Głupawy Homer znalazł się wśród 25 najbardziej wpływowych ludzi świata. Bart rozwścieczył Busha. Lisa została pierwszą kobietą prezydentem USA, Marge walczyła o prawa gejów, a także ze swoim uzależnieniem od alkoholu i hazardu. Najsłynniejsza żółta rodzina, która już w 2000 r. przewidziała prezydenturę Donalda Trumpa, po raz kolejny przechodzi do historii. Właśnie pokazano 600. odcinek serialu o niej.
Dziewięć dni i cztery godziny – tyle mniej więcej trzeba poświęcić, żeby obejrzeć w jednym secie wszystkie odcinki "Simpsonów" – najdłużej produkowanego bez przerwy, emitowanego w USA sitcomu. Właśnie pokazano 600. odcinek (po raz pierwszy przygotowano taki, który można odtworzyć w goglach VR). To poprzeczka, którą ciężko będzie pokonać.
Mówi się, że jeśli czegoś nie ma w wyszukiwarce Google, to to coś nie istnieje. Można zaryzykować parafrazę: jeśli ktoś nie pojawił się w "Simpsonach", oznacza to, że dla amerykańskiej widowni jest mało ważny. "Simpsonowie" obśmiewają wszystko i wszystkich. Polakom dostaje się rzadko, lecz kąśliwie – w jednym z odcinków Bart stwierdził, że osobę z Polski można poznać po wyglądzie, w innym zaś klaun Krusty dodaje, że najbardziej tłustą kuchnią świata jest nasza rodzima, znad Wisły.
Nic nie zapowiadało sukcesu
Twórcy Simpsonów nie mogli znaleźć lepszego momentu na start. Koniec lat 80. w amerykańskiej telewizji był lekko skostniały i nudny. Powstające wówczas seriale – zwłaszcza w formacie sitcomu – w dużej mierze okazywały się wtórne. Amerykańska widownia pamiętała słynne kreskówkowe rodziny Flinstonów i Jetsonów z lat 60., ale były to animacje skierowane do dzieci, ewentualnie nastolatków.
- A nam chodziło o historię napisaną z perspektywy ludzi dorosłych, tak żeby ludzie mogli się z nimi utożsamić, nieważne, kim byli – przyzna w rozmowie z CNN Al Jean, jeden z producentów serii.
Pracujący wówczas przy telewizyjnym programie rozrywkowym "The Tracey Ullman Show" producent, reżyser i scenarzysta James L. Brooks poprosił rysownika Matta Groeninga o pomysł na krótkie, dwuminutowe historyjki animowane, które byłyby prezentowane po blokach reklamowych.
Pierwsze odcinki powstały w 1987 r., dwa lata później ekipa odpowiedzialna za animację zaproponowała Fox Broadcasting Company przygotowanie pierwszego sezonu półgodzinnych odcinków o życiu żółtej rodziny. Nikt nie przypuszczał, że będzie to początek jednego z najważniejszych sitcomów w historii telewizji. 600 odcinków później, z 32 statuetkami Emmy na koncie i wartym ponad 4 mld dolarów biznesem, "Simpsonowie" są bezsprzecznie ikoną telewizji. Mało tego, w 2007 roku "USA Today" umieścił Homera Simpsona wśród 25 najbardziej wpływowych ludzi świata minionego ćwierćwiecza (1982-2007). W zestawieniu pojawili się m.in.: Bill Gates, Bill i Hillary Clintonowie, George W. Bush, Osama bin Laden, Michaił Gorbaczow, Stephen Hawking czy papież Jan Paweł II.
"Dysfunkcyjna rodzina"
Od 26 lat fani kreskówki obserwują życie zatrzymanych w czasie członków rodziny Homera Simpsona: jego żony Marge, syna Barta oraz córek – Lisy i Maggie. Twórcy serialu wielokrotnie powtarzali, że ich celem było pokazanie dysfunkcyjnej rodziny, która obnażałaby mentalność amerykańską i przesuwała kolejne granice tego, co jest śmieszne.
Pierwowzorem Homera był ojciec rysownika Matta Groeninga, pozostali też otrzymali imiona członków jego rodziny. Poza Bartem – w jego przypadku autor przestawił litery w angielskim słowie "brat", które przetłumaczyć możemy jako "urwis".
Homer to pracownik elektrowni atomowej, uroczy przygłup z poważną nadwagą i ilorazem inteligencji na poziomie 80 IQ, który pracuje, bo musi, ale wolałby pić piwo z kolegami. Marge jest typową amerykańską panią domu, która zrezygnowała z kariery zawodowej na rzecz macierzyństwa. Stanowi głos rozsądku, naiwnie wierzy w dobrodziejstwa kapitalizmu. Ucieleśnia typowego wyborcę Partii Demokratycznej.
10-letni Bart to chojrak i łobuz, który jednak koniec końców zawsze opowiada się za dobrem, szczególnie dobrem swoich najbliższych. O uwagę swoich rodziców walczy z Lisą. 8-latka jest aspirującą intelektualistką obdarzoną wszystkimi cechami lewicowej feministki. Angażuje się w działalność społeczną, walczy o prawa zwierząt, prawa obywatelskie, gra na saksofonie, marzy o studiach na najlepszym uniwersytecie i o byciu amerykańskim prezydentem (co w jednym z odcinków staje się prawdą).
Maggie, roczne niemowlę, jest najprawdopodobniej najsprytniejszą i najbardziej zaradną ze wszystkich Simpsonów. Pierwsze słowo wypowiada w 1992 r. – jest nim "daddy", a głosu użyczyła jej Elizabeth Taylor.
Powrót do przyszłości
Z perspektywy czasu okazuje się, że scenarzyści "Simpsonów" dość rzetelnie i przerażająco dokładnie przewidują przyszłość. W odcinkach z pierwszej połowy lat 90., kiedy laptopy były odległym marzeniem, Simpsonowie dzwonili do siebie ze smartwatcha, miejscowy dziennikarz korzystał z prototypowej wersji kamery GoPro, Bart robił sobie pierwsze selfie, a smartfon Lisy wyposażony był w autokorektę. Zabawnie wygląda wideorozmowa Lisy i Marge przez telefony z tarczą wyposażone w ekrany.
Jeszcze w XX wieku (kilkanaście lat przed tym, zanim Edward Snowden ujawnił tajemnice praktyk inwigilacyjnych NSA) pojawiły się pierwsze aluzje do tego, że amerykańscy obywatele są śledzeni przez służby wywiadowcze. Temat NSA wrócił jeszcze m.in. w 2007 r.
Niewiarygodną wizję zawierał odcinek z 2000 r. "Bart to the Future", w której przewidziana została prezydentura Donalda Trumpa. W tym futurystycznym odcinku część akcji dzieje się w 2030 r., kiedy Lisa Simpson objęła urząd prezydenta i musiała "naprawiać" błędy po poprzednim prezydencie, którym był właśnie ekscentryczny miliarder z Nowego Jorku. Co ciekawe, jeśli przyjrzeć się dokładnie stylizacjom prezydent Simpson i obecnej kandydatki demokratów – Hillary Clinton, widać pewne podobieństwa.
Polityczne kontrowersje
Serial zawiera wiele stałych, powtarzalnych elementów, jak sekwencja otwarcia, w której Bart pisze za karę kontrowersyjne hasła na szkolnej tablicy. Lisa odgrywa za każdym razem inną solówkę podczas prób orkiestry. Sekwencja kończy się tzw. "couch gag" ("gagiem z sofą"). Czasem są to sceny napisane i stworzone przez słynnych artystów (m.in. Banksy'ego, Guillermo Del Torro, Sylvaina Chometa), czasem parafrazy bądź parodie znanych filmów i seriali.
"Simpsonów", których twórcami są ludzie o ewidentnie lewicowych poglądach (zdeklarowani demokraci i libertarianie), emituje nieprzerwanie telewizja Fox, która uważana jest za prorepublikańską. W serialu poruszane są drażniące społeczeństwo amerykańskie tematy: homofobia i legalizacja małżeństw osób homoseksualnych, imigracja i kontrola granic, uzależnienia od alkoholu i narkotyków, prawo do posiadania broni, ochrona środowiska i prawa zwierząt, kampanie wyborcze i korupcja.
600 odcinków to także świetna okazja do tego, żeby pożartować sobie z polityków. A pretekstów do politykowania twórcom serialu nigdy nie brakowało, szczególnie gdy sami politycy prowokowali ich reakcję.
Tak było w styczniu 1992 r. Ówczesny prezydent George H.W. Bush podczas jednego ze spotkań wyborczych wspomniał o rosnącej popularności serialu. Mówiąc o wartościach przyświecających jego prezydenturze, odniósł się do rodziny. – Mówię o przyzwoitości, moralnej odwadze, żeby mówić, co jest dobre, i potępić to, co jest złe. Nasz naród powinien być bliższy Waltonom niż Simpsonom. Ameryka odrzuca falę nieuprzejmości i nietolerancji – wyznał ubiegający się o reelekcję prezydent. Bush nawiązał do serialu "Waltonowie", który emitowany był w latach 1972-1981 i opowiadał o losach tradycyjnej amerykańskiej rodziny żyjącej w latach 30. i 40. XX wieku (w latach tzw. Wielkiej Depresji oraz II wojny światowej).
Trzy dni po cytowanym przemówieniu miała miejsce premiera trzeciego sezonu "Simpsonów". Szybko zmieniono sekwencję otwarcia. Gag na sofie prezentował rodzinę Simpsonów w towarzystwie sióstr Marge oglądających przemówienie Busha. Wyemitowany został fragment, w którym prezydent odnosi się do serialu. – Hej, przecież jesteśmy jak Waltonowie. Też modlimy się o koniec depresji! – skomentował Bart.
Cztery lata później, w odcinku "Dwóch złych sąsiadów" (13. odc. 7. sezonu) scenarzyści postanowili odgryźć się Bushowi, przygotowując nie polityczny, ale personalny atak na byłego prezydenta. Bushowie zostali sąsiadami Simpsonów. Ciekawski Bart postanowił złożyć im wizytę, złapał nić porozumienia z Barbarą, ale działał na nerwy wiecznie rozzłoszczonemu George'owi. Gdy przez przypadek zniszczył pamiętnik byłego prezydenta, ten w złości uderzył chłopca. To z kolei rozsierdziło Homera i doszło pomiędzy nimi do bójki. Dopiero gdy do akcji wkroczyła Barbara, były prezydent niechętnie przeprosił za swoje zachowanie.
Goła pupa dla Australii
Znacznie większe kontrowersje Simpsonowie wywoływali na arenie międzynarodowej, obrażając Australijczyków, Argentyńczyków, Brazylijczyków oraz Francuzów.
Celem pierwszej podróży zagranicznej kreskówkowej rodziny była Australia ("Bart vs Australia", 1995 r.), gdzie Bart miał przeprosić rząd za oszustwo, jakiego się dopuścił. Władze jednak chciały dodatkowo ukarać chłopca, a karą miał być kopniak z gigantycznego buta w tyłek. Bart uciekł do amerykańskiej ambasady i wypiął gołe pośladki w kierunku rozzłoszczonych mieszkańców Antypodów.
Sposób, w jaki zostali przedstawieni Australijczycy, którzy mówili dziwnym akcentem (przypominającym bardziej wersję języka angielskiego, jaka używana jest w RPA), był dla wielu oburzający. Producenci otrzymywali od widzów setki listów z protestami. Twórcom zarzucano, że odcinek był żenujący, obraźliwy i pozbawiony dobrego smaku.
W 13. sezonie (w odcinku "Blame It on Lisa") Homer i reszta wybrali się na wycieczkę do Rio de Janeiro. Słynne brazylijskie miasto przedstawione zostało jako dżungla, w której na każdym kroku można zostać porwanym albo zgwałconym, a policja jest leniwa. Brazylijska agencja zajmująca się promocją turystyki chciała wnieść pozew o naruszenie dobrego imienia, w czym miała pełne poparcie rządu Brazylii. Do procesu nie doszło – producenci przeprosili.
Francja i jej obywatele też są dość częstym tematem drwin i żartów. Głęboko zakorzenione u Amerykanów stereotypy i klisze kulturowe były świetną pożywką dla twórców "Simpsonów". Największą popularność zdobył tu odcinek "Round Springfield" z 1995 r., a w zasadzie jedna kwestia wygłoszona przez woźnego Willy'ego (szkockiego imigranta, który pracuje w springfieldzkiej szkole). W tym odcinku Willy miał poprowadzić lekcję języka francuskiego. Gdy wszedł do klasy wystylizowany na Francuza, z mocnym szkockim akcentem rzucił: "Bonjooouuurr, ya cheese-eatin' surrender monkeys!" ("Dzień dobry, wy żrące ser tchórzliwe małpy!").
Fraza weszła do języka politycznego, a swoje pięć minut określenie to przeżyło w 2003 r., kiedy Francja była niechętna międzynarodowej operacji wojskowej w Iraku. Po tym, jak została użyta przez Jonaha Goldberga , publicystę "National Review", została podłapana przez republikanów oraz dziennikarzy. Furorę zrobiła także na Wyspach Brytyjskich, gdzie różnego rodzaju resentymenty brytyjsko-francuskie są ciągle żywe.
Trump jako marionetka Putina
Twórcy "Simpsonów" nie spuścili z tonu także w tegorocznej kampanii wyborczej. Wielokrotnie śmiali się z Donalda Trumpa. Tylko ostatnio, 15 października, w opublikowanym filmiku oficjalnie poparli kandydaturę Hillary Clinton, sugerując, że za Trumpem stoi prezydent Rosji Władimir Putin.
W nagraniu mężczyzna zaczepia Simpsona i mówi, że zamierza głosować na Trumpa. Homer odpowiada zaś, że nie zamierza głosować na "kolesia, któremu podoba się własna córka" (nawiązuje do dwuznacznych deklaracji Trumpa o Ivance).
Niezrażony zwolennik Trumpa wylicza zalety swojego faworyta: "dobry biznesmen, nigdy nie śpi, nie płaci podatków… legalnie". Simpson zaczyna się zastanawiać, czy nie warto dać szansy człowiekowi, "który zbankrutował sześć razy, czyli dwa razy więcej" od niego. Kiedy jednak republikański wyborca mówi, że "pomarańczowy człowiek" obiecał w swojej kampanii "uczynić Rosję znowu wielką", Homer orientuje się, że coś jest nie tak. Rzuca się na rozmówcę i zdziera mu z twarzy maskę. Okazuje się, że to Władimir Putin.
Rosyjski prezydent jest umieszczony w spisie wyborców i idzie oddać głos. Okazuje się natomiast, że na liście nie ma Homera, co budzi jego przerażenie. Putin po oddaniu głosu wyjeżdża z kabiny na koniu i mówi do Homera, że jego głos i tak by nic nie zmienił, bo przy pomocy rosyjskich hakerów Trump zdobędzie 102 proc. głosów.
Rekordowa komedia
Wyemitowany 16 października 600. odcinek sprawił, że produkcja przekroczyła kolejną granicę. A już wcześniej "Simpsonowie" mieli kilka rekordów wpisanych do Księgi Rekordów Guinessa.
Dzięki blisko 27-letniej obecności w amerykańskiej telewizji stali się najdłużej emitowanym sitcomem oraz programem animowanym w USA. W 2003 r. serial pobił kolejny rekord, zdobywając swoją 20. nagrodę Emmy. W ciągu następnych 12 lat na koncie produkcji znalazło się kolejnych 12 "telewizyjnych Oscarów". Taki wynik daje "Simpsonom" status najczęściej nagradzanego animowanego serialu telewizyjnego w historii Emmy.
James L. Brooks, producent, reżyser i scenarzysta serialu został wpisany do Księgi Rekordów Guinnessa w 2006 r., kiedy zdobył swoją 19. nagrodę Emmy, i jest obecnie osobą z największą liczbą tych prestiżowych naród na koncie.
Kolejny światowy rekord serial pobił w latach 2001-2003, kiedy na podstawie danych wyszukiwarki Google był najczęściej wyszukiwanym programem telewizyjnym na świecie.
Amerykańskie gwiazdy i politycy w nietypowych sytuacjach
W 600 odcinkach gościnnie pojawiło się blisko 770 amerykańskich sław. Jeszcze na początku lat 90. tamtejsze gwiazdy obrażały się, gdy były tematem niewybrednych żartów twórców kreskówki. Po latach okazało się, że udział w serialu stał się pewnego rodzajem zaszczytem.
Chyba mało która serialowa produkcja może pochwalić się udziałem takich postaci jak: wszyscy żyjący członkowie The Beatles, Tony Blair, Al Gore, członkowie N'Sync, Lady Gaga, Stephen Hawking, Mark Hamill, Gillian Anderson i David Duchovny (jako agenci Scully i Mulder), Glenn Close, zespół Aerosmith, Peter Frampton, zespół Smashing Pumpkins, Cypress Hill, zespoły Sonic Youth i The Ramones, Johnny Cash, James Earl Jones, Bette Midler, Hugh Hefner, Johnny Carson, Luke Perry, zespół Red Hot Chili Peppers, Dustin Hoffman, Betty White, Richard Nixon czy Michael Jackson.
"D'oh!", "meh" i "craptacular"
"Simpsonowie" wprowadzili do współczesnej angielszczyzny cały szereg neologizmów. – Podobnie jak Biblia i dzieła Szekspira są bogatym źródłem nośnych powiedzeń dla współczesnego języka – dowodził Mark Liberman, lingwista z Uniwersytetu Pensylwanii. Badacz dodał, że te trzy dzieła niemal jednakowo oddziałują na współczesną kulturę amerykańską.
Najpopularniejszym hasłem jest "d'oh!" – ekspresja dźwiękowa spopularyzowana przez podkładającego głos Homera Dana Castellanetę. W związku z powszechnym jego użyciem w Stanach Zjednoczonych, a także w Wielkiej Brytanii powiedzenie zostało wprowadzone w 2001 r. do Oxford English Dictionary (jednak w zapisie "doh").
"Meh" i "yoink" to kolejne "słowa" spopularyzowane przez serial. "Meh" oddaje przede wszystkim dezaprobatę, a "yoink" to inna wersja "yeah!". Do słowników oba trafiły w 2008 roku. Popularnością wśród młodych Amerykanów cieszyły się także: "craptacular" ("wyjątkowo szpetny"), "cromulent" ("zwykły, "przeciętny") i "embiggen"(można to przetłumaczyć jako: "czynić coś jeszcze większym").
"Bart to nasz James Bond"
Kilka lat po "Simpsonach" powstały "South Park", "Głowa rodziny" czy "Futurama" (to drugie dziecko Groeninga) – kolejne entuzjastycznie przyjęte sitcomy animowane. Wszystkie z wymienionych oddały hołd Simpsonom. Twórcy kolejnych produkcji na całym świecie (Wielka Brytania, Korea czy Gruzja) podkreślali, że źródłem ich inspiracji była żółta rodzina ze Springfield.
"Simpsonowie" stali się znakiem towarowym wartym (łącznie z parkiem rozrywki oraz wpływami z wersji kinowej z 2007 r.), ponad 4 mld dolarów. Taki wynik finansowy Groening i spółka zawdzięczają też przemyślanej strategii biznesowej. Pierwszy sukces komercyjny pojawił się na początku lat 90., kiedy USA ogarnęła Bartomania, a gadżety z podobiznami ulubionego bohatera wyprzedawały się na pniu. Szczególnie modne wówczas T-shirty z kolorowymi nadrukami rozchodziły się w milionowym nakładzie. Dołóżmy do tego kasety VHS, CD, DVD i płatny kontent internetowy, dystrybucję w 23 wersjach językowych, komiksy i gry komputerowe.
– Powtarzano mi: czemu nie wyprodukujecie pasty do zębów [z logiem "Simpsonów" – red.]? A ja mówię: Jamesa Bonda nigdy nie wrzuciliby na pastę do zębów. A Bart jest naszym Jamesem Bondem – powiedział Groening w wywiadzie dla CNN.