Skandal w czasie zaprzysiężenia prezydenta. Jego poprzedniczka odmówiła udziału


Mauricio Macri, pierwszy od przeszło pół wieku prezydent Argentyny niewywodzący się z tradycji peronizmu, wybrany blisko trzypunktową przewagą głosów, oświadczył, że "nadeszły czasy dialogu" i wezwał Argentyńczyków, aby "nauczyli się sztuki porozumienia". Jego zwycięstwo poprzednia prezydent Cristina de Fernandez Kirchner nazwała "czymś podobnym do zamachu stanu".

Podczas uroczystości zaprzysiężenia i przekazania mu przez przewodniczącego parlamentu insygniów władzy prezydenckiej Macri podkreślił w 25-minutowym przemówieniu, że dla podzielonej politycznie Argentyny "nadszedł nowy czas - czas dialogu, zespołowej pracy i jedności narodowej".

Uroczystość poprzedziło wiele godzin napięcia spowodowanego postawą dotychczasowej prezydent Cristiny de Fernandez Kirchner, która odmówiła udziału w zwyczajowym przekazaniu nowemu szefowi państwa insygniów władzy w Pałacu Prezydenckim. Była to m.in. odmowa udziału w tradycyjnej ceremonii osobistego nałożenia następcy szarfy prezydenckiej. Nazwała zwycięstwo wyborcze Macriego przewagą ok. 3 punktów procentowych "czymś podobnym do zamachu stanu".

Zapowiada walkę z korupcją i gangami narkotykowymi

- Nie jesteśmy nieomylni - mówił nowy szef państwa. - Pragnę być prezydentem integracji i współpracy różnych części społeczeństwa na rzecz zjednoczonej Argentyny, którą wszyscy wspólnie będziemy dźwigać wzwyż - dodał Macri, zapowiadając wydanie zdecydowanej walki korupcji i gangom narkotykowym. Prezydent Macri dał też do zrozumienia, że będzie dbał o "niezależność sądownictwa". - Wymiar sprawiedliwości musimy oczyścić z upolitycznienia, nie powinno być "sędziów macristów, członków partii politycznych - deklarował nowo wybrany prezydent. Media całej Ameryki Łacińskiej, a zwłaszcza sąsiedniej Brazylii, gdzie trwa proces impeachmentu obecnej prezydent Dilmy Rousseff w związku z tolerowaniem przez jej rząd wielkich afer korupcyjnych, cytują słowa prezydenta Macriego, który zapowiedział, że będzie "nieubłagany" wobec tych, którzy - niezależnie od ich przynależności partyjnej i od tego, czy będą to "swoi" czy nie - dopuszczą się naruszania prawa.

Autor: rzw / Źródło: PAP