Pierwsza Dama z zatrzymanymi dziećmi. "Ograniczanie strat wizerunkowych"


Melania Trump odwiedziła ośrodek w Teksasie, w którym przetrzymywane są dzieci-nielegalni imigranci. Pierwsza Dama USA pojechała tam dzień po tym, jak jej mąż podpisał rozporządzenie teoretycznie kończące proceder siłowego rozdzielania rodzin nielegalnych imigrantów.

Agencja Reutera relacjonująca wyprawę Melanii nazywa ją "akcją ograniczania strat wizerunkowych" administracji jej męża. Biały Dom znalazł się w ostatnich tygodniach pod silną presją ze względu na swoją politykę "zero tolerancji" wobec migrantów, co prowadziło między innymi do siłowego odbierania dzieci rodzicom na granicy.

Urok Pierwszej Damy

W ośrodku odwiedzonym przez pierwszą damę przebywa 55 nieletnich imigrantów w wieku od 12 do 17 lat. Sześcioro z nich miało zostać odebranych rodzicom na granicy. Pozostałe przekroczyły ją same. Podczas swojej wizyty Melania rozmawiała z lokalnymi urzędnikami odpowiedzialnymi za przetrzymywanie i opiekę nad dziećmi. Wiele razy podkreślała, że należy im zapewnić dobre warunki i pytała, co mogłaby zrobić, aby pomóc. Spotkała się też z samymi dziećmi. Razem z nimi podpisała się na muralu z amerykańską flagą. Wizyta pierwszej damy była krótka. Trzeba ją było skrócić ze względu na silne burze i ulewy, po których w przygranicznych regionach wystąpiły nagłe powodzie.

Cofnięcie się o krok

Według danych Departamentu Bezpieczeństwa Narodowego od 5 maja do 9 czerwca 2,3 tys. dzieci zostało oddzielonych od rodziców, którzy starają się przez Meksyk dostać do USA. Większość dzieci pochodzi z Gwatemali, Salwadoru i Hondurasu. Skala protestów zmusiła Trumpa do zmiany stanowiska. W środę podpisał on rozporządzenie wykonawcze, na mocy którego dzieci teoretycznie nie będą już oddzielane od rodziców na amerykańskiej granicy. Choć jeszcze w poniedziałek prezydent zapewniał utrzymanie twardej postawy i mówił, że "Stany Zjednoczone nie staną się obozem dla migrantów i nie będą aresztem dla uchodźców". W czwartek podczas spotkania z współpracownikami Trump miał nakazać agencjom rządowym zajmującym się imigrantami, by połączyły rodziny, które rozdzielono w ostatnich tygodniach. Presję na przyjęcie łagodniejszego stanowiska miały wywierać dwie najbliższe prezydentowi kobiety - Melania i córka Ivanka. Obie krytycznie wypowiedziały się na temat praktyki rozdzielania rodzin.

Nie ma łatwego rozwiązania

Choć formalnie po podpisaniu dekretu służby mają już nie odbierać dzieci rodzicom nielegalnie przekraczających granicę USA, to faktycznie będzie to trudne. Zgodnie z wyrokiem sądu z 1997 roku nie można przetrzymywać nieletnich w aresztach imigracyjnych dłużej niż 20 dni. Administracja Trumpa chce natomiast zdecydowanie nie puszczać wolno nielegalnych imigrantów, zanim nie zostaną rozpatrzone ich wnioski o azyl i nie zapadnie decyzja co do ich przyszłości.

Stąd kontrowersyjny pomysł rozdzielania rodzin. Dzieci umieszczano w zamkniętych ośrodkach, które formalnie nie były aresztami. Rodzice zostawali w nich czekając na decyzję sądów imigracyjnych, ponieważ ich nie obejmował limit 20 dni. Takie rozwiązanie okazało się jednak nie do utrzymania wobec powszechnej krytyki. Dochowywanie całej procedury w ciągu 20 dni jest natomiast praktycznie niemożliwe wobec dużego napływu migrantów. Dodatkowo pojawiła się presja w postaci tych rodzin z dziećmi, które przekroczyły granicę w ostatnim miesiącu i zostały rozdzielone. Podpisując swój dekret Trump zaapelował między innymi o rewizję wyroku z 1997 roku. Jednak, jak podkreślają amerykańskie media, jest to mało prawdopodobne w ciągu 20 dni. Jest więc niemal pewne, że władze niedługo będą musiały zrezygnować z polityki "zero tolerancji" i wypuścić rodziny z dziećmi, ponieważ inaczej złamią prawo.

Autor: mk\mtom / Źródło: reuters, pap

Tagi:
Raporty: