"Największa katastrofa humanitarna od czasów drugiej wojny światowej"- takim mianem określana jest klęska głodu, która szaleje w krajach Afryki i Bliskiego Wschodu. Najbardziej pesymistyczne szacunki mówią nawet o 30 milionach ludzi zagrożonych w ciągu najbliższych miesięcy śmiercią głodową. 1,5 miliona z nich to dzieci. Organizacje humanitarne bezradnie rozkładają ręce, bo Zachód przeznacza coraz mniej pieniędzy na pomoc międzynarodową. Taka postawa może się zemścić, kiedy w stronę Europy ruszy fala zdesperowanych uciekinierów – dużo potężniejsza od tej, którą wywołała wojna w Syrii.
Tytuł tego artykułu to nie przesada, wręcz przeciwnie, raczej bardzo ostrożne szacunki. Odnoszą się tylko do jednego miejsca, które dotknęła klęska głodu – Jemenu.
- Tylko w Jemenie co 6-10 minut umiera dziecko. Co 6-10 minut musimy patrzeć na śmierć dziecka, bo świat nie staje na wysokości zadania. Świat musi zdać sobie sprawę z powagi problemu - relacjonuje David Beasley ze Światowego Programu Żywnościowego.
W tym położonym na skraju Półwyspu Arabskiego państwie nawet siedemnaście milionów ludzi nie wie, czy następnego dnia zje jakikolwiek posiłek. Pogrążony od kilku lat w chaosie wojny domowej Jemen dotknęła teraz katastrofalna susza. Brakuje nie tylko żywności. Rozprzestrzenia się epidemia cholery, bo zdesperowani ludzie piją skażoną wodę z braku dostępu do tej świeżej. Choroba zabiła w ciągu kilku miesięcy ponad pół tysiąca osób, choruje na nią nawet 50 tysięcy Jemeńczyków.
Katastrofalna susza, głód i choroby szaleją na niespotykaną skalę również w kilku krajach afrykańskich: Somalii, Etiopii, Kenii, Sudanie Południowym, Czadzie, Nigrze i północno-wschodniej Nigerii. Zwłaszcza ten ostatni kraj to ogromne zaskoczenie, bo dzięki wydobyciu ropy naftowej uchodził dotąd za jedno za najzamożniejszych miejsc na mapie Czarnego Lądu.
- W Afryce istnieje takie pojęcie jak "miesiące głodu", czyli miesiące poprzedzające zbiory, trochę jak polski przednówek, gdzie nie ma żywności lub tej żywności jest bardzo mało. Ten przednówek w Afryce trwa już teraz większą część roku – tłumaczy Wojciech Wilk z Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej (PCPM).
Organizacja Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa (FAO) podaje, że 30 milionów ludzi ma ogromny problem ze zdobyciem jedzenia, a to ostatni etap przed klęską głodu. 20 milionów z nich jest na skraju głodu albo już głoduje. Dzieje się to mniej niż dwa lata po tym, jak członkowie ONZ zobowiązali się do całkowitego wyeliminowania problemu głodu do 2030 roku. Nadzieją dla krajów dotkniętych tą klęską był zakończony niedawno szczyt grupy G7 na Sycylii, ale skończyło się na niczym. Jedna z największych na świecie organizacji charytatywnych, chrześcijańska World Vision, nie kryje rozczarowania i gniewu.
- Świat stoi w obliczy największego kryzysu humanitarnego od drugiej wojny światowej, a na szczycie G7 nie było o tym ani słowa! Dwudziestu milionom ludzi grozi śmierć głodowa, w następnych tygodniach może umrzeć z głodu nawet milion dzieci - alarmuje Chris Derksen Hiebert z World Vision.
"Oni przyjdą do Europy"
Brak reakcji najbogatszych na problemy najbiedniejszych może mieć katastrofalne skutki. José Graziano da Silva, dyrektor generalny FAO rysuje wizję potężnej fali migracji z Afryki, która niczym tsunami dotrze do Europy i będzie to fala dużo większa niż ta, z którą wciąż zmaga się Stary Kontynent. Jako przykład da Silva podaje pasterzy z Rogu Afryki, czyli Somalii i Etiopii.
Dla milionów ludzi w Afryce hodowla zwierząt to jedyne źródło utrzymania i pożywienia. Jeśli stracą swoje stada, swoje owce, kozy czy krowy, to przestaną być pasterzami. Będą musieli przenieść się gdzie indziej. Przyjdą do Europy - ostrzega da Silva.
Dabo Boru - Kenijka, matka trójki malutkich dzieci - korzysta z pomocy dostarczanej przez UNICEF. Bez niej jej rodzina byłaby skazana na śmierć.
- Przez suszę straciłam 18 sztuk bydła. Dzieci nie dostają mleka. Nie mamy jedzenia ani wody. Jej jedyne źródło to staw, który jest bardzo, bardzo daleko stąd, a woda jest w nim bardzo brudna – opowiada Dabo.
Ucieczki przed głodem i wojną
Z podobnym dramatem mierzy się większość mieszkańców 12–milionowego Sudanu Południowego, najmłodszego i jednego z najbiedniejszych państw świata.
- Bardzo wiele osób będzie czekało do momentu, kiedy wszystkie ich zasoby żywnościowe zostaną wyczerpane i wtedy ruszą przez granice, szukając jedzenia w najbliższych krajach. Oznacza to, że w ciągu kilku najbliższych tygodni będziemy widzieć dziesiątki tysięcy osób, które umrą z głodu na szlakach ucieczki – ocenia Wojciech Wilk, który organizuje na miejscu pomoc najbardziej potrzebującym.
Głód w Sudanie Południowym to efekt nie tylko długotrwałej suszy, ale i trwającej od kilku lat wojny. Wszechobecna przemoc i masowe rzezie sprawiły, że ze względów bezpieczeństwa swoją pielgrzymkę do Sudanu Południowego musiał odwołać papież Franciszek. Papież chciał polecieć do Afryki razem z anglikańskim arcybiskupem Canterbury Justinem Welbym, aby przynajmniej duchowo wesprzeć 4 miliony południowosudańskich katolików.
Głód i wojna sprawiły, że od 2013 roku przynajmniej 1,5 miliona mieszkańców Południowego Sudanu musiało szukać schronienia w sąsiednich krajach, nawet w położonym w Sudanie Darfurze – regionie, o którym świat usłyszał po krwawych czystkach etnicznych tamtejszej ludności. Najbardziej gościnna okazała się Uganda, która w ubiegłym roku przyjęła więcej ludzi niż trapione migracją przez Morze Śródziemne Włochy, Grecja i Hiszpania.
- Ludzie, którzy cierpią głód, sprzedali wszystko, co mieli, nawet telefony komórkowe. Więc nawet nie jesteśmy w stanie się do nich dodzwonić. Musimy fizycznie jechać do ich domów, żeby im zawieźć pomoc - mówi Wojciech Wilk i apeluje o pomoc. Oblicza, że do uratowania i wyżywienia przez miesiąc ośmioosobowej rodziny potrzeba około 300 złotych. Oznacza to, że gdyby każdy czytelnik tego tekstu wyłożył choć złotówkę, to udałoby się uratować kilkaset rodzin!
Wpłatę możesz przekazać na konto Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej:
18 1140 1010 0000 5228 6800 1001 z dopiskiem Sudan
Uchodźcy klimatyczni
Obecni imigranci, którzy próbują przedostać się przez Morze Śródziemne z Afryki do Europy, to ludzie stosunkowo zamożni, którym głód nie grozi. Stać ich na telefony komórkowe z nawigacją, przy pomocy której docierają na libijskie czy marokańskie wybrzeże. Tam muszą wyłożyć często po kilka tysięcy dolarów za "bilet wstępu" na łódź przemytników. Zjawisko, które dla Europy już jest ogromną falą migracyjną, za kilka lat może się wielokrotnie spotęgować. Wystarczy, że katastrofalne susze będą się cyklicznie powtarzać, a w Afryce utrzyma się obecny trend demograficzny.
Dziś na Czarnym Lądzie żyje około 1,2 miliarda ludzi. Do 2050 roku ta liczba ma się podwoić. Niemiecki psycholog społeczny Harald Welzer wieści, że Afryka wkrótce stanie się główną areną tak zwanych wojen klimatycznych, czyli brutalnych konfliktów o podstawowe zasoby, których zacznie brakować przez globalne ocieplenie. Kasandryczną wizję dopełnia przepowiednia gigantycznej fali uchodźców klimatycznych, która zacznie szturmować bogatą Północ. Brzmi jak scenariusz marnego filmu o rychłej apokalipsie? Wizję Welzera uwiarygadniają najważniejsi światowi przywódcy.
- Jutro będziemy mieli uchodźców klimatycznych. Nie powinniśmy być zdziwieni, kiedy wkrótce zaczną przybywać do Europy – te słowa przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker wypowiedział już dwa lata temu, kiedy wzywał przywódców krajów unijnych do walki z ociepleniem klimatu. Junckerowi wtórował John Kerry, szef amerykańskiej dyplomacji w gabinecie prezydenta Baracka Obamy.
- Wydaje wam się, że spowodowana przez wojnę i dżihadystów migracja jest wyzwaniem dla Europy? Zobaczycie, do czego zacznie dochodzić, gdy zabraknie wody i żywności, a poszczególne plemiona zaczną walczyć między sobą o przetrwanie – mówił Kerry.
Najwięksi pesymiści ostrzegają, że pierwsze symptomy wzbierającej fali migracji z Afryki już widać na horyzoncie. Oznaką tego ma być klęska głodu, która jest nie tylko efektem susz i wojen, ale i ilustracją zapaści gospodarczej krajów afrykańskich. Tylko w Somalii od listopada ubiegłego roku ponad 620 tys. ludzi udało się na tułaczkę, porzucając uprawianą dotąd ziemię. Jeśli choć w części spełnią się apokaliptyczne przepowiednie, Europa może stanąć przed kolejnym konfliktem wartości: "wpuszczać potrzebujących czy ich nie wpuszczać". Bez względu na to, czy będzie to decyzja na "tak", czy "nie", zmieni na zawsze Stary Kontynent.
Autor jest dziennikarzem "Faktów z Zagranicy" w TVN24 BIS