- Myślę, że Bóg ma dla mnie plan, wielki plan. Tyle że nie w tym życiu - mawiała. Gia Marie Carangi wyznaczyła nowy kanon kobiecego piękna i stała się pierwszą supermodelką. Ale jej historia nie ma happy endu.
Jechała za szybko, zygzakiem, z trudem panowała nad kierownicą. W końcu wylądowała na ogrodzeniu jednej z posesji na przedmieściach Filadelfii. Gdy przyjechała policja, zaczęła uciekać. Była pijana i pod wpływem narkotyków. Miała dopiero 21 lat, a jej ręka miała tyle śladów po ukłuciach igłami, że zaczęła się rozwijać infekcja.
Powiew świeżości
Cztery lata wcześniej 17-letnia lat Gia była uczennicą szkoły średniej i pracowała za ladą w małej restauracji swojego ojca w Filadelfii. Oszczędzała pieniądze, żeby móc kupić bilet na koncert ulubionego artysty - Davida Bowiego. Upodobała sobie szczególnie jego androgeniczny styl, łączący męskie i żeńskie cechy. Sama często nosiła męskie ubrania i starała się upodobnić do chłopczycy. Był początek 1978 roku.
Jej wielka kariera zaczęła się od reklamy w lokalnej gazecie. Zamieszczone w niej zdjęcie Carangie wpadło w oko nowojorskiemu fotografowi Arthurowi Elgortowi, który następnie pokazał je Wilhelminie Cooper, byłej holenderskiej modelce i właścicielce jednej z agencji. Cooper była tak zachwycona nieprzeciętną urodą nastolatki (Carangi była córką Włocha i Irlandki), że zaprosiła ją na spotkanie do Nowego Jorku. Gia zrobiła na niej ogromne wrażenie i z miejsca dostała do podpisu kontrakt.
Niemal wszystkie modelki były w tamtym czasie wysokimi, chudymi, opalonymi blondynkami. Gia była inna, była powiewem świeżości. Miała 176 centymetrów wzrostu i wymiary 86-61-89. Nosiła sukienki w rozmiarze L i XL. Jej jasna karnacja w połączeniu brązowymi oczami i ciemnymi, bujnymi włosami wyraźnie kontrastowała z obowiązującymi w tamtym czasie kanonami piękna. Gia zdefiniowała je na nowo.
Ulubienica fotografów
Ale nie tylko wygląd był tajemnicą jej fenomenu. Gia chętnie pozowała nago, a makijaż nakładała tylko do sesji zdjęciowych. Otwarcie przyznawała się do biseksualizmu. Słynęła też z ognistego temperamentu i ogromnej ekspresji, za co najwięksi fotografowie mody - Richard Avedon, Helmut Newton, Francesco Scavullo czy wspomniany Elgort - po prostu ją uwielbiali. Wcześniej modelki po prostu pozowały. Tylko pozowały.
- Potrafi być stara, młoda, dekadencka, niewinna, zmienna i wrażliwa. Nigdy nie spotkałem kogoś tak ekscytująco swobodnego i spontanicznego, ciągle się zmieniającego i poruszającego się. To jest jak fotografowanie strumienia świadomości - mówił o niej Scavullo, który - mimo że wcześniej fotografował Grace Kelly, Elizabeth Taylor, Janis Joplin, Madonnę, Dianę Ross i Kim Basinger - to największą słabość miał właśnie do Gii.
Cooper mówiła o niej, że ma "fantastycznie giętką twarz". - Może być wyrafinowana w jednym ujęciu i prawdziwą lolitą w innym - dodawała.
Miłość za siatką
Od przyjazdu do Nowego Jorku kariera Gii potoczyła się błyskawicznie. W październiku 1978 roku odbyła się pierwsza duża sesja zdjęciowa z jej udziałem, która od razu przeszła do historii. Za obiektywem stanął Chris von Wangenheim, wówczas czołowy fotograf mody. Gia pozowała mu całkiem nago za ogrodzeniem zrobionym z siatki. W pewnym momencie Wangenheim zaprosił do wspólnych zdjęć obecną na planie wizażystkę Sandy Linter, która też się rozebrała. Obie kobiety natychmiast połączyło gorące uczucie, a ich burzliwy związek trwał przez wiele lat.
Pod koniec 1978 roku Carangi, po zaledwie kilku tygodniach w branży, miała już w niej mocną pozycję, a jej kalendarz pękał w szwach. Twarz Gii można było zobaczyć niemal wszędzie. Pojawiła się na niezliczonych okładkach magazynów mody, w szczególności amerykańskich wydań "Cosmopolitan" oraz "Vogue" w USA, Wielkiej Brytanii, Francji i we Włoszech.
Występowała również w kampaniach reklamowych. Pracowała dla największych: Diora, Armaniego, Versace, Levisa, Maybelline, Yves Saint Laurenta czy Vidala Sassoona. Można ją też zobaczyć w teledysku do piosenki "Atomic", wykonywanej przez zespół Blondie.
Była pewna siebie i nie brała - jak mówiła - "byle gówna". Podkreślała: "Nie jestem pod wrażeniem kogoś, kto ma prywatny odrzutowiec i będzie zabierał mnie na Florydę w każdy weekend. Chcę mieć tylko ładne ciało i duże usta. Reszta się nie liczy".
Walka z uzależnieniem i samotnością
Jako gwiazda modelingu była stałą bywalczynią najmodniejszych nowojorskich klubów - Studio 54 i Mudd - gdzie chętnie gościła śmietanka "Wielkiego Jabłka". Imprezowała z Andy Warholem, Mickiem Jaggerem, Richardem Gerem i Johnem Travoltą. To właśnie tam zaczęła eksperymentować z narkotykami. I wcale tego nie ukrywała.
Ale za tym beztroskim stylem życia kryło się wielkie nieszczęście. Gdy Gia miała 11 lat, jej matka opuściła rodzinę i dom dla obcego mężczyzny. Choć kilka lat później wróciła do jej życia, to Gii nigdy nie opuściło poczucie porzucenia. - Gia robiła wiele rzeczy tylko po to, aby zwrócić na siebie uwagę matki. Byłą jedyną osobą, od której Gia czegoś chciała, i nigdy nie poczuła, że to dostała - opowiadał jeden z jej przyjaciół.
Nawet w szczytowym momencie swojej kariery Gia była samotna. Miała wprawdzie znajomych w zawodzie, ale napięty harmonogram nie pozwalał jej na wiele innych zajęć.Pod koniec dnia zdjęciowego wracała zazwyczaj do pustego mieszkania w Nowym Jorku. - Największym błędem, jaki popełniliśmy, było to, że nikogo z nią wtedy nie było - powiedział jej brat Michael.
Coraz częściej sięgała po narkotyki. - Gia i ja byliśmy jak małe lwiątka, które ciągle się bawiły. Niczego nie ukrywałyśmy. Brałyśmy dużo narkotyków i chodziłyśmy na wiele imprez. Byłyśmy ciągle w podróży, co moim zdaniem uratowało mi życie, bo nie bierze się narkotyków podczas wyjazdów. Z wyjątkiem wyjazdów z Gią - mówiła jej koleżanka po fachu.
W walce z uzależnieniem na pewno nie pomogły dwa ciosy, jakie spadły na nią na przestrzeni jednego roku. W marcu 1980 roku na raka płuc zmarła jej agentka i mentorka Wilhelmina Cooper, a 12 miesięcy później w wypadku samochodowym życie stracił jej przyjaciel i fotograf Chris von Wangenheim.
Sinusoida nastrojów
W 1980 roku Carangi zaczęła mieć gwałtowne napady złości. 20-latka słynęła z humorów i stroiła fochy. Gdy nie była w odpowiednim nastroju, po prostu wychodziła z sesji zdjęciowych. Zachowywała się jak diwa, która znikała nagle, bo nie podobało jej się, jak ułożono jej włosy. Kilka razy zdarzało jej się zasnąć przed aparatem. Jej nałóg pogłębiał się. Potrafiła na kilka godzin zamykać się w łazience, gdzie aplikowała sobie ogromne dawki narkotyków. Patrząc na zdjęcie Gii na okładce "Vogue" z listopada 1980 roku, łatwo można zauważyć na jej ręce ślady po igłach. Mimo że za jeden dzień pracy otrzymywała 10 tysięcy dolarów, to zamiast pozować wolała odwiedzać obskurne meliny pełne heroinistów w nowojorskiej dzielnicy Lower East Side.
Scavullo wspominał o sesji na Karaibach: "Gia płakała, bo nie mogła znaleźć narkotyków. Musiałem ją położyć do łóżka i czekać, aż zaśnie".
Ludzie z branży o wszystkim wiedzieli, ale na początku za bardzo ich to nie obchodziło. Podczas jednej z sesji dla czołowego magazynu jego redaktor przyniósł modelce na plan torebki z heroiną i kokainą. - Problem polegał na tym, że ludzie byli bardziej zainteresowani ukrywaniem śladów po narkotykach niż pomaganiem uzależnionym modelkom - powiedziała była kochanka Gii Elyssa Stewart.
W listopadzie 1980 roku Carangi opuściła Wilhelmina Models i podpisała kontakt z Ford Models, ale została zwolniona po kilku tygodniach. Oferty pracy przestały się pojawiać, a znajomi - w tym Sandy Linter - zaczęli się od niej odwracać. Nie chcieli nawet z nią rozmawiać, bo obawiali się, że jakiekolwiek związki z narkomanką mogą zaszkodzić ich karierze.
Ostatnia okładka i upadek
W lutym 1981 roku, próbując rzucić narkotyki, wróciła do rodzinnego domu, gdzie zamieszkała z matką i ojczymem. Przeszła nawet 21-dniowy detoks, ale jej trzeźwość była krótkotrwała. Pod koniec roku, choć wciąż borykała się z narkomanią, postanowiła wrócić do branży i związała się z agencją Elite Model Managment. Niektórzy odmawiali z nią współpracy, ale inni byli skłonni ją zatrudnić ze względu na jej status jednej z najlepszych modelek świata. Pomagał jej w szczególności Scavullo, który w ramach prezentu sfotografował ją na okładkę "Cosmopolitan" z kwietnia 1982 roku. To była jej ostatnia okładka w Stanach Zjednoczonych.
Narkotykowy cug odcisnął piętno na jej wyglądzie. Podczas pozowania musiała schować ręce za siebie, aby ukryć ślady po ukłuciach igłą. Sean Byrnes, długoletni asystent Scavullo, powiedział później: "To, co sobie robiła, w końcu stało się widoczne na zdjęciach. Widziałem zmiany w jej pięknie, w jej oczach była pustka".
W końcu trafiła do szpitala. Objawy, jakie miała, wskazywały na zapalenie płuc, ale badanie krwi wykazało, że ma AIDS - wówczas chorobę nie do końca jeszcze poznaną. Pielęgniarki i lekarze, przed wejściem do jej pokoju wkładali gumowe rękawiczki i "kosmiczne" kombinezony. Dokładnie wycierali też wszystkie przedmioty, które dotykała.
Jedna z pielęgniarek, nie wiedząc, kim jest Gia, powiedziała jej, że jeden fotograf chciał zrobić kilka zdjęć jej córki. - Nie rób tego, nawet jeśli ona tego chce. Nie pozwól jej tego robić. Kiedyś byłam modelką, nie chcesz, żeby twoje dziecko było modelką - usłyszała w odpowiedzi.
Pomogła następczyni
Gia zmarła 18 listopada 1986 roku. Miała tylko 26 lat. Była pierwszą znaną kobietą, u której zdiagnozowano AIDS. Do ostatniego oddechu, dzień i noc, czuwała przy niej jej matka. Świat nic nie wiedział o jej odejściu, na pogrzeb przyszli tylko najbliżsi. Jej wyniszczone chorobą ciało było w tak złym stanie, że rodzina miała duży problem ze znalezieniem zakładu pogrzebowego, który zgodziłby się przygotować je do pochówku.
"Życie i śmierć. Energia i spokój. Gdybym teraz przestała istnieć, było warto. Nawet pomimo błędów, które popełniłam i których nie naprawię. Pomimo bólu, który spalał moje ciało i duszę. Warto było. Mogłam chodzić tam, gdzie chciałam. Przeszłam przez piekło na ziemi i przez ziemski raj. Tam i z powrotem, na przełaj, pomiędzy i ponad nim" - napisała Gia w swoim pamiętniku niedługo przed śmiercią.
Gia nigdy się nie dowiedziała, że ułatwiła karierę Cindy Crawford, której gwiazda rozbłysła rok po jej śmierci. Crawford jest podobna do Carangi, przez co zyskała pseudonim "Baby Gia". - Moi agenci zabierali mnie do wszystkich fotografów, którzy lubili Gię. Wszyscy tak bardzo kochali jej wygląd, że chętnie pracowali również ze mną - wspominała.