Nieugięty rewolucjonista, ukochany przywódca, szalony ideolog, sponsor terroryzmu, sojusznik Zachodu, król Afryki, bogacz, ekscentryk, okrutny dyktator, dewiant seksualny – pułkownik Muammar Kaddafi miał dziesiątki twarzy. Bezwzględnie władał Libią przez ponad 40 lat, a gdy zginął, liczono na to, że nastaną lepsze lata. Tymczasem pięć lat po śmierci Kaddafiego kraj jest w zgliszczach.
Bomby NATO złapały konwój kilkunastu samochodów, którymi uciekał przed żądnymi zemsty rebeliantami w jego rodzinnym mieście – Syrcie na północy kraju, gdzieś w połowie drogi między Trypolisem a Bengazi. Muammar Kaddafi wraz z garstką wiernych mu ochroniarzy chciał przedostać się na zachód. Do końca próbował umknąć, schował się w betonowym przepuście pod autostradą. Tam znalazł go rozwścieczony tłum.
Na nagraniach z tamtego dnia widać go rannego, ale świadomego, prowadzonego przez rebeliantów. Późniejsze relacje są niejasne. Mówi się o próbie ucieczki, inne wersje wskazują na strzelaninę między rebeliantami a zwolennikami upadłego dyktatora. Pewne jest jedno – 20 października 2011 r. okrutny pułkownik Muammar Kaddafi stracił życie z rąk tych, których nazywał "szczurami" i "karaluchami". Sami powstańcy byli zaskoczeni takim końcem Kaddafiego. Tamten dzień był zakończeniem krwawej dyktatury człowieka, który rządził najdłużej ze wszystkich przywódców arabskich.
Syn Beduina u władzy
Wszystko zaczęło się 42 lata wcześniej. Był 1 września 1969 r. W ciągu zaledwie dwóch godzin 27-letni syn prostego Beduina, wędrownego hodowcy kóz i wielbłądów, wspierany przez skupione wokół niego siły wojskowe odebrał władzę znużonemu tronem królowi Idrisowi. Wtedy młody kapitan Kaddafi został awansowany na stopień pułkownika i rozpoczął swoje autorytarne rządy.
Później przyszła jego rewolucja. Pozbył się z kraju baz brytyjskich i amerykańskich oraz wydalił kilkanaście tysięcy Włochów. Zapanował nepotyzm, a zapatrzony w prezydenta Egiptu Gamala Nasera Kaddafi próbował połączyć nacjonalizm arabski z fundamentalistycznym islamem. W 1975 r. opublikował swoją "Zieloną książkę" i tak narodziła się koncepcja dżamahiriji – państwa ludu. Kaddafi wymyślił swoją własną drogę pomiędzy imperialistycznym kapitalizmem a ateistycznym komunizmem.
Jego rządy od samego początku były okrutne. Stworzył system represji, który przyniósł śmierć tysiącom jego przeciwników. Bezwzględnie rozprawiał się z opozycją, egzekucje swoich wrogów kazał transmitować w telewizji. Wszystkie brutalne działania usprawiedliwiał realizacją doktryny panarabizmu – zjednoczenia ludów arabskojęzycznych.
Kiedy umarł Naser, Kaddafi ogłosił się przywódcą wszystkich Arabów. Chciał utworzyć wielkie państwo arabskie, dążył do zawarcia unii z Egiptem, Sudanem i Syrią. Jednak nie wszystkim przywódcom dążenia Libijczyka się spodobały, wielu liderów uważało go po prostu za szaleńca. Kaddafi przez kolejne lata starał się jednak zrealizować swoją koncepcję, co ostatecznie doprowadziło do chaosu w Północnej Afryce.
Ojciec chrzestny terroryzmu
Muammar Kaddafi bulwersował świat wszystkim: strojem, zachowaniem, gestami, ekstrawagancją, bogactwem i przepychem. Przez lata wspierał organizacje terrorystyczne na całym świecie. Dyktator stał się architektem międzynarodowego terroryzmu, wspierając m.in. Palestyńczyków, Irlandczyków, Basków i dziesiątki innych radykalnych organizacji w Europie i w Ameryce Południowej. Za jego działalność Amerykanie zbombardowali w 1986 r. instalacje wojskowe w Trypolisie i Bengazi. Dwa lata później 21 grudnia wybuchła bomba na pokładzie samolotu Pan American nad szkockim Lockerbie. Zginęło 270 osób. Niedługo potem spadł francuski samolot w Nigrze. Wszystkie tropy prowadziły do Libii.
Na lata Kaddafi stał się dla świata Zachodu pariasem. W 2003 r. jednak pułkownik nieoczekiwanie się nawrócił i wyrzekł terroryzmu. Przyznał się wtedy, że to właśnie jego reżim stał za zamachem w Lockerbie. Zapłacił gigantyczne odszkodowania rodzinom ofiar i pozbył się broni masowego rażenia. Znów był przyjmowany na zachodnich salonach. Rozczarowany próbą zjednoczenia Arabów, zwrócił się ku jedności afrykańskiej. Po wyborze w 2009 r. na szefa Unii Afrykańskiej domagał się tytułowania "królem królów Afryki".
Nadciąga arabska wiosna
Jednak to nie była już ta sama Afryka. Na całym kontynencie nastroje stawały się coraz bardziej niespokojne. Frustracja i bieda dotykały także jego północy. Upokorzony przez policję Mohamed Bouazizi, 26-letni uliczny sprzedawca z tunezyjskiego miasteczka Sidi Bu Zajd, podpalił się przed siedzibą lokalnego merostwa. W całej Tunezji wybuchły protesty społeczne, które przerodziły się w tzw. arabską wiosnę. 14 stycznia 2011 r. rządzący od 1987 r. prezydent Tunezji Ben Ali uciekł z kraju. Tak arabska wiosna obaliła pierwszego dyktatora.
Kaddafi w tych dniach przyznał, że boi się zmiany władzy w Tunezji. Twierdził, że doszło do niej w wyniku obcej interwencji. 11 lutego po masowych, krwawo tłumionych demonstracjach w Egipcie ustąpił prezydent Hosni Mubarak. Arabska wiosna zaczęła ogarniać całą Afrykę Północną i Bliski Wschód.
Już 15 lutego 2011 r. miały miejsce pierwsze protesty w Libii. Nikt jednak nie przypuszczał, że zamieszki mogą doprowadzić do obalenia dyktatora. Sytuacja w tym kraju była nieco inna niż w Tunezji czy Egipcie. Kaddafi rządził ponad 40 lat, jego nepotyczna władza zdążyła wyhodować sobie podporządkowaną mu administrację i armię. Miał także potężne wpływy w sąsiednich krajach, których reżimy sponsorował za pieniądze zdobyte na handlu ropą naftową.
Wydawał się wszechpotężny. Mimo to ludność Libii, ośmielona sukcesami sąsiadów, wystąpiła przeciwko reżimowi. Powstańcy zdobyli Bengazi, drugie największe miasto Libii – tam powstała Narodowa Rada Libijska. Rewolucja stopniowo ogarniała cały kraj. Kaddafi nie przebierał w środkach, aby utrzymać się u władzy. Dyktator zdawał się być zaskoczony nienawiścią ludu. Krew lała się obficie.
Świt Odysei
Państwa Zachodu podjęły decyzję – poparły rebeliantów. W marcu USA, Francja, Wielka Brytania, Włochy i Kanada rozpoczęły akcję Świt Odysei. Zaczęły się naloty na pozycje reżimu, krwawe walki ogarnęły cały kraj. Ostatecznie powstańcy weszli do stolicy i szturmem wzięli Plac Zielony, gdzie mieścił się pałac Kaddafiego. Upokorzony "król królów Afryki" ratował się ucieczką. Żył aż do 20 października.
Libia wpadła w euforię, pojawiła się nadzieja na demokrację po dekadach autorytarnych rządów. Mieszkańcy wierzyli, że kraj ogarnie boom gospodarczy i bogata w ropę Libia doścignie kraje Zatoki Perskiej, dając dobrobyt wszystkim obywatelom. Początki były obiecujące, demokracja się rozpędzała. Już w marcu 2012 r. powstała Narodowa Rada Tymczasowa, a w lipcu 2012 r. odbyły się wybory parlamentarne. Sielanka nie trwała jednak długo. Rewolucja być może usunęła potwora, ale obudziła inne demony. Kraj powoli zaczynały ogarniać chaos i anarchia – struktury administracji przestały działać, lokalne bojówki rozpoczęły walkę o wpływy i kontrolę nad bogatymi złożami ropy.
Rozpadające się marzenia
Następne lata były trudne dla Libii, ale mimo to udało się przeprowadzić kolejne wybory w czerwcu 2014 r. Doszło do podziałów wewnętrznych i bezpardonowej walki o władzę. Zaraz po wyborach rozwiązano stary parlament i powołano nowy – Izbę Reprezentantów. Wtedy jednak aspiracje do władzy zgłosił mający silne poparcie w części armii generał Chalifa Haftar. Jego samowolne działania spowodowały ucieczkę rządu do Tobruku na wschodzie kraju. Tymczasem w Trypolisie ogłoszono powstanie nowego parlamentu.
Kraj się podzielił. Nowo powstały ośrodek władzy w stolicy przejął kontrolę nad historyczną Trypolitanią (północnym zachodem kraju). Nie zdobył jednak szerokiego uznania międzynarodowego (wsparły go m.in. Katar i Turcja). Większa część społeczności międzynarodowej poparła władze, które uciekły na wschód. To one kontrolowały zdecydowaną większość kraju – Cyrenajkę i pustynny Fazzan na południu Libii. Rząd na wschodzie popierały m.in. Egipt i Zjednoczone Emiraty Arabskie. Do gry o władzę włączyły się również lokalne milicje, a także Tuaregowie, którzy przejęli kontrolę nad południowo-zachodnimi pustynnymi terenami Libii.
Libia na celowniku dżihadystów
Wielkie nadzieje zostały zaprzepaszczone, rosła bieda. To doskonałe okoliczności dla radykalnych ruchów. W Iraku i Syrii rosło w siłę tzw. Państwo Islamskie (IS). Dżihadyści szybko zaczęli zdobywać popularność także w Libii. Kraj powoli stawał się wylęgarnią terrorystów. Pierwsi bojownicy IS pojawili się tu już w 2014 r., kiedy organizacja odnosiła największe sukcesy na Bliskim Wschodzie. Popularność fundamentalistów była szczególnie zauważalna w okolicach 150-tysięcznego miasta Derna, leżącego niedaleko Tobruku. Słynęło ono z radykalnych nastrojów. W 2007 r. amerykańskie służby zdobyły listę 112 zagranicznych terrorystów walczących w Iraku – blisko połowa z nich pochodziła właśnie z tego miejsca.
Największe wpływy dżihadyści zdobyli jednak w Syrcie położonej mniej więcej w połowie drogi między Trypolisem a Bengazi. Według szacunków działała tu połowa z około 3 tys. bojowników IS w Libii. W skład bojówek mieli wchodzić zwolennicy organizacji pochodzący z różnych krajów, ale jej trzon miała tworzyć grupa około 800 bojowników walczących wcześniej w Syrii i Iraku. Współpracując z innymi organizacjami fundamentalistycznymi, przejęli kontrolę nad okolicznymi terenami.
Pojawiły się obawy, że Libia będzie kolejnym po Syrii i Iraku siedliskiem dżihadystów. W tym wypadku zagrożenie było dużo większe – przez Libię wiodą szlaki przemytu uchodźców, którzy starają dostać się do Europy. Zachód obawiał się, że tą drogą dżihadyści spróbują przeniknąć na Stary Kontynent razem z tymi, którzy szukają lepszego życia. Z Zachodu popłynęły apele o pojednanie między Libijczykami.
Po długich negocjacjach przy udziale ONZ na początku 2016 r. powstał Rząd Jedności Narodowej, który miał zastąpić dwa rywalizujące ośrodki władzy. W wielkim chaosie i przy licznych sporach udało się wyłonić rząd Faiiza as-Saradża. Główny celem stało się pokonanie dżihadystów i zjednoczenie kraju. Po zaciętych walkach w czerwcu udało się odbić bastion dżihadystów – Syrtę. Tzw. Państwo Islamskie zachowuje swoje wpływy w Dernie, choć niewątpliwie jego zwolennicy wciąż ukrywają się w całym kraju. Radykałowie nie odpuszczają Syrty. W ostatnim czasie znów nasiliły się tam walki.
Kraj wciąż rozdarty
Niestety wciąż trudno o jedność w Libii. Wspierane przez różnego rodzaju lokalne milicje dwa rywalizujące ze sobą ośrodki władzy utrudniają skuteczne funkcjonowanie Rządu Jedności Narodowej. Porozumienie teoretycznie obowiązuje, ale podziały nie zanikają. Prowadzone przez Zachód próby zbliżenia frakcji na wschodzie i zachodzie utrudnia ponadto samowolka zbuntowanego generała Chalifa Haftary. Jego samozwańcza Libijska Armia Narodowa wciąż się nie poddaje i działa na wschodzie kraju. Wiele osób postrzega Haftara jako dawnego sojusznika Kaddafiego, który marzy o powrocie dyktatury wojskowej.
We wrześniu jego siły zdobyły ważne porty naftowe na wybrzeżu. To właśnie ropa jest najważniejsza w grze o przyszłą Libię. Przed rebelią wydobywano 1,6 mln baryłek ropy dziennie. To dzięki dochodom ze sprzedaży "czarnego złota" Kaddafi stał się krezusem. Teraz wydobycie to zaledwie 200 tys. baryłek dziennie. Kontrola nad ropą jest kluczowa dla obu ośrodków władzy, bo zapewnia wielkie pieniądze. Na wschodzie Libii, gdzie działa generał Haftara, znajduje się wiele pól naftowych kontrolowanych przez władze w Tobruku. Jednak sam dowódca raczej nie jest zainteresowany ropą pod względem finansowym. Jego samozwańcza armia nie jest uznawana przez opinię międzynarodową, więc nawet gdyby zdobył pola naftowe, miałby problemy z pozyskaniem potencjalnych odbiorców w regionie. Kluczowe dla niego wydaje się być destabilizowanie dostaw surowca do Tobruku. Haftar gra na konflikt, aby jeszcze bardziej dzielić rywalizujące frakcje i próbować przejąć kontrolę nad kolejnymi terytoriami.
Upadłe marzenia
Pięć lat po śmierci Kaddafiego Libia to jeden wielki chaos – rywalizujące o ropę ośrodki władzy, zbuntowane lokalne milicje i plemiona, wciąż aktywni dżihadyści, bieda, gospodarka w ruinie, infrastruktura zniszczona po latach walk, radykalne nastroje. Kaddafi, mimo swego szaleństwa, dawał obywatelom wiele przywilejów. Libijczycy mieli za darmo prąd i wodę, bezpłatną edukację, opiekę zdrowotną i nieoprocentowane pożyczki. Rolnicy otrzymywali za darmo ziemię, a nowożeńcy tysiące dolarów wsparcia na kupno mieszkania. Mimo to Libijczycy wybrali wyrwanie się ze szponów strachu i terroru.
Obalając znienawidzonego dyktatora, marzyli o lepszej przyszłości, liczyli na demokrację i gospodarczy rozwój. Śniło im się doścignięcie Dubaju i Arabii Saudyjskiej. Nadzieje spełzły na niczym. Teraz częściej mówi się o upadłym państwie i porównuje się Libię do Somalii. Pewna część Libijczyków tęskni za Kaddafim – pomimo jego szaleństwa.