Ponad stu zabitych i tysiąc rannych. Walki z policją w Nikaragui


Rośnie liczba zabitych i rannych w gwałtownych starciach na ulicach miast w Nikaragui. - Nie żyje 121 osób, a liczba rannych sięga już 1300 - poinformował sekretarz wykonawczy nikaraguańskiego centrum praw człowieka (Cenidh) Marlin Sierra.

Od kilku dni nie ustają krwawe zamieszki w stutysięcznym mieście Masaya na południu kraju.

- Ze świadectw składanych przez mieszkańców wynika, że siły porządkowe otworzyły w poniedziałek dwukrotnie ogień do nieuzbrojonych demonstrantów, zabijając co najmniej dziesięć osób. Wśród ofiar tych policyjnych "egzekucji" był piętnastolatek - stwierdził Sierra. Według źródeł policyjnych, wśród ofiar poniedziałkowych zajść w Masayi był również funkcjonariusz sił porządkowych.

We wtorek główną sceną zamieszek ulicznych było słynące ze swych zabytków miasto Granada, leżące 46 km na południowy wschód od stolicy kraju. Podczas próby zlikwidowania ulicznych barykad policjanci śmiertelnie postrzelili tam młodego człowieka.

Niepopularny prezydent i jego reformy

Nikaragua jest pogrążona w najgłębszym od lat 80-tych kryzysie społeczno-politycznym. Od połowy kwietnia dochodzi tam do manifestacji i starć z policją. Ludzie wychodzą na ulice przeciwko prezydentowi Danielowi Ortedze, liderowi Frontu Wyzwolenia Narodowego im. Sandino (FSLN), który w 1979 roku przejął władzę w kraju po obaleniu dyktatury i sprawował ją do lat 90., by ponownie odzyskać wpływy w 2007 roku. Dziś jest jednym z najbardziej znienawidzonych polityków w kraju. Opozycja zarzuca mu ograniczanie swobód obywatelskich, zapędy dyktatorskie i nadmierną koncentrację władzy w jednych rękach. Protesty uliczne zostały sprowokowane planami reformy systemu opieki społecznej, która przewidywała zwiększenie składek na ubezpieczenie społeczne i jednoczesne obniżenie emerytur.

Zmiany zatrzymane, ale protesty trwają

Po zatwierdzeniu reformy przez rząd, w połowie kwietnia na ulice wyszły setki emerytów. Wkrótce przyłączyły się do nich tysiące studentów i pracowników sektora publicznego. Na ulicach wzniesiono barykady, dochodziło do starć z policją, niszczono budynki rządowe w stolicy i innych miastach. W stolicy kraju, Managui doszło do plądrowania sklepów.

Manifestujący żądali odstąpienia od planowanej reformy, a także poprawy warunków życia i zniesienia ograniczeń wolności słowa.

Reformie sprzeciwiali się też przedstawiciele biznesu i eksperci, którzy postrzegali ją jako taktyczną zagrywkę rządu, która miała pozwolić uniknąć bankructwa systemu ubezpieczeń społecznych. Obawiano się też, że zmiany mogłyby się przyczynić do zwiększenia bezrobocia w kraju, zmniejszania konsumpcji i konkurencyjności oraz pogorszenia się klimatu biznesowego. Pod naciskiem gwałtownych protestów, które stanowiły najpoważniejsze wyzwanie dla władzy od 2007 roku, prezydent postanowił pod koniec kwietnia zrezygnować z niepopularnej reformy opieki społecznej. Mimo tej decyzji starcia z policją i demonstracje w głównych miastach Nikaragui wciąż trwają.

Autor: mk/adso / Źródło: PAP