Pokazano pierwsze zdjęcia uratowanych w Tajlandii chłopców

[object Object]
Chłopcy z jaskini na szpitalnych łóżkachCHIANG RAI PRACHANUKROH HOSPITAL
wideo 2/24

- Mamy do czynienia po prostu z dziećmi, które się zgubiły i nikogo nie wolno winić - tłumaczył w środę szef operacji ratunkowej Narongsak Osottanakorn wydarzenia z jaskini w Tajlandii i operację ratunkową trwającą niemal trzy tygodnie. Dziennikarzom pokazano też pierwsze zdjęcia chłopców ze szpitala. Czterech z nich - uratowanych w niedzielę - odwiedzili rodzice, choć nie mogli ich jeszcze przytulić.

Dwunastu chłopców i ich trener, którzy 23 czerwca weszli do jaskini Tham Luang i zaginęli, przebywają w komplecie w szpitalu od wtorkowego wieczoru.

Akacja została zakończona po 18 dniach od rozpoczęcia poszukiwań. Ostatnimi, którzy opuścili podziemną pułapkę byli trzej nurkowie i lekarz przebywający tam z grupą odnalezionych nieprzerwanie od 2 lipca.

Pierwsze zdjęcia ze szpitala

Pierwszych czterech chłopców zostało ewakuowanych z jaskini w niedzielę, kolejnych czterech w poniedziałek, a pozostali i trener we wtorek.

W czasie środowej konferencji prasowej przedstawicieli ministerstwa zdrowia i sztabu akcji ratunkowej pokazano zarówno pierwszej zdjęcia chłopców ze szpitala i z akcji ewakuacyjnej z wnętrza jaskini.

Widać na nich dzieci siedzące i leżące na szpitalnych łóżkach, a także nurków asekurujących ich pod ziemią, w czasie wyjścia na powierzchnię.

Pierwszą grupę chłopców wydobytych w niedzielę odwiedzili już rodzice. Niestety, nie mogli ich uściskać. Dostali od służb ubrania ochronne i musieli stać w odległości dwóch metrów od łóżek.

Wszyscy wyciągnięci z jaskini przechodzą kwarantannę i we wtorek poinformowano, że potrwa ona tydzień.

Premier Tajlandii mówił w środę, że najważniejsza dla dzieci i ich rodzin jest "przestrzeń prywatna", i prosił, by dziennikarze ją uszanowali. - Najlepiej jest im nie przeszkadzać i pozwolić im się uczyć - powiedział.

Dowódca operacji: to tylko dzieci, to był wypadek

Szef operacji ratunkowej Narongsak Osottanakorn powiedział z kolei na konferencji prasowej, że przypadek, z którym mamy do czynienia, to po prostu dzieci, które się zgubiły i nikogo nie wolno winić - pisze Reuters. - Nie widzimy w dzieciach winnych ani bohaterów. To dzieci, które zachowywały się jak dzieci. To był wypadek - powiedział.

Dowódca SEALs: nie jesteśmy bohaterami

Dowódca komandosów marynarki (SEALs) - którzy stanowili trzon operacji, admirał Apakorn Yuukongkaew - dziękował za międzynarodowe wsparcie. - Nie jesteśmy bohaterami. Misja zakończyła się sukcesem dzięki współpracy wszystkich. SEALs zostali do tego wyszkoleni. Nasze motto brzmi: "Nie opuszczamy nikogo" - tłumaczył.

W operacji uczestniczyli ratownicy i nurkowie z Wielkiej Brytanii (to oni odnaleźli 2 lipca zaginionych), Stanów Zjednoczonych, Japonii, Laosu, Birmy, Chin i Australii. Ochotnicy przybyli też z Danii, Niemiec, Belgii, Kanady, Ukrainy i Finlandii. W sumie wszyscy oni stanowili jedną czwartą całej, ponad tysiącosobowej grupy uczestniczącej w akcji przez 18 dni.

W czasie trwania operacji zmarł jeden z tajlandzkich komandosów.

Autor: adso / Źródło: Reuters

Tagi:
Raporty: