Sylwia w grudniu skończyłaby 18 lat. Magda, gdy zaginęła, liczyła sobie lat 25. Obie miały małe dzieci. Obie Sławomir T. poznał przez internet. Po czym zabił, a ciała ukrył w lesie. – Śmiały się, jak ściągnąłem spodnie – mówił potem policjantom. Ofiar może być więcej?
Sylwia w grudniu skończyłaby 18 lat. Magda, gdy zaginęła, liczyła sobie lat 25. Obie miały małe dzieci. Obie Sławomir T. poznał przez internet. Po czym zabił, a ciała ukrył w lesie. – Śmiały się, jak ściągnąłem spodnie – mówił potem policjantom. Ofiar może być więcej?
Sylwia
T. wpadł po zabójstwie niespełna 18-letniej Sylwii. "Ładna, obrotna" – wspominają jej koledzy. Twierdzą, że od zawsze podobała się chłopakom. Ostatnio trochę mniej, bo, jak mówią na osiedlu, "Sylwia zaliczyła wpadę", czyli urodziła dziecko.
Myślałem, że zaprosi mnie na osiemnastkę na początku grudnia. Ale zamiast na urodzinach byłem na pogrzebie
kolega Sylwii
– Myślałem, że zaprosi mnie na osiemnastkę na początku grudnia. Ale zamiast na urodzinach byłem na pogrzebie – opowiada jej kolega z podstawówki. Z czym mu się najbardziej kojarzyła Sylwia? – Z jej pieskiem. W kółko na spacery z nim chodziła. Ale jak w domu wyło jej dziecko, to nawet się nie dziwię – przyznaje.
Czy z Sylwią można było się umówić przez internet? – Nie wiem, przecież jej nie pytałem o takie rzeczy – kończy.
Sylwia zginęła w piątek 4 listopada w lesie pod Radomiem. Jej morderca powiedział policjantom, że "szybko odleciała".
Porzucił ją w krzakach. Odpalił samochód i wrócił do Radomia. Na obwodnicy przypomniał sobie o czarnej torbie dziewczyny. Wyrzucił ją przy ul. Wyścigowej. Następnego dnia umieścił na swoim profilu na Facebooku obrazek: z jednej strony logo BMW, pośrodku znak równości, po prawej obrazek przedstawiający kobiece nogi z opuszczonymi do kostek majtkami.
Tego samego dnia ciało Sylwii znalazł mężczyzna, który wybrał się na spacer.
– Mieliśmy stan zerowy. To znaczy, że nie wiedzieliśmy nawet, kim jest ta martwa dziewczyna. Nie miała przy sobie nic, od czego moglibyśmy zacząć rozwiązywać tę zagadkę – opowiada policjant, który od początku pracował przy sprawie.
Jedyną wskazówką była – jak mówią policjanci – "nienaturalna pozycja", w której znaleziono dziewczynę. "Coś go spłoszyło. Do zabójstwa pewnie doszło na miejscu, bo ta okolica nie jest najlepsza na ukrycie zabitej gdzieś indziej osoby" – dedukowali policjanci.
Szukając zabójcy Sylwii, odkryli kolejne ciało. Kilka kilometrów dalej. 25-letnia Magda była poszukiwana od sierpnia.
Magda
Miesiąc przed zniknięciem zszokowała znajomych. Na swoim profilu na Facebooku napisała, że będzie studiować prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Oprócz gratulacji posypały się złośliwe komentarze. Bo Magdzie zazwyczaj się nie zazdrościło, tylko się jej współczuło, gdyż, jak to się mówi, często miała pod górkę.
Tak jak wtedy, kiedy okazało się, że Magda jest w ciąży. Jej matka przekonywała, że ktoś córkę musiał zgwałcić. Sama dziewczyna mówiła tylko tyle, że nie wie, kim jest ojciec. Magda urodziła w zeszłym roku. Z małą Wiktorią poleciała do Szkocji. Wróciła sama, córka została pod opieką kuzynki, twierdzą najbliżsi.
– Cieszyliśmy się, że tak wybrała. Przed wylotem straszyła, że sprzeda dziecko na Wyspach – mówi jej siostra.
A Sławomir T.? Skąd się wziął w życiu dziewczyny? Jej matka odpowiada pytaniem: "co ona by z tym facetem robiła w lesie?".
Siostra: "Magda szukała pracy, ale nie bardzo mogła znaleźć".
Ostatni raz widziała Magdę 12 sierpnia. Zaginięcie zgłosiła po czterech dniach.
Sławomir
"Sylwia została uduszona" – wykazała sekcja. Dzień po znalezieniu zwłok policjanci mieli pewność: szukają mordercy.
– Wcześniej się tego domyślaliśmy, ale na ciele nastolatki nie było widocznych obrażeń – mówi policjant z grupy powołanej przez komendanta wojewódzkiego policji do wyjaśniania sprawy.
Jak ustalili, że zwłoki w lesie to Sylwia S.? – Nie bylibyśmy profesjonalistami, gdybyśmy zdradzali takie rzeczy. Wystarczy, że zrobiliśmy to szybko i dobrze – ucina.
Policjanci dowiedzieli się, że w dniu śmierci Sylwia umówiła się ze Sławomirem T.
W poniedziałek 7 listopada policjanci pojawili się przed kamienicą, w której T. mieszkał z rodzicami. Od zawsze, z ośmioletnią przerwą na odsiedzenie wyroku. Był oskarżony o usiłowanie zabójstwa, ale sąd ostatecznie skazał go za pobicie na tle seksualnym. I za inne przestępstwa. 26 kwietnia wyszedł z więzienia.
Był spokojny. Potem pomyślałem, że on po prostu wie, co będzie się działo dalej. Od podszewki zna całą procedurę: zarzuty, areszt, rozprawa, wyrok i odsiadka
policjant o Sławomirze T.
– Jak go zatrzymywaliśmy, to zastanawialiśmy się, czy to na pewno on. Był spokojny. Potem pomyślałem, że on po prostu wie, co będzie się działo dalej. Od podszewki zna całą procedurę: zarzuty, areszt, rozprawa, wyrok i odsiadka – mówi policjant.
Sławomir T. na początku nie przyznawał się do winy.
– Przetrzepaliśmy jego samochód. Okazało się, że ten facet woził książeczkę zdrowia Magdy S. z Radomia. Sprawdziliśmy. Dziewczyna była zaginiona od sierpnia – tłumaczy.
Sławomir na początku udawał, że nie wie, o jaką Magdę chodzi i skąd jej dokumenty wzięły się w jego aucie.
– Przycisnęliśmy go – mówi policjant.
T. powiedział: "Jej ciało leży pod Radomiem. Ona też się ze mnie śmiała, jak ściągnąłem spodnie".
Las
Środa. Od zatrzymania Sławomira minęły dwa dni. Pada pierwszy śnieg tej zimy. Samochód ciężko przejeżdża po zabłoconej ścieżce. Skraj drogi, dalej już się nie da jechać. O tej porze roku nie ma tu nikogo. Zarośnięte pola, krzaki, drzewa. W oddali zabudowa Radomia.
Zza drzew wychodzi policjant. Widać go dobrze, bo ma odblaskową kamizelkę. Za nim kolejny policjant i kolejny. Łącznie jest tu ich około 60. Idą tyralierą, zaglądają pod każdy krzak, przeczesują każdą stertę liści.
– Czego panowie szukają? – pytam dowódcę. – Śladów – odpowiada. Jakich śladów?
– Wczoraj zabraliśmy stąd zwłoki, w życiu byśmy ich nie znaleźli, gdyby nam nie pokazał. Z parę miesięcy tu leżała ta kobieta, ciężko było zbierać. Cholera wie, czy kogoś tu jeszcze nie ma – mówi policjant.
Funkcjonariusze mają jeszcze z kilometr do sprawdzenia.
Ciało Magdy S. znajdowało się dokładnie tam, gdzie wskazał Sławomir T.
– Było bardzo dobrze ukryte. Gdyby nie to, że dostaliśmy dokładne instrukcje, na jej zwłoki jeszcze długo by nikt nie wpadł. Widać, że sprawca miał sporo czasu na zakamuflowanie ciała. Leżało tam od trzech miesięcy, obok przewijało się mnóstwo działkowców z pobliskiego ogrodu. Nikt niczego nie zauważył – mówi policjant zajmujący się sprawą.
– Zadzwoniła do nas policja i powiedziała, że mamy się pojawić i oddać próbkę DNA, bo chyba ją znaleźli. Zapytałam, czy nie mogę jej zobaczyć, bo tak byłoby szybciej. Ale policjanci powiedzieli, że nie ma mowy. Bo ciało zdążyło się za bardzo rozłożyć – mówi siostra Magdy.
Podejrzany zeznał, że czarna torba z napisem NIKE została wyrzucona przez niego w pobliżu ul. Wyścigowej. W środku są typowe kobiece przedmioty. W środku miał być też nóż meblarski. Jeżeli ktoś ją znajdzie, niech koniecznie zgłosi się na policję
Małgorzata Chrabąszcz z prokuratury w Radomiu
– Ja w to nie wierzę. Nikt mi wprost nie powiedział, że moja córka nie żyje – mówi matka. Potem prosi, żebyśmy opublikowali zdjęcie Magdy. – Może się w znajdzie! – kończy.
Sąsiedzi
Kumpli miał sporo, mieszkał w kamienicy.
– Bardziej typ lamusa niż gangstera. Chociaż bardzo mu zależało, żeby mieć "szacun". Przy dziewczynach mu odwalało. Zresztą przez to trafił osiem lat temu za kratki. A jak wyszedł, to zabił. Z tego samego powodu – mówią mieszkający po sąsiedzku na radomskich Glinicach znajomi T. Mówią, że T. od lat miał z dziewczynami pod górkę – przez swoją nadwagę.
– Ile jego matka miała z nim przejść, to aż żal mówić. Od dziecka nadpobudliwy. W szkole w kółko miał problemy. Żal mi było tej kobiety, bo z całej rodziny tylko Sławek jej się taki trudny trafił – opowiada sąsiadka.
– My w nim nie widzieliśmy zwyrodnialca albo kogoś, kogo trzeba się bać. Bardziej było go nam żal. Miał wyrok i nie było go przez osiem lat. Jak wyszedł, to chwalił się, że będzie budowlańcem – mówi sprzedawczyni w sklepie, do którego przychodził 29-latek.
– Jak wyszedł na wolność, to mówił, że laski lecą na to, że siedział. Że ma "plecy" i dobre znajomości. My mu w to średnio wierzyliśmy. Po latach za kratkami to po prostu nic innego w głowie nie miał – śmieją się znajomi podejrzanego o zabójstwo dwóch kobiet.
– Strażników za to trzeba winić! Tylko strażników! Przez całe lata mogli go obserwować. On miał przecież problemy z głową, ale z więzienia go wypuścili. A on nagle świra dostał, bo kobiet, za którymi tak się wytęsknił za kratkami, tutaj pełno – kręci głową sąsiadka.
Strażnicy
Po tym, jak Sławomir trafił za kraty, był badany przez biegłego psychiatrę. Nie stwierdził on żadnych zaburzeń jego psychiki. Nic nie wskazywało też na to, że ma on skłonności do przemocy seksualnej.
– Psycholog stwierdził, że T. ma problemy z agresją. Osadzony przeszedł kurs radzenia sobie z emocjami – informuje kpt. Arleta Pęconek z Okręgowej Służby Więziennej w Warszawie.
Wobec strażników T. był "neutralny" – ani specjalnie agresywny (nie trzymał z najbardziej zatwardziałymi kryminalistami), ani też przesadnie miły (nie dał żadnych argumentów do tego, żeby warunkowo zwolnić go wcześniej zza krat).
– Kiedy wychodził, poinformowaliśmy policję, że taki osadzony będzie na wolności. Na tym skończyła się nasza praca – kończy Pęconek.
Inne kobiety
Wiadomo, że na liście osób zaatakowanych przez T. jest jeszcze co najmniej jedna kobieta.
Radomscy dziennikarze dotarli do opisu w uzasadnieniu wyroku z 2008 r., który usłyszał Sławomir T.:
Odprowadzając z klubu nocnego poznaną kilka dni wcześniej znajomą do jej domu, w rzeczywistości zaprowadził ją do domku na działkach. Tam miał zaatakować kobietę, dusząc ją przewodem i rękami. Poszkodowana miała być dotykana w miejsca intymne, ale wskutek jej oporu i perswazji do gwałtu nie doszło. Sam Sławomir T. pomógł jej zmyć krew z twarzy i przepraszał za to, co się stało. Prosił też, by nie zawiadamiała policji. Prośbę tę ponawiał później jeszcze wielokrotnie w esemesach. Poszkodowana zażądała od niego trzech tysięcy złotych, spotykając się jednak z odmową.
Wcześniej, od 2006 do 2008 r., Sławomir T. był skazywany łącznie 7 razy za 16 przestępstw, m.in. kradzieże, oszustwa, znęcanie się nad rodziną i czynną napaść na funkcjonariuszy policji. Wyrok 7,5 roku za kratkami był karą łączną za wszystkie te przestępstwa.
Po zabójstwie Magdy i Sylwii T. powiedział prokuratorom, że przez internet umawiał się na seks z wieloma kobietami. Im nic nie robił, bo "one się z niego nie śmiały". Czy może mieć na koncie więcej ofiar? – Na razie nic na to nie wskazuje – ucina prokurator Małgorzata Chrabąszcz.
Dodaje jednak, że policja aktualnie dokładnie sprawdza łącznie kilkanaście przypadków zaginięć młodych kobiet w okresie, w którym Sławomir T. był na wolności. – Szczególnie analizowanych jest kilka spraw dotyczących kobiet z okolic Radomia – kończy.
– Sprawdzamy każdą z tych historii. Do Magdy się nie przyznał, dopóki wprost go o to nie zapytaliśmy – mówi policjant zajmujący się sprawą.