przekazałem Adamowi, który siedział za mną - wspominał Ricky. Wcześniej oswobodził sobie ręce z linki, którą miał związane nadgarstki. Napastnik nakazał bowiem wcześniej dwóm nauczycielkom, które również jechały autobusem, skrępować ręce wszystkim podopiecznym. Jak pisze "La Repubblica", dzieciom z przednich rzędów zawiązały je ciaśniej, tym na tylnych siedzeniach lżej.

- Dodzwoniłem się do mojej mamy i na policję. Udało się dopiero za trzecim razem, pierwsze dwa razy schowałem telefon, bo miałem wrażenie, że kierowca mnie widzi - mówił dziennikarzowi 13-letni Adam. - Powiedziałem jej, że nie wiem dokąd jedziemy, że mężczyzna oblał nas benzyną, że ma pistolet. Na początku mi nie wierzyła, bo często robię żarty - tłumaczył. Dzieci wokół podnosiły wtedy głos i krzyczały, żeby kierowca nie usłyszał rozmów.

Autobus mijały inne samochody. Porwani próbowali walić w szyby, pokazywać kierowcom na pasie obok, że dzieje się coś niedobrego, ale nikt nie reagował.

Jak relacjonują chłopcy, kierowca podczas jazdy zatrzymał się trzy razy. Za pierwszym razem zablokował drzwi, kazał związać dzieci i rozlał we wnętrzu benzynę. Za drugim dolał jeszcze więcej paliwa. Za trzecim razem powiedział pasażerom: "zemścimy się, bo nasze dzieci zginęły na morzu".

Chciał ucieć

W końcu na miejscu pojawili się carabinieri. Samochodami otoczyli autobus, żeby uniemożliwić kierowcy ucieczkę. Udało im się odblokować tylne drzwi, a część dzieci wybiegła ze środka. Pierwsi funkcjonariusze dotarli do kierowcy. - Machał zapalniczką, zapalał ją. Miał też przy sobie kanister i płótna, które rozłożył wzdłuż przedniej szyby. Trzymał przy sobie dwóch chłopców - mówił "della Sera" Simone Zerbilli, jeden z carabinieri.

Mimo blokady kierowca ruszył dalej, ale przejechał tylko kilka metrów. Ostatecznie carabinieri zatrzymali pojazd. Spanikowani pasażerowie wybiegli na ulicę, a w autobusie został tylko 47-latek. Wtedy podłożył ogień.

Autobus stanął w płomieniach, a gdy strażacy gasili pojazd, kierowca siedział już w kajdankach, w samochodzie carabinieri.

Pracodawca: "Nie było z nim problemów"

Porywaczem był prowadzący autobus 47-letni Senegalczyk z włoskim obywatelstwem. Pracował dla firmy przewozowej z miejscowości Crema. Jak się okazało, był wcześniej karany za przemoc seksualną i jazdę po pijanemu.

- Pracuje u nas od piętnastu lat. Kierowca z doświadczeniem, człowiek którego znamy, nie było z nim do tej pory żadnych problemów - mówił włoskim mediom przedstawiciel firmy transportowej. Jej władze zapewniają, że nie miały pojęcia o konfliktach mężczyzny z prawem.

Jak donosi "La Repubblica", 47-latek miał kilka dni przed porwaniem wysyłać bliskim z Senegalu krótkie wideo, w którym zapowiadał, że "będzie o nim głośno". Podczas przesłuchań miał powiedzieć śledczym, że ma dosyć widoku dzieci ginących w morzu, a ostatnio szczególnie poruszyła go wiadomość o kolejnym statku, który utknął na morzu z migrantami na pokładzie.

W środę wieczorem prokurator z Mediolanu postawił mężczyźnie zarzut porwania i zamiaru dokonania masowej zbrodni oraz terroryzmu, jako okoliczności dodatkowo obciążającej.

- Jeśli mężczyzna zostanie skazany, będziemy mogli odebrać mu włoskie obywatelstwo - oświadczył Matteo Salvini, szef włoskiego MSW. Będzie to można zrobić na podstawie obowiązującej we Włoszech od końca zeszłego roku ustawy regulującej m.in. kwestie dotyczące imigrantów i zagrożenia terrorystycznego.

Autor: ww\mtom / Źródło: Corriere della Sera, ANSA, La Repubblica