"Świadkowie twierdzą, że wielu pasażerów najpierw rzuciło się po walizki"


Ewakuację z płonącego samolotu na moskiewskim lotnisku Szeremietiewo mogła opóźnić część pasażerów - podała agencja Interfax na podstawie anonimowego źródła informacji. Na podobne relacje pojawiające się w rosyjskich mediach powoływał się także Andrzej Zaucha, korespondent "Faktów" TVN w Moskwie. - Świadkowie twierdzą, że wielu pasażerów najpierw rzuciło się po walizki - powiedział.

Samolot rosyjskich linii Aerofłot lądował awaryjnie w niedzielę na moskiewskim lotnisku Szeremietiewo. Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej przekazał w komunikacie, że zginęło 41 osób z 78 znajdujących się na pokładzie. Wśród ofiar śmiertelnych jest między innymi dwoje dzieci oraz jeden członek załogi.

Według ministerstwa zdrowia Rosji, 19 osobom udzielono pomocy lekarskiej a pięć przewieziono do szpitali. Stan kilku rannych jest ciężki, szczególnie kobiety, która uległa ciężkim poparzeniom.

Andrzej Zaucha: części ofiar można było uniknąć
Andrzej Zaucha: części ofiar można było uniknąćCNN, TVN24

Załoga "robiła wszystko, co możliwe"

- Pojawiają się informacje, że być może części ofiar można było uniknąć. Według wszelkich możliwych instrukcji pasażerowie powinni odpiąć pasy po tym, jak samolot się zatrzymał i biec do wyjścia awaryjnego. Z przodu maszyny, gdzie nie było pożaru, pojawiły się nadmuchiwane trapy. Pasażerowie powinni na nie wskoczyć, zjechać na dół i odbiec od płonącego samolotu - relacjonował w TVN24 korespondent "Faktów" TVN Andrzej Zaucha.

Tymczasem - według różnych doniesień - ewakuacja nie przebiegła tak sprawnie, jak powinna.

- Świadkowie twierdzą, a ta informacja się powtarza, że wielu pasażerów najpierw rzuciło się po walizki - mówił korespondent "Faktów" TVN. - To jest tragedia.

Rzecznik Aerofłotu podkreślił, że załoga "robiła wszystko, co możliwe" aby ratować pasażerów, którzy - według oficjalnej wersji - zostali ewakuowani w ciągu 55 sekund.

"Należy skupić się na tym, żeby jak najszybciej wydostać się z tego samolotu"

Stewardessa Martyna Tchórz opowiadała w poniedziałek w rozmowie telefonicznej na antenie TVN24 o procedurach obowiązujących w sytuacji awaryjnego lądowania.

- Przewidujemy jedynie 70 sekund na ewakuowanie pasażerów - powiedziała. Dodała, że wszyscy są proszeni o "współpracowanie z załogą i przede wszystkim należy skupić się na tym, żeby jak najszybciej wydostać się z tego samolotu".

- Przy wyjściach awaryjnych są też sadzani ludzie sprawni fizycznie, którzy pomogą nam przy takiej ewakuacji - powiedziała Tchórz. Stewardessa zaznaczyła, że zawsze "należy współpracować z załogą".

Dodała także, że na początku lotu załoga pokładowa pokazuje, "jak zachować się w takich sytuacjach awaryjnych". - Prosimy o uwagę pasażerów i niestety czasami oni rozmawiają podczas takich prezentacji - zauważyła.

Stewardessa o procedurze ewakuacji pasażerów podczas lądowania awaryjnego
Stewardessa o procedurze ewakuacji pasażerów podczas lądowania awaryjnegotvn24

"Są dwa typy paniki: pozytywna i negatywna"

Jak wskazywała Tchórz, w sytuacjach zagrożenia, gdy ludzie wpadają w panikę, "są dwa typy paniki: pozytywna i negatywna". - Pozytywna, to jest właśnie taka, gdzie ludzie chcą współpracować, jak najszybciej wydostać się z samolotu - wyjaśniała.

- Gorzej, jeśli dochodzi do tak zwanej paniki negatywnej, gdzie nie są w stanie wykonać żadnych poleceń - dodała.

"Są dwa typy paniki: pozytywna i negatywna"
"Są dwa typy paniki: pozytywna i negatywna"tvn24

Wyjaśniała, że w sytuacji, kiedy panika "opanowuje cały tłum", wtedy "należy wydawać jak najszybciej proste polecenia".

Jak dodała, komendy dotyczą tego, jak pasażerowie mają się zachowywać, w jaki sposób ewakuować oraz przypominają, żeby pozostawić bagaż w samolocie.

Tchórz dodała, że przed lądowaniem awaryjnym załoga pokładowa prosi pasażerów, "żeby wyjąć jakieś obiekty ze swoich kieszeni", aby nie spowodować ewentualnych obrażeń. Stewardessa wskazywała także, że w takiej sytuacji zazwyczaj "każda z osób należących do załogi jest odpowiedzialna za jedne drzwi" z wyjść ewakuacyjnych w samolocie.

ZOBACZ CAŁĄ ROZMOWĘ ZE STEWARDESSĄ MONIKĄ TCHÓRZ:

Cała rozmowa ze stewardessą Martyną Tchórz
Cała rozmowa ze stewardessą Martyną Tchórztvn24

Zginęło 41 osób

Załoga samolotu należącego do linii Aerofłot, który miał lecieć z Moskwy do Murmańska, poprosiła o zgodę na lądowanie na lotnisku Szeremietiewo ze względu na "problemy techniczne" krótko po starcie o godzinie 18.02 czasu lokalnego (godzinie 17.02 w Polsce).

Z powodu trudnych warunków pogodowych dopiero przy drugiej próbie zdołał wylądować. Podczas twardego lądowania samolot uderzył w pas startowy. Jak powiedział przedstawiciel Aerofłotu, silniki maszyny znajdującej się już na pasie startowym stanęły w płomieniach. Wkrótce ogień ogarnął tylną część samolotu, która została całkowicie zniszczona.

Ciemna chmura i piorun

Nie jest jasne, co dokładnie było przyczyną tragedii. Jedna z wersji, którą przedstawiał Zaucha, mówi o piorunie. Miał uderzyć w samolot zaraz po starcie. Przy nieudanej próbie awaryjnego lądowania połamane podwozie mogło przebić zbiorniki z paliwem, co mogło doprowadzić do pożaru w tylnej części samolotu

Wersję te potwierdzają doniesienia z rosyjskich mediów na które powołuje się korespondent TVN24. Jego zdaniem w mediach wyciekły zeznania członków załogi - kapitana i jeden ze stewardess. Potwierdzili oni, że chwilę po wystartowaniu z lotniska Szeremietiewo samolot wleciał w ciemną chmurę, w której chwilę później został uderzony przez piorun.

Pilot powiedział, że w następstwie uderzenia przestała działać część urządzeń, w tym autopilot. Zmusiło to kapitana do wykonywania manewrów samodzielnie - doniósł Andrzej Zaucha.

Zdaniem członków załogi, ogień pojawił się dopiero po twardym lądowaniu na pasie startowym

CZYTAJ WIĘCEJ: Samolot w ogniu, 41 osób nie żyje >

Autor: dasz,ft//now / Źródło: Interfax, tvn24.pl