"Pozwolimy im wygrać, jeśli zmienimy nasze życie". Nowojorczycy na paradzie Halloween


Mimo zaostrzonych środków ostrożności po wtorkowym ataku terrorystycznym na nowojorskim Manhattanie, w którym zginęło osiem osób, a 11 odniosło poważne obrażenia, dziesiątki tysięcy nowojorczyków wzięły udział w paradzie z okazji Halloween.

Udział w paradzie, w tym roku zorganizowanej po raz 44., był odpowiedzią nowojorczyków, na apel Andrew Coumo gubernatora stanu Nowy Jork. Występując na konferencji prasowej razem z burmistrzem Nowego Jorku Billem de Blasio i komisarzem policji nowojorskiej Jamesem O'Neillem, Cuomo powiedział, że "pozwolimy im wygrać, jeśli zmienimy nasze życie. Jeśli dostosujemy się do nich (terrorystów - red.) to oni wygrają, a my przegramy”. - Jesteśmy międzynarodowym symbolem wolności i demokracji, dlatego jesteśmy atakowani - dodał gubernator.

"Tchórzliwy akt terroru"

Cuomo poinformował, że opierając się na posiadanych przez władze informacjach, wtorkowy zamach, "był dziełem 'samotnego wilka' i nie ma żadnych powodów, żeby podejrzewać, aby atak ten był częścią większego spisku czy planu".

Prezydent Donald Trump stwierdził na Twitterze, że tragedia w Nowym Jorku, którą burmistrz miasta Bill de Blasio określił jako "tchórzliwy akt terroru", wygląda 'jak kolejny atak bardzo chorego, obłąkanego osobnika".

Amerykański prezydent o ataku w jego rodzinnym mieście został poinformowany przez swojego szefa kancelarii, emerytowanego generała Johna Kelly’ego. W następnym tweecie napisał, że "nie możemy pozwolić, aby ISIS (Państwo Islamskie - red.) wróciło, czy weszło do naszego kraju po tym jak pokonaliśmy je na Bliskim Wschodzie i wszędzie indziej. Wystarczy!".

Eksperci nie wykluczają, że prezydent wiedział już wtedy, że policja w pobliżu ciężarówki wynajętej przez zamachowca, zidentyfikowanego jako 29-letni imigrant z Uzbekistanu, znalazła jego oświadczenie. Sprawca stwierdził w nim, że dokonał tego ataku w imieniu tzw. Państwa Islamskiego.

Nowojorczycy zachowują spokój

Mieszkańcy nie poddali się panice po ataku terrorystycznym, w którym zginęło osiem osób. - Świat się zmienił. Dzieją się straszne rzeczy. Wygląda na to, że takie straszne rzeczy są częścią naszego życia. Myślę, że nie mamy wyjścia i musimy to zaakceptować, iść naprzód i mieć nadzieję, że nie dotknie to przynajmniej kogoś z naszych bliskich – powiedział mieszkaniec Nowego Jorku Bill Mains.

Jak dodał, nie może zrozumieć, że furgonetka mogła tak łatwo wjechać na ścieżkę rowerową. Jego zdaniem powinny być one odgrodzone od jezdni betonowymi barierami lub podobnymi przeszkodami.

Elizabeth Maneli starała się ocenić atak w szerszym kontekście. - To jest ogromna tragedia, bo śmierć każdego człowieka jest olbrzymią stratą, ale biorąc pod uwagę, że żyjemy w milionowym mieście, w dużej mierze złożonym z cudzoziemców, można powiedzieć, że i tak jest tu stosunkowo bezpiecznie. Nie można za to winić ani władz ani policji, a tylko terrorystów - mówiła.

W dzielnicy Queens nie widać było zmiany w zachowaniu ludzi. Wieść o ataku nie odstręczyła wielu mieszkańców od wyjścia w halloweenowy wieczór z dziećmi na ulicę w kolorowych strojach. Jak zwykle chodzili od domu do domu, zaglądali do sklepów, czy biur i zbierali słodycze.

Tak, wiem co się stało, ale jeszcze to do mnie całkiem nie dotarło - powiedziała Maureen, która nie zerwała z tradycją i prowadziła ze sobą dwójkę dzieci. - Niestety to wszystko ani ode mnie, ani od ciebie nie zależy. Nie możemy zupełnie wyrzec się naszego życia, naszych zwyczajów, bo oni (terroryści) byliby z tego jeszcze bardziej zadowoleni - przekonywała.

Nie żyje osiem osób

Zamachowiec, 29-letni Sajfullo Saipow, posiadający prawo stałego pobytu w USA, o godz. 15:05 czasu lokalnego we wtorek (o 20.05 czasu polskiego) wjechał furgonetką wynajętą w stanie New Jersey na ścieżkę rowerową na brzegu rzeki Hudson.

Jadąc z prędkością powyżej 90 km/godz. w ciągu minuty zamachowiec przejechał, jadąc z północy na południe, około 20 przecznic. Podczas tego rajdu taranował spacerowiczów, rowerzystów i ich rowery ustawione na poboczu. Śmierć na miejscu poniosło sześć osób, w tym obywatele Argentyny i Belgii. Dwie osoby zmarły w wyniku odniesionych obrażeń w szpitalu. Jedenaście osób odniosło obrażenia.

Jak poinformował na Twitterze konsul RP w Nowym Jorku Maciej Golubiewski wśród ofiar nie ma Polaków.

Postrzelony przez policję

Po przejechaniu ok. 1,5 km ścieżką rowerową, prawdopodobnie podczas próby powrotu na autostradę West Side, Saipow zderzył się ze szkolnym minibusem w okolicach słynnej strefy zero, gdzie kiedyś stały bliźniacze wieżowce Centrum Handlu Światowego.

Zamachowiec wyskoczył wtedy z pojazdu i zaczął uciekać wymachując dwoma, jak się okazało później fałszywymi, pistoletami. Podczas ucieczki wykrzykiwał: "Allahu Akbar!” (Bóg jest wielki). Ucieczkę powstrzymał ostatecznie funkcjonariusz policji, który postrzelił Saipowa w brzuch.

Saipow, który ostatnio mieszkał w stanie New Jersey - legitymował się jednak prawem jazdy wydanym w Tampie na Florydzie - został przewieziony do miejskiego szpitala Bellevue na Manhattanie. Po przebytej operacji władze określiły jego stan jako "zadowalający".

Autor: mnd/sk / Źródło: PAP

Raporty: