Bruksela, Nicea i Berlin. W trzech dużych zamachach przeprowadzonych przez dżihadystów w 2016 r. zginęły 133 osoby. W każdym z nich umierali Polacy.
Do wszystkich trzech zamachów przyznało się tzw. Państwo Islamskie, a władze trzech zaatakowanych państw – Belgii, Francji i Niemiec zgodnie stwierdziły, że ataki zostały starannie zaplanowane i nie są dziełem działającego w pojedynkę przekarmionego propagandą desperata.
Eksperci twierdzą jednak, że największe poczucie zagrożenia wywołują ataki tzw. samotnych wilków, czyli zradykalizowanych islamistów, którzy na pierwszy rzut oka nie wyglądają podejrzanie. Pracują, mają rodziny, ale pewnego dnia biorą nóż lub pistolet i zabijają mieszkańców Zachodu. Takich napaści mogło być podczas minionych 12 mięsięcy co najmniej kilkadziesiąt.
Oto największe zamachy z 2016 roku i najgłośniejsze ataki tzw. samotnych wilków.
Belgia. Bomby
Miejsce: Bruksela, lotnisko Zaventem, stacja metra Maelbeek
Data: 22 marca 2016 r.
Liczba ofiar: 32
Zamachowcy: 5 (trzech zginęło, dwóch jest w więzieniu)
22 marca 2016 r. w Brukseli doszło do trzech skoordynowanych samobójczych zamachów bombowych. Przed godz. 8 na lotnisku Zaventem – w odstępie 9 sekund – wybuchły dwa potężne ładunki, które terroryści wwieźli do hali odlotów w walizkach podróżnych. Zginęło 17 osób, ale zamachowcy liczyli na znacznie więcej ofiar. Bomba o największym ładunku nie eksplodowała, została znaleziona przez antyterrorystów krótko po zamachu na hali lotniska.
Godzinę później inny ładunek eksplodował w wagonie metra przy stacji Maelbeek w pobliżu instytucji unijnych, zabijając na miejscu 14 osób. Wybuch był tak silny, że rozerwał wagon. Ofiar mogło być znacznie więcej, lecz część unijnych pracowników wykorzystała zbliżające się święta wielkanocne, wzięła urlopy i rozjechała się do domów. W związku z tym tłok w metrze był znacznie mniejszy niż zwykle.
Do serii zamachów w Belgii doszło najprawdopodobniej w obawie przed dekonspiracją belgijskiej siatki terrorystycznej odpowiedzialnej za krwawe zamachy z 13 listopada 2015 r. w Paryżu, w których zginęło 130 osób. Zaledwie trzy dni przed zamachami na lotnisko i metro w Brukseli w obławie zatrzymano poszukiwanego od listopada Salaha Abdeslama, terrorystę, który przez ponad cztery miesiące ukrywał się w belgijskiej stolicy. Ten Belg marokańskiego pochodzenia miał zginąć w Paryżu, wysadzając się tak jak jego brat, ale – jak miał zeznać – stchórzył i wrócił do Belgii.
Niektórzy eksperci twierdzili, że belgijska siatka szykowała serię skoordynowanych zamachów, do których miało dojść w czasie odbywających się we Francji mistrzostw w piłce nożnej Euro'2016, jednak terroryści zdecydowali się uderzyć wcześniej. Tym bardziej że Abdeslam, jak – mało rozsądnie – chwalili się śledczy, chętnie odpowiadał na pytania prokuratorów.
Śledczy popełnili więcej błędów, bo po zatrzymaniu odłożyli przesłuchanie, stwierdzając, że Abdeslam jest "zmęczony". Potem nie zapytali go o to, czy jego koledzy planują więcej zamachów.
Człowiek w kapeluszu i mężczyzna z metra
Belgijscy antyterroryści natychmiast wszczęli śledztwo. Ustalono, że na lotnisku wysadzili się 30-letni Brahim El Bakraoui i 24-letni Najim Laachraoui, a w metrze - 27-letni Khalid El Bakraoui. Bracia El Bakraoui byli znani belgijskiej policji z rozbojów, kradzieży i przestępstw z użyciem broni palnej. Młodszy z nich był poszukiwany listem gończym, bo unikał odbycia kary więzienia. Starszy z kolei w czerwcu 2015 r. został schwytany przez Turcję przy granicy z Syrią i deportowany, gdyż zachodziło podejrzenie, że chce dołączyć do dżihadystów.
Z kolei Laachraoui pochodził z szanowanej i zamożnej muzułmańskiej rodziny, wychował się w Belgii. To jego rodzice zgłosili policji, że syn wyjechał do Syrii. Tam – jak twierdzą śledczy – przeszedł kurs konstruowania materiałów wybuchowych i wrócił w fali uchodźców do Europy. Posługiwał się fałszywymi dokumentami wystawionymi na nazwisko Sufian Kajal. To najprawdopodobniej on zbudował bomby, które od kilku miesięcy zabijały Europejczyków.
Natychmiast ruszyło śledztwo ws. trzeciego terrorysty z Zaventem. Na zdjęciach z monitoringu wyraźnie widać było bowiem, że po terenie lotniska przechadzało się trzech mężczyzn. Śledczy szybko ustalili, że widoczny na nagraniach tzw. mężczyzna w kapeluszu wykorzystał zamieszanie i ewakuował się z ofiarami zamachu, a potem pieszo wrócił do centrum Brukseli i tam ślad po nim zaginął.
"Mężczyzna w kapeluszu" został aresztowany 8 kwietnia 2016 r. Okazał się nim poszukiwany od zamachów w Paryżu Mohamed Abrini. W tej obławie zatrzymano także Osamę Krayema, Szweda o syryjskich korzeniach, który najprawdopodobniej miał wysadzić się w metrze, ale spanikował. Odciski jego palców znaleziono w kryjówce dżihadystów w Brukseli, skąd rozjechali się 22 marca terroryści. Także to najprawdopodobniej on kupił dla zamachowców walizki, w które potem włożono bomby.
Polka ginie w zamachu
W zamachach w Brukseli zginęło 35 osób (w tym trzech zamachowców), a niemal 350 zostało rannych. Według danych prokuratury wśród ofiar jest 17 Belgów i 15 obcokrajowców oraz trzech zamachowców (wszyscy mieli belgijskie paszporty). 17 osób zginęło na lotnisku, a 14 w metrze, 4 zmarły w szpitalu w wyniku odniesionych ran.
Po przeprowadzeniu identyfikacji ciał belgijskie służby poinformowały, że wśród ofiar śmiertelnych zamachów jest obywatelka Polski, która pracowała w Brukseli. Polskie MSZ sprecyzowało, że Polka zginęła podczas zamachu w metrze. Wśród rannych było trzech Polaków (kobieta i dwóch mężczyzn). Dwóch z nich to funkcjonariusze Służby Celnej, którzy byli w delegacji. Trzecia z rannych to mieszkanka Białegostoku– kobieta wracała z Ghany, a na lotnisku w Brukseli miała przesiadkę do Polski.
Stolica dżihadu
Po zamachach w Brukseli na Belgię spadła fala krytyki za to, że przez lata tolerowała na swoim terytorium ekstremistów. Już po zamachach w Paryżu z 13 listopada 2015 r. wszystkie tropy wiodły do podbrukselskiej gminy Molenbeek. Mimo to służby nie potrafiły rozbić siatki terrorystycznej, która zaatakowała po kilku miesiącach w Brukseli.
Lata zaniedbań, niedofinansowany wywiad i kwitnący czarny rynek handlu bronią sprawiły, że Belgia była jednym z najbardziej narażonych na zamach państw w Europie. Niewielki, 10-milionowy kraj to największy "producent" zachodnich bojowników w wojnach w Syrii i Iraku. Liczba dżihadystów walczących na Bliskim Wschodzie w przeliczeniu na liczbę mieszkańców jest dla Belgii najwyższa w Europie.
Po ataku przeprowadzono serię przeszukań, obław i aresztowań i w końcu zadano bolesne rany dżihadystom ukrywającym się w Belgii. Od marca nie ma informacji o tym, by którykolwiek zamach w Europie był organizowany lub koordynowany przez siatkę z Molenbeek.
Dzień Bastylii – obchodzony przez Francję 14 lipca – w 2016 r. zamienił się w koszmar. Wieczorem, kiedy nicejską Promenadą Anglików tysiące Francuzów i turystów wracały do domu po pokazie fajerwerków, z drogi w zamkniętą specjalne z tej okazji ulicę wjechała biała ciężarówka-chłodnia. Przejechała zygzakiem ok. 2 km, po drodze taranując i przejeżdżając ludzi. Świadkowi twierdzili, że zamachowiec jechał tak, jakby zależało mu na jak największej liczbie zabitych. Kierowca został w końcu zastrzelony przez policję.
W zamachu w Nicei zginęło 86 osób, co ósma ofiara była dzieckiem. Rannych zostało ok. 440 osób. Zginęły dwie Polki, które we Francji spędzały wakacje. Był to trzeci duży zamach terrorystyczny we Francji w ciągu zaledwie 18 miesięcy.
Komórka z Nicei
Zamachowiec został zidentyfikowany jako 31-letni mieszkaniec Nicei, Mohamed Lahouaiej Bouhlel. Nie miał francuskiego obywatelstwa, tylko prawo pobytu. We Francji pracował, założył rodzinę. Był notowany za drobne przestępstwa, jeden raz został skazany. Jego nazwisko nie figurowało w rejestrze osób podejrzewanych o związki z islamistami.
Sąsiedzi twierdzili wręcz, że nie sprawiał wrażenia osoby religijnej.
Ze względu na profil napastnika z Nicei krótko po ataku nie było nawet wiadomo, czy był to zamach terrorystyczny, czy też dzieło szaleńca. Potem rozważano, czy nie jest to przypadkiem zamach w wykonaniu tzw. samotnego wilka zachęconego do działania przez propagandę tzw. Państwa Islamskiego.
Ostatecznie okazało się, że zamach był starannie zaplanowaną akcją zakonspirowanej komórki dżihadystów z Nicei. W połowie grudnia francuskie władze poinformowały, że jak na razie zatrzymano w sumie 11 osób, które zajmowały się logistyką dla krwawego ataku. – To ludzie, którzy byli częścią zaplecza dla sprawcy ataku – powiedział anonimowo dziennikowi "Liberation" przedstawiciel prokuratury. – Nie musieli mieć wiedzy o ataku, ale byli częścią światka przestępczego, który handlował bronią.
10 aresztowanych, w tym para Albańczyków, żyło w Nicei. Jeden mężczyzna zatrzymany w Nantes także przez jakiś czas mieszkał w Nicei.
Stan wyjątkowy utrzymany
Tuż przed tragedią w Nicei francuskie władze oficjalnie informowały, że stan wyjątkowy zostanie zniesiony. Obowiązuje on nieprzerwanie od zamachów w Paryżu z 13 listopada 2015 r. Jednak po zamachu na promenadzie stan wyjątkowy został przedłużony.
Francuskie władze były krytykowane za wyjątkowe uprawnienia, jakie w czasie stanu wyjątkowego otrzymywały policja i inne służby. Dano im bowiem prawo do nakładania aresztów domowych bez wyroku sądu i jedynie na podstawie przypuszczeń oraz poluzowano przepisy dot. przeszukań w domach podejrzewanych osób.
W listopadzie 2016 r. prezydent Francois Hollande i ówczesny premier Manuel Valls oświadczyli, że stan wyjątkowy nie zostanie zniesiony do wyborów prezydenckich, które odbędą się w kwietniu i maju 2017 r.
19 grudnia 2016 r. na Breitscheidplatz, na którym setki Berlińczyków i turystów spędzały czas na jarmarku bożonarodzeniowym, wjechała rozpędzona 40-tonowa ciężarówka obciążona stalowymi belkami. Zginęło 12 osób, a ok. 50 zostało rannych. Kierowca, 24-letni Anis Amri, uciekł z miejsca zamachu. W kabinie ciężarowej scanii znaleziono zwłoki 37-letniego Polaka, który przyjechał do Berlina z towarem na rozładunek. Zamachowiec ukradł mu ciężarówkę, a następnie wjechał nią w ludzi.
Wiadomo, że polski kierowca ok. godz. 7 rano zaparkował ciężarówkę w miejscu odległym ok. 10 km od jarmarku, przed zakładem, do którego przywiózł towar. Niemcy poinformowali go, że rozładunek nastąpi dopiero następnego dnia.
Kontakt z Łukaszem Urbanem urwał się pomiędzy godz. 15 a 15.45. Wtedy w firmie spedycyjnej Ariela Żurawskiego, szefa polskiego kierowcy, zauważono dziwne ruchy ciężarówki. Przez kilkanaście minut silnik był odpalany i gaszony, samochód ruszał do przodu i cofał, jakby ktoś uczył się nim jeździć.
Ok godz. 19.40 ciężarówka została ponownie odpalona i ruszyła do centrum miasta. Kilka minut po godz. 20 wjechała w ludzi.
Zamachowiec ginie pod Mediolanem
Niemieckie władze nie podały oficjalnie, kiedy zginął Polak. Jego szef przekazał, że Łukasz Urban walczył z oprawcą, bo miał opuchniętą i poranioną twarz, rany od noża na ciele i ranę postrzałową. Niemiecki dziennik "Bild" twierdził, że Polak żył w chwili, kiedy ciężarówka wjechała w ludzi i zapobiegł większej tragedii, bo w ostatniej chwycił za kierownicę i uniemożliwił ciężarówce wjechanie w głąb jarmarku. Miał – jak twierdził "Bild" – zostać zastrzelony przez terrorystę, kiedy ciężarówka już się zatrzymała.
Niemieckie media okrzyknęły go bohaterem. Pojawiła się inicjatywa odznaczenia go najwyższym odznaczeniem cywilnym, czyli Federalnym Krzyżem Zasługi. Po kilku dniach "Bild", znów powołując się na śledczych, stwierdził, że Polak został postrzelony w głowę na kilka godzin przed zamachem, ale mógł żyć w chwili ataku.
Kilkadziesiąt minut po ataku policja zatrzymała pierwszego podejrzanego, wskazanego przez naocznych świadków. Był to azylant z Pakistanu mieszkający w ośrodku dla uchodźców na byłym lotnisku Tempelhof. Okazało się jednak, że najprawdopodobniej nie ma związku z zamachem, i został zwolniony.
Dwa dni po tragedii policja wydała list gończy i zaoferowała 100 tys. euro za 24-letniego Tunezyjczyka Anisa Amriego. To on ma być zamachowcem z Berlina. W piątek 23 grudnia mężczyzna został zastrzelony przez patrol włoskiej policji na przedmieściach Mediolanu. Amri postrzelił policjanta i zaczął uciekać.
Bruksela, Nicea i Berlin to trzy duże ataki terrorystyczne inspirowane ideologią dżihadu, do których doszło w 2016 r. Eksperci ostrzegają jednak, że w przyszłości najgroźniejsze będą ataki przeprowadzane w pojedynkę, czyli przez tzw. samotne wilki.
Tzw. Państwo Islamskie co jakiś czas wzywa swoich zwolenników do zabijania na Zachodzie. "Jeśli możecie zabić niewiernego, który jest Amerykaninem lub Europejczykiem, a zwłaszcza brudnym i złym Francuzem (…), to zdajcie się na Allaha i zabijajcie ich w dowolny sposób!" – apelował we wrześniu rzecznik IS.
W minionym roku doszło do co najmniej kilkudziesięciu ataków samotnych wilków na Europejczyków. Oto te najgłośniejsze:
1 stycznia. Valence, Francja
Mężczyzna został postrzelony po tym, jak próbował rozjechać samochodem czterech żołnierzy strzegących wejścia do meczetu. Miał celowo wcisnąć pedał gazu tuż przed żołnierzami, potrącając jednego z nich. Potem zakręcił i próbował przejechać wojskowych po raz drugi. Wówczas żołnierze otworzyli ogień i go postrzelili.
Sprawca, 29-letni Francuz tunezyjskiego pochodzenia, miał w czasie ataku krzyczeć: "Allah jest wielki!". Prokuratura oświadczyła, że działał sam. – Kiedy został zatrzymany, oświadczył, że chciał zabić żołnierzy, bo żołnierze zabijają ludzi – powiedział prokurator Alex Perrin. – Powiedział, że chciał zostać zabity przez żołnierzy – dodał prokurator.
7 stycznia. Paryż, Francja
Mężczyzna wyposażony w tasak i fałszywy pas szahida wtargnął do komisariatu policji w dzielnicy Goutte d'Or, krzycząc: "Allahu Akbar!". Został zastrzelony przez funkcjonariusza po tym, jak nie chciał się poddać. W kieszeni jego kurtki znaleziono narysowaną flagę tzw. Państwa Islamskiego i odręcznie napisany list, w którym składał wierność tej organizacji terrorystycznej.
Do ataku doszło w rocznicę zamachu na redakcję magazynu satyrycznego "Charlie Hebdo". Napastnikiem okazał się 24-letni Tunezyjczyk Tarek Belgacem, który przedostał się do Europy w 2011 r., udawał uchodźcę z Iraku oraz Syrii. Przez jakiś czas mieszkał w Niemczech.
26 lutego. Hanower, Niemcy
16-letnia Niemka marokańskiego pochodzenia zaatakowała kuchennym nożem policjanta patrolującego dworzec kolejowy. Funkcjonariusz został poważnie ranny w szyję. Niemiecki prokurator powiedział, że nastolatka twierdziła, że była to "męczeńska operacja" na zlecenie tzw. Państwa Islamskiego.
Safia S. wcześniej próbowała przedostać się do Syrii, by poślubić bojownika IS. Granicy jednak nigdy nie przekroczyła, bo matce udało się ściągnąć ją z powrotem do Niemiec. W Turcji jednak nawiązała kontakt z dżihadystami.
13 czerwca. Magnanville, Francja
Wysoki rangą przedstawiciel policji i jego partnerka zostali zasztyletowani w swoim domu przez 25-letniego Francuza marokańskiego pochodzenia, który w 2013 r. był skazany za związki z grupą planującą zamachy terrorystyczne. Napastnik został zabity przez policję.
Zdaniem paryskiego prokuratora Francoisa Molinsa zamachowiec Larossi Abballa zareagował na wezwanie tzw. kalifa islamistów z IS, by w czasie ramadanu "zabijać niewiernych w ich domach razem z rodzinami".
Dżihadystyczna agencja Amak przyznała, że zamachowiec działał na zlecenie tzw. Państwa Islamskiego.
18 lipca. Wuerzburg, Niemcy
17-letni imigrant, najprawdopodobniej z Afganistanu, uzbrojony w siekierę i nóż zaatakował w regionalnym pociągu relacji Treuchtlingen – Wuerzburg. Zabił cztery osoby i ranił cztery kolejne, w tym trzy ciężko. Został zabity przez bawarską policję w czasie późniejszej próby ataku na funkcjonariuszy.
Riaz Khan Ahmadzai, znany także jako Muhammad Riyad, przed zamachem nagrał film, w którym zapowiadał, że będzie zabijał, wykrzykiwał "Allahu Akbar!". Nastolatek utrzymywał kontakty z bojownikiem IS w Arabii Saudyjskiej, który początkowo nakazał mu wjechać samochodem w ludzi.
22 lipca. Monachium, Niemcy
18-letni Niemiec o irańskich korzeniach David Ali Sonboly zastrzelił w centrum handlowym dziewięć osób, a 36 ranił. Popełnił samobójstwo.
Policja oświadczyła, że nastolatek nie miał związku z bliskowschodnim dżihadem. Kierować nim miała "obsesja" na punkcie masowych zbrodni i Andersa Breivika. Atak w Monachium został przeprowadzony w piątą rocznicę masakry na wyspie Utoya.
25 lipca. Ansbach, Niemcy
27-letni Syryjczyk wysadził się przed wejściem na festiwal muzyczny w Ansbach. Zginął na miejscu, raniąc 15 osób. Niemieckie władze twierdzą, że do wybuchu bomby, która była w plecaku Mohammada Daleela, doszło w sposób przypadkowy. Zamachowiec był w kontakcie z tzw. Państwem Islamskim i planował więcej zamachów.
Agencja Amak przyznała, że 27-latek był "żołnierzem" tzw. Państwa Islamskiego.
26 lipca. Saint-Etienne-du-Rouvray, Francja
Dwóch napastników wtargnęło do kościoła w czasie mszy i wzięło sześcioro zakładników. Mieli ze sobą noże, fałszywy pas szahida, wypchany plecak, który miał sugerować, że wewnątrz jest bomba, oraz stary i niedziałający pistolet. Kazali klęknąć 84-letniemu księdzu, który prowadził nabożeństwo, i podcięli mu gardło, wrzeszcząc: "Allahu Akbar!". Dźgnięty nożem został 86-letni parafianin, któremu kazali nagrać film ze zbrodni.
Zostali zastrzeleni przez antyterrorystów z jednostki BRI, kiedy po masakrze wyszli z kościoła. 19-letni terroryści Adel Kermiche i Abdel Petitjean złożyli wcześniej przysięgę wierności tzw. Państwu Islamskiemu. Obaj próbowali przedostać się do Syrii, byli obserwowani przez antyterrorystów.
10 października. Berlin, Niemcy
Policja poinformowała, że udaremniła zamach na berlińskie lotnisko, który planował uchodźca z Syrii. W jego domu znaleziono 1,5 kg TATP, materiałów wybuchowych wykorzystywanych przez dżihadystów w poprzednich zamachach w Europie.
Dżaber Al Bakr wcześniej miał planować zamachy w pociągach w Niemczech. Dwa dni po zatrzymaniu popełnił samobójstwo w szpitalu.
16 października. Hamburg, Niemcy
Około dwudziestokilkuletni napastnik o "południowym wyglądzie" na moście na rzece Alster dźgnął nożem 16-letniego Niemca, a jego 15-letnią dziewczynę wepchnął do wody. Nastolatce udało się dopłynąć do brzegu i wezwać pomoc, ale jej kolega zmarł w szpitalu.
Agencja Amak na swojej stronie internetowej oświadczyła, że za atakiem w Hamburgu stał "żołnierz kalifatu", stwierdzając jednak mylnie, że od ataku nożem zginęły dwie osoby.
Dotychczas niemiecka policja powątpiewała w to, że atak miał podłoże ideologiczne, jednak po grudniowym zamachu w Berlinie na jarmark świąteczny oświadczyła, że jeszcze raz przyjrzy się tej sprawie. Rysopis napastnika pasuje bowiem do 24-letniego Tunezyjczyka Anisa Amriego, który wjechał ciężarówką w tłum ludzi.
30 listopad. Berlin, Niemcy
Prokuratura poinformowała, że zatrzymany został 51-letni pracownik niemieckiego wywiadu, który miał przygotowywać zamach na siedzibę agencji. Mężczyzna pracował od kwietnia 2016 r. i miał obserwować niemieckich dżihadystów.
16 grudnia. Ludwigshafen, Niemcy
Niemiecka prokuratura bada sprawę udaremnionego zamachu na jarmark świąteczny w Ludwigshafen. 12-letnie dziecko próbowało dwukrotnie przeprowadzić atak przy pomocy samodzielnie skonstruowanej bomby. Ładunki zostały podłożone, lecz nie wybuchły. Plecak ze słoikiem wypełnionym gwoździami i substancjami wybuchowymi znalazł przypadkowy przechodzień.
12-latek trafił do ośrodka dla trudnej młodzieży. Niemieckie media twierdzą, że latem chciał wyjechać do Syrii, by dołączyć do dżihadystów z tzw. Państwa Islamskiego.