Zuzanna Mały, Zuzanna Zarzyka, Hanna Antczak - to one napisały ten reportaż. Mają po 13 lat, uczą się w gimnazjum, mieszkają w Radowie Małym w Zachodniopomorskim. Kiedyś była to typowa wieś, wokół której funkcjonowały PGR-y. Kiedy przestały istnieć, wszystko się zmieniło.
Magdalena Chodownik, reporterka: W styczniu zostałam poproszona przez jedną z zagranicznych redakcji o przygotowanie reportażu o Polsce. Hasła rzucono luźno – Polska, Europa, pokolenia. 13 lat po wejściu do Unii Europejskiej, jeżdżenie do miast i szukanie w nich Europy jest proste. Zobaczmy, jak wygląda wieś - pomyślałam i i ruszyłam w drogę. Radowo Małe od razu do mnie przemówiło. W czasie mojego pobytu zostałam poproszona o zorganizowanie warsztatów z dziećmi – jednego z fotografii, jednego dziennikarskiego. Wtedy pomyślałam, że ci młodzi ludzie sami najlepiej opowiedzą swoją historię. Przeprowadziłam ankietę, w której zawarliśmy kluczowe pytania i którą każdy miał powtórzyć po lekcjach w domu – z babcią, z sąsiadką, kimkolwiek.
Trzy dziewczyny, które na co dzień tworzą gazetkę szkolną, zaprosiłam do współpracy – przeprowadzania wywiadów i napisania reportażu. Poniższy reportaż jest zatem wspólną pracą naszej czwórki - Zuzanny Mały, Zuzanny Zarzyki, Hanny Antczak i Magdaleny Chodownik.
Kiedy pan Ryszard zaczynał biznes w latach 90., mieszkańcy Radowa Małego pukali się znacząco w głowę. "Po co komu na wsi sklep z warzywami?!" - pytali i nie wierzyli, że taki interes może w ogóle wypalić. Nie na wsi. Lata mijały, a za małą budką z ziemniakami i marchewką zaczął wyrastać duży dom. Buda w końcu przestała istnieć. Zamieniła się w murowane ściany sklepowe. Na ustawionych w środku regałach przybywało produktów, na wejściu zawisł podświetlany napis EURO SKLEP. - Chcieliśmy, aby było Radowie coś europejskiego - przyznaje pan Ryszard, który jak chciał, tak i zrobił.
Radowo Małe w Zachodniopomorskiem ma nieco ponad tysiąc mieszkańców, jedną drogę z sześcioma odnogami, pięć sklepów spożywczych, dwa przemysłowe i dwa odzieżowe, salon fryzjerski i kilka instytucji państwowych. Mieszka się tu w niedużych domach lub popegeerowskich blokach, które w miarę możliwości odremontowano.
Jest też niedużych rozmiarów kościół. Co niedzielę gromadzi się w nim wiele osób, a wśród nich – przede wszystkim – wystrojone kobiety. Mieszkańcy żyją ze sobą zgodnie. Jak to w małych społecznościach bywa, znają dobrze i siebie, i swoje codzienne troski. Nawet ksiądz z niedzielnej ambony żali się na popsuty bojler czy samochód, znajdując zrozumienie i pomoc wśród przybyłych.
Kiedyś była to typowa wieś, wokół której funkcjonowały PGR-y. Kiedy przestały istnieć, wszystko się zmieniło. Wiele budynków, niegdyś dających pracę i stabilne życie, stoi zapuszczonych i zapomnianych. I choć minęło wiele lat, postsocjalistyczna rzeczywistość wciąż daje się we znaki. Nowych zakładów pracy w okolicy jest jak na lekarstwo. Mieszkańcy zaczęli wyjeżdżać, żeby zarobić na chleb – sezonowo, na stałe, rodzinami i w pojedynkę.
Kilka kilometrów od Radowa Małego jest nieukończona budowa osiedla. Na te domy pracownicy PGR-ów przeznaczali swoje oszczędności. - To jest symbol tego, co się z nami stało - mówi była pracownica PGR-u. Nikt się nigdy do nich nie wprowadził. Straconych pieniędzy nikt nie oddał. Stoją i straszą.
Zakład fryzjerski pani Aldony działa od 26 lat. To miejsce, które niewzruszone przetrwało zawirowania ostatnich dekad. Jego wnętrze pokryte jest niebieskimi kafelkami, a ściany zdobią bujne paprocie. Po wejściu do salonu pierwsza rzuca się w oczy suszarka – kula, przypominająca pomarańczową planetę, w którą wkłada się mokre włosy wraz z całą głową. Ta jednak zamiast odsyłać w kosmos, przenosi suszących się wprost do lat 60.
Fryzjerski grafik wypełniają stałe klientki – wymalowane, na obcasach, z kolorowymi tipsami. Cotygodniowa wizyta w salonie gwarantuje im dobre i stabilne uczesanie na kilka dni - mycie, suszenie na okrągłych szczotkach, które podnosi krótkie włosy i nadaje im zaokrąglony kształt, obfite lakierowanie. O taką usługę prosi tu większość. - Dużo się nie zmienia w fryzurach. Nawet jeśli kobiety je zmieniają, to i tak później wracają. Wszystkie fryzury zawsze wracają - odpowiada z serdecznym uśmiechem pani Aldona, zapytana o lokalne upodobania.
Inaczej twierdzi pani Janina, która od lat prowadzi w Radowie Małym sklep odzieżowy. To ikona tego sklepu i jedna z tych lokalnych osobowości, która zawsze była, jest i będzie. Od pokoleń wyposaża uczniów w trampki na WF czy wdzianka na uroczystości rodzinne. Właścicielka przyznaje, że moda na wsi zmienia się bardzo – zarówno jej dostępność, jak i same ubrania. - Teraz mamy wybór - przyznaje, gdy na sklepowej wystawce z koszulek mienią się napisy "Paris" czy "New York".
Był kiedyś w Radowie Małym geesowski sklep. Sklep zamknięto, a na jego miejscu powstał spożywczy Groszek i kebab Aris. Jeśli nie w domach lub świeżym powietrzu, to właśnie tu, w ciemnych salach baru, spotykają się młodzi ludzie - rozmawiają, jedzą, grają na automatach. W oknach lokalu zawieszone są chusty z napisem "Polska", a w środku, na stołach, serwetki z wzorem 100-eurówek. "Nie myślę o Polsce. Myślę o wyjeździe za granicę. Chciałbym wypłatę w euro, ale na razie muszę zadowolić się tymi serwetkami" - rzuca półżartem pracownik baru.
Osiem minut piechotą główną drogą we wsi - od klasycznie socjalistycznych budynków, w których mieści się i sklep, i fryzjer - jest szkoła. W ciągu ostatnich lat to w niej zaszło najwięcej zmian. Zaczęło się od wejścia Polski do UE i objęcia stanowiska dyrektora przez panią Ewę. Placówka postarała się o dofinansowania, które pozwoliły jej się rozbudować i unowocześnić. Dziś są tam klasy tematyczne – teatralna, podróżnicza, pracownia ceramiczna i inne. - Nie boję się marzyć i wdrażać marzeń w życie - przyznaje dyrektor. Pani Ewa tchnęła tu ducha prawdziwych zmian, które wpłynęły nie tylko na dzieci, ale i ich rodziny, i całą społeczność.
Widok nauczyciela WF-u, który sprawdza listę obecności w komputerze, nie jest w Polsce widokiem powszechnym. Najmłodsi na wsiach żyją dziś takim samym życiem, jak w miastach. Zamawiają modne ciuchy przez internet, jedzą kebaby, podróżują. Bardziej niż oni sami, różnice między "kiedyś" a "dziś" dostrzegają wcześniejsze pokolenia.
Podopieczni szkoły to dzieci i młodzież do 16. roku życia. Pochodzą z różnych środowisk i domów – biednych, szczęśliwych, z problemami. Są świadomi zachodzących w otoczeniu zmian. Napisali o tym w ankietach. "3 lata temu w Rekowie [pobliskiej wiosce – red.] wybudowano duży plac zabaw, otworzono nowy sklep. Została otworzona też świetlica wiejska, gdzie każdy może przyjść. W Polsce jest mniej wojen, przez które ginęło dużo osób. Wybudowano też nowe chodniki oraz drogę do sąsiedniej wsi" - wylicza 13-letnia Oliwia. "W Radowie Małym zamknęli sklep PGR, pojawiły się też festyny" - dodaje Hania, 12 lat.
Dla 12-letniej Anastazji najważniejszą zmianą jest "rozwój przemysłu oraz motoryzacji", dla innych – najświeższe zmiany w polskiej polityce. "Polska zmieniła się, ponieważ pierwszy raz Andrzej Duda był w Łobzie" - zauważa 11-letnia Zosia.
Wśród najmłodszego pokolenia nie brakuje też głosów krytycznych. "Ja moją miejscowość widzę bardzo negatywnie, ponieważ rozwój cywilizacji już jest tak rozbudowany, że powietrze, w którym żyjemy się zanieczyszcza, wszystko nagle, a my się kurczymy w naszych wymysłach nie zawsze dobrych dla zdrowia" - pisze w swoim komentarzu Anastazja, 12 lat.
13-letnia Zuzia zaznacza, że "Polacy są mniej otwarci na problemy innych ludzi i kraju". Uważa, że powinno się pomagać każdemu człowiekowi, który tej pomocy potrzebuje i który jest na nią otwarty.
"Europa – kontynent, Unia Europejska, sponsor szkół, Niemcy, Białoruś, Rosja, Litwa, Słowacja, Polska, pieniądze, inna polityka i poglądy, inni ludzie" - wylicza swoje skojarzenia Anastazja. Większość uczniów podaje podobne hasła. Niektórzy znają datę wstąpienia Polski do Unii Europejskiej – 2004 rok.
Zuzia, 13 lat, myśli o Europie dobrych wartości: "Myślę, że Europa to niewielki kontynent, chętny do pomocy i z dużymi możliwościami społecznymi, np.: pomoc biednym, inwestowanie w schroniska dla zwierząt i domy dziecka".
Ich wiedza i świadomość jest odbiciem tego, o czym w Polsce debatuje się najgłośniej. "Wiem, że jest wojna w Syrii i odbija się to na Europie. W Niemczech jest terrorysta i pracownicy. A terrorysta to osoba, która zabija ludzi" - to Zosia, 11 lat. Problemy migracji, konfliktów i ataków terrorystycznych, choć nie do końca zrozumiałe, nie są im obce. "Przyjeżdżają do nas Ukraińcy i inni ludzie" - zauważa jeden z uczniów.
Wszyscy uczniowie urodzili się już po wejściu Polski do Unii Europejskiej. Dla nich Europa to rzecz zastana, choć wciąż wyraźnie czuje się w rozmowie podział na Polskę i zagranicę. "Nie chciałabym wyjechać z Europy, chociaż może z kraju. Przed wstępem do Unii Europejskiej nasz kontynent i kraj był pełen PGR-ów, lecz po wejściu praca była bardziej płatna oraz opłacalna" - podkreśla 12-letnia Hania.
Niektórzy, zapytani o przyszłość, nie widzą jej w różowych barwach. "Przyszłość widzę w uzależnieniach, kłótniach, a środowisko będzie stale zanieczyszczone" - pisze Partycja, 13 lat, która nie lubi grać na komputerze, bo "do niczego dobrego to nie prowadzi". Jej rówieśniczka Zuzia też z dystansem patrzy na rzeczywistość: "Nie spoglądam jeszcze w przyszłość, ale myślę, że przyszłe pokolenia będą uzależnione od internetu. Ludzie mogą stać się aspołeczni".
11-letnia Zosia, jako jedyna, jasno i przejrzyście planuje swoją przyszłość: "Za piętnaście lat będę siedzieć w domu i zamawiać ciuchy na allegro i będę kupować sprzęty do sprzątania, zamawiać jedzenie. I będę sołtysem".