Skandalistka i piewczyni wolnej miłości, nazwana przez najpopularniejszego karykaturzystę swoich czasów "Panią Szatan". Dzień głosowania spędziła za kratkami, a jej udział w wyborach prezydenckich w 1872 r. miał wymiar czysto symboliczny. Odcinały się od niej nawet inne sufrażystki, które obawiały się, że jej zamiłowanie do skandali bardziej zaszkodzi walce o prawa wyborcze kobiet niż sprawie pomoże. Victoria Woodhull nie była idealna. To ona jednak była pierwszą kobietą, która ubiegała się o urząd prezydenta USA.
– Choć tym razem nie udało się nam przebić najwyższego i najcięższego szklanego sufitu, ma on teraz 18 milionów pęknięć – mówiła w 2008 r. po przegranej walce o prezydencką nominację z ramienia Partii Demokratycznej Hillary Clinton. 18 mln pęknięć to odniesienie do liczby oddanych na nią głosów.
Dzisiaj niewiele osób pamięta już o kobiecie, która wybiła w suficie pierwszą dziurę. Victoria Woodhull zmarła 20 lat przed przyjściem Hillary Clinton na świat. Niemal 50 lat przed wprowadzeniem do amerykańskiej konstytucji 19. poprawki – gwarantującej kobietom prawo głosu – odważyła się ogłosić swoją kandydaturę w prezydenckim wyścigu. Jej gest miał wymiar czysto symboliczny. W dniu wyborów nie mogła nawet sama zagłosować, była poza tym za młoda – w dniu inauguracji miałaby zaledwie 34 lata, a nie przewidziane przez amerykańską konstytucję 35. Wiadomo na pewno, że nie zdobyła żadnych głosów elektorskich, nie zachowały się natomiast żadne dane dotyczące głosów bezpośrednich. Choć jej nazwisko może dzisiaj nie mówić wiele, pod koniec XIX wieku była jedną z najsłynniejszych kobiet w Stanach Zjednoczonych. Jej niekonwencjonalny styl życia i kontrowersyjne poglądy stanowiły stałą pożywkę dla głodnej sensacji prasy. W najlepszym wypadku określana była jako wolnomyślicielka i ekscentryczka, w najgorszym nazywano ją dziwką i hochsztaplerką.
Od dziecięcej gwiazdy chiromancji do stłamszonej żony
Burzliwa historia rozpoczęła się w obskurnej drewnianej budzie w mieście Homer w stanie Ohio. Tam właśnie w 1838 r. przyszła na świat Victoria California Claflin. Choć jej biografia wciąż kryje w sobie wiele nieścisłości, badacze zajmujący się jej życiem w pełni zgadzają się co do jednego: rodzina Claflinów była, mówiąc delikatnie, nietypowa. Matka chętniej oddawała się religijnym uniesieniom niż opiece nad stale powiększającą się gromadką dzieci. Martha MacPherson, autorka książki "The Scarlet Sisters: Sex Suffrage and Scandal in the Gilded Age" określa ją mianem bałaganiary, która z biegiem lat przerodziła się w "nieprzyjemną starą jędzę". Jej styl prowadzenia domu nie budził aprobaty sąsiadów, których bulwersował m.in. brak zasłon w oknach Claflinów.
Ojciec, Buck stale szukał kolejnych pomysłów na interes życia, nie zawsze zresztą zgodnych z prawem – na koncie miał m.in. kradzież, oszustwo i podpalenie. Rodzina ciągle się przeprowadzała. Życie było nieprzewidywalne i naznaczone nieustannymi problemami finansowymi. Victoria tylko liznęła sformalizowanej edukacji. Do szkoły chodziła z przerwami zaledwie od ósmego do jedenastego roku życia. Gdy nieco podrosła, Buck wpadł na pomysł kolejnego lukratywnego przedsięwzięcia. Zapakował do pstrokatego wozu Victorię oraz jej o cztery lata młodszą siostrę Tennessee i przemierzał kraj, reklamując dziewczynki jako jasnowidzki i specjalistki w dziedzinie medycyny niekonwencjonalnej. Obwoźne show Claflinów oferowało m.in. cudowne eliksiry mające wyleczyć raka i usługi takie jak czytanie z dłoni, przepowiadanie przyszłości czy magnetoterapia.
Pazerni rodzice wydali Victorię za mąż, gdy tylko skończyła 15 lat. Szybko się okazało, że wybranka, lekarza Canninga Woodhulla bardziej od młodziutkiej żony interesuje alkohol. Nie dawał Victorii pieniędzy na utrzymanie, choć swoje kochanki zabawiał szampanem i drogimi prezentami. Victoria w 1854 r. urodziła syna. Byron okazał się ciężko upośledzony, a kobieta do końca życia będzie obwiniała o to nałóg alkoholowy męża. W 1861 r. na świat przyszła córka Zula Maud. W tym czasie uzależnienie Canninga coraz bardziej się pogłębiało, a ledwie wiążąca koniec z końcem Victoria obarczona była samotną opieką nad dwójką małych dzieci. W końcu zdecydowała się na rozwód, który w tamtych czasach był poważną plamą na reputacji.
Duchy i interesy
Wojna secesyjna zastała Woodhull bez pieniędzy, z powrotem na łasce dysfunkcyjnej rodziny. Znowu zaczęła występować z ojcem, jeżdżąc m.in. po wyniszczonym przez walki Południu. Ponownie wyszła za mąż w 1866 r. – za pułkownika Jamesa Blooda, weterana wojennego i intelektualistę. Ten zachęcał Victorię, by się dokształcała i poszukiwała wiedzy na temat praw kobiet. Przekonał ją również do prężnie rozwijającego się spirytualizmu, stanowiącego atrakcyjną alternatywę dla uważanych za opresyjne tradycyjnych kościołów. Spirytualizm od początku mocno związany był z ruchem kobiecym. Dzięki funkcji medium, najczęściej pełnionej właśnie przez kobiety, pozwalał przekraczać przypisane obu płciom role. Dawał kobietom pretekst do funkcjonowania w przestrzeni publicznej.
W 1868 r. Victoria i jej siostra Tennessee za namową Blooda przeprowadziły się do Nowego Jorku. Podobnie jak miliony innych mieszkańców Stanów Zjednoczonych w ostatnich dekadach XIX wieku, kobiety przybyły do miasta skuszone obietnicą roztaczających się tam nieograniczonych możliwości. Zaczęły zarabiać na życie jako media i właśnie to zajęcie sprawiło, że na ich drodze pojawił się Cornelius Vanderbilt, jeden z najbogatszych ludzi w kraju. Być może spotkanie nie było zresztą przypadkowe, bo w Nowym Jorku głośno było o tym, że nad wiedzę lekarzy bogacz przedkłada magnetoterapię i marzy o tym, by skontaktować się z duchem zmarłej przed wieloma laty matki. Miały mu w tym pomóc właśnie przedsiębiorcze siostry. Choć dużo mówi się o romansie 73-letniego wówczas wdowca z Victorią, nie ma na to żadnych dowodów. Wiele wskazuje natomiast na to, że uległ on wdziękom 22-letniej Tennessee. Miał ją nawet poprosić o rękę. Ta jednak podobno odmówiła, całkowicie usatysfakcjonowana ich nieformalną relacją.
Vanderbilt pomógł siostrom rozpocząć karierę w świecie finansów. W 1870 r. otworzyły firmę maklerską Woodhull, Claflin & Co. Najprawdopodobniej były pierwszymi kobietami na Wall Street wykonującymi ten zawód. W dniu otwarcia pojawiły się w pasujących do siebie granatowych strojach i szokująco krótkich jak na tamte czasy spódnicach. Wydarzenie obserwowała zgraja gapiów. "W miejscu tym od rana do nocy gromadził się tłum łowców sensacji, którzy wpatrywali się w kobiety i zasypywali je pytaniami. Starsi i bardziej szanowani maklerzy pozostali w swoich biurach, dyskutując na temat pojawienia się na ulicy kobiet finansistek. Towarzyszył temu powszechny sprzeciw. Można przewidywać szybki koniec firmy Woodhull, Claflin & Co." – wieszczył w lutym 1870 r. "The New York Times". O wiele bardziej optymistyczny był "New York Herald", który pisał, że "nadzwyczajny spokój i opanowanie, a także wyraźna świadomość trudów roli, jakiej się podjęły, są jeszcze bardziej niezwykłe niż ich piękno i wdzięk. To bez wątpienia kobiety o niezwykłej przytomności umysłu i takcie, które są zdolne wiele wytrzymać".
Rynek, na który dziarskim krokiem wkroczyły siostry, był niespokojny. Z jednej strony inwestycje w ropę i stal dawały niemal nieograniczone możliwości, a fortuny w "pozłacanym wieku" rodziły się z dnia na dzień. Z drugiej jednak rozchwiana polityka monetarna i działalność spekulantów sprawiały, że równie szybko mogły zniknąć. Wciąż żywe było wspomnienie o "czarnym piątku", krachu giełdowym z 1869 r.
Victoria i Tennessee początkowo dobrze manewrowały pośród tych zawirowań, głównie dzięki bliskim relacjom z Corneliusem Vanderbiltem. Po 1872 r., kiedy ich stosunki uległy ochłodzeniu, stały się mniej odporne na ciosy.
Zanim to jednak nastąpiło, siostry dorobiły się całkiem pokaźnej fortuny i stały się lokalną sensacją. Swoją zdolność do przyciągania inwestorów tłumaczyły talentami spirytualistycznymi. Coraz częściej pojawiały się w gazetach, stały się popularnymi bohaterkami karykatur. Przedstawiano je w okolicznościach sugerujących rozwiązłość, otoczone tłumem mężczyzn. Na jednym z obrazków jechały przez Wall Street, poganiając batem ciągnącego ich powóz mężczyznę. Być może pokazywało to strach przed ich rosnącą pozycją i było dowodem na to, że coraz odważniej rozpychały się łokciami w męskim przyczółku.
"Ogłaszam swoją kandydaturę na urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych"
Początek lat 70. to okres pełnego rozkwitu Victorii. W kwietniu 1870 r. na łamach "New York Herald" opublikowała jeden ze swoich najważniejszych artykułów, w którym ogłosiła zamiar ubiegania się o urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych. "Podczas gdy inne przedstawicielki mojej płci poświęcały się walce z prawem, które pęta kobiety, ja upomniałam się o swoją niezależność; podczas gdy inni modlili się o nadejście lepszych czasów, ja na nie pracowałam; podczas gdy inni przekonywali, że kobieta jest równa mężczyźnie, ja to udowodniłam, z sukcesem angażując się w biznes; podczas gdy inni starali się wykazać, że nie ma żadnego powodu, dla którego kobieta mogłaby być traktowana jako gorsza niż mężczyzna, ja śmiało wkroczyłam na arenę polityki i biznesu, korzystając z praw, które już posiadam. Przyznaję sobie więc pozwolenie, by wypowiadać się w imieniu zniewolonych kobiet tego kraju, i wierząc, że wciąż obecne w powszechnym myśleniu uprzedzenia wobec obecności kobiet w życiu publicznym wkrótce znikną, ogłaszam swoją kandydaturę na urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych" – napisała.
W maju 1870 r., za pieniądze zarobione dzięki interesom na giełdzie, Victoria założyła z siostrą radykalną gazetę "Woodhull & Claflin Weekly". Na jej łamach głoszono m.in. egalitaryzm płci, równość klasową, upominano się o prawa pracownicze. Ogromną rolę w kształtowaniu poglądów Woodhull miał w tamtym czasie Stephen Pearl Andrews, abolicjonista, socjalista i zwolennik równouprawnienia kobiet. Był piewcą idei wolnej miłości, a Victoria wydała mu się doskonałą rzeczniczką ruchu. Działacze używali "W&C Weekly" do wyrażania najbardziej śmiałych poglądów. Sprzeciwiali się tezie, że seks służy jedynie prokreacji, przyznawali kobietom prawo do satysfakcji seksualnej w małżeństwie i poza nim. Wbrew powszechnej opinii nie promowali jednak rozwiązłości, lecz wolność wyboru. W samym ruchu nie było w tej kwestii zgodności. Niektórzy uważali, że najdoskonalszą formą związku jest monogamia, a ludzie mają prawo do wyboru partnera na całe życie w oparciu o dopasowanie duchowe i fizyczne. Podkreślali jednak, że w ówcześnie obowiązującej, niedoskonałej ich zdaniem, formie małżeństwa, kobieta nie musi spełniać erotycznych zachcianek mężczyzny, jeśli nie ma na to ochoty. Byli wśród nich też tacy, którzy chcieli zniesienia małżeństwa, uznając je za formę niewolnictwa seksualnego kobiet, ale jednocześnie propagowali długie, trwałe związki oparte na wzajemnej fascynacji. Najbardziej radykalni sprzeciwiali się jakimkolwiek ograniczeniom sfery intymnej.
Woodhull i jej współpracownicy byli przekonani, że to hipokryzja niszczy porządek społeczny oraz czyni egalitaryzm niedostępnym dla kobiet. Pochylali się nad tematami takimi jak prostytucja, którą postrzegali jako chorobę spowodowaną wyzyskiem ekonomicznym kobiet. "Dajcie kobietom pracę, a odsuniecie od niej wszelką potrzebę autodestrukcji" – argumentowano na łamach gazety. Zdaniem publicystów to desperacja i niepewna przyszłość doprowadzały wiele kobiet do wchodzenia w toksyczne i pełne przemocy związki. "Mamy nadzieję, że nasze dziewczyny i kobiety wkrótce będą na tyle dobrze wyedukowane, iż będą wybierały wolność i samodzielność, nawet jeśli miałyby być praczkami czy śmieciarkami, ponad utrzymywanie legalnych lub nie relacji seksualnych niepodyktowanych fascynacją. Kobieta, która wychodzi za mąż, by zapewnić sobie utrzymanie, a nie z miłości, jest leniem, tchórzem i prostytutką" – pisano na łamach "W&C Weekly".
Plotka goni plotkę
Radykalne poglądy utrudniały relacje Woodhull z sufrażystkami, które czuły się jednocześnie zafascynowane i zniesmaczone jej działalnością. W latach 70. XIX wieku większość z nich pochodziła z klasy średniej lub wyższej. Były poważniejsze, bardziej konserwatywne. Victoria była outsiderką, nie miała dobrego wykształcenia, część działaczek ruchu kobiecego uważała, że jest po prostu wariatką. Nie mogły się jednak z nią nie liczyć, bo przemówienia, w których wkrótce się wyspecjalizowała, przyciągały tłumy. Najlepszym momentem w ich współpracy było wygłoszone przez Woodhull przełomowe wystąpienie przed Komisją ds. Sądownictwa Izby Reprezentantów w styczniu 1871 r. W latach 1868-70 w ruchu sufrażystek nastąpił bowiem podział. Część działaczek uważała, że 14. i 15. poprawka do konstytucji już gwarantują kobietom prawo głosu, należy jedynie wyegzekwować od Kongresu uchwalenie odpowiednich przepisów wprowadzających je w życie. Inna grupa argumentowała natomiast, że potrzebna jest osobna 16. poprawka. Woodhull należała do zwolenników pierwszej opcji, czemu najlepiej dała wyraz w żarliwym przemówieniu. Była pierwszą kobietą, która wystąpiła przed komisją Kongresu Stanów Zjednoczonych.
Wraz ze sławą rosło zainteresowanie mediów. Więcej uwagi poświęcały one jednak strojom i wyglądowi Woodhull niż treści jej wystąpień. Nowy Jork huczał od plotek, Victoria mieszkała bowiem z pułkownikiem Bloodem i swoim byłym mężem alkoholikiem. Nie było to podyktowane zamiłowaniem do poligamii, ale potrzebą opieki nad Canningiem Woodhullem, który mocno podupadł na zdrowiu, wyniszczony latami nałogu. Przez dom przewijali się rodzice Victorii i jej liczne rodzeństwo z rodzinami, pobudzając tym samym zamkniętą w sztywnych ramach wiktoriańskiej obyczajowości wyobraźnię.
Zbyt radykalna dla sufrażystek
Kobiety, które sprzeciwiały się emancypacji, widziały w Woodhull uosobienie wszystkich swoich obaw. Ich zdaniem idealnie obrazowała zagrożenia, jakie czyhają na kobiety, które rezygnują ze spokoju domowego ogniska na rzecz życia publicznego. Konserwatywna gazeta "The True Woman" przestrzegała "dobre, acz zagubione kobiety", które zaczęły działać na rzecz praw wyborczych, przed jakimikolwiek powiązaniami z "tymi, które prowadzą wątpliwy tryb życia i odrzucają kobiecą delikatność, zdobyły złą sławę". Victoria nie przejmowała się krytyką i wciąż wygłaszała wykłady na temat praw kobiet, które przyciągały więcej osób niż wystąpienia jakiejkolwiek innej sufrażystki.
W maju 1871 r. Woodhull znów była na ustach wszystkich z powodu procesu, jaki jej matka wytoczyła pułkownikowi Bloodowi. Gazety rozpisywały się o dziwacznym życiu rodziny, wytykały siostrom "bezwstydny tupet", z jakim znosiły ciekawskie spojrzenia tłumów. Victorię nazywano "próżną", "nieskromną" osobą, której każda szanująca się kobieta powinna unikać. Skandal nie mógł się wydarzyć w gorszym momencie, bo sufrażystki szykowały się właśnie do konwencji, a będące stałą pożywką dla mediów życie osobiste Woodhull ożywiło pytania na temat sensu obecności kobiet w życiu publicznym. Jej zagorzałą krytyczką była m.in. Harriet Beecher Stowe, autorka słynnej "Chaty wuja Toma". Victorię uwieczniła w postaci Audacii Dangyereyes w powieści "My Wife and I". Na ilustracji uzupełniającej tekst bohaterka jest wyzywająca, ma odsłonięte kostki, flirtuje z siedzącym obok niej mężczyzną.
Niewygodna dla socjalistów
Podobnie burzliwa była przygoda Woodhull z socjalistami. Pierwsza Międzynarodówka, której amerykański oddział powstał w 1867 r., była na początku lat 70. XIX wieku jedyną organizacją w USA, która walczyła o uniwersalne prawa pracownicze, a nie tylko te dotyczące poszczególnych branż. Licząc, że socjaliści okażą się bardziej otwarci niż sufrażystki, Victoria i Andrews utworzyli nową sekcję i udostępnili działaczom łamy "Woodhull & Claflin Weekly", szybko zdobywając w ten sposób popularność. Niektóre pomysły kandydatki na prezydenta były jednak dla nich nie do zaakceptowania. Nie pomogła też na pewno wydana we wrześniu 1871 r. autoryzowana biografia Woodhull, która stała się obiektem drwin. Liderzy ruchu, podobnie jak sufrażystki, zaczęli się obawiać, że Victoria ich zdyskredytuje. Na działalność niepokornej kobiety zwrócili uwagę samego Karola Marksa.
"Tak, jestem wyzwoloną kochanką"
20 listopada 1871 r. Woodhull wygłosiła w Nowym Jorku swoje najgłośniejsze przemówienie, zatytułowane "Zasady wolności społecznej" ("The Principles of Social Freedom"). W założeniu wykład miał zjednoczyć wokół niej środowiska, które mogłyby być przychylne jej postulatom. Zamiast tego rozpisywano się o żądnym sensacji tłumie. Woodhull analizowała relacje społeczne, krytykowała ówczesną formę instytucji małżeństwa, która odbierała kobiecie podmiotowość. Oburzała się na podwójne standardy. Wskazywała, że kobiety rozpoczynają często małżeństwo bez żadnej wiedzy na temat relacji seksualnych czy własnego ciała. Niewiele osób potraktowało wykład poważnie, kontrowersyjny temat podany przez owianą złą sławą osobę stał się kolejną pożywką dla mediów. Do historii przeszedł jeden fragment: "Tak, jestem wyzwoloną kochanką, mam niezbywalne, konstytucyjne i naturalne prawo, by kochać, kogo chcę; kochać go przez okres tak długi lub krótki, jak chcę. W to prawo nie może ingerować żaden z was ani żadne przepisy, które stworzycie".
Największe zainteresowanie wzbudził jednak rodzinny "skandal". Z widowni odezwała się bowiem siostra Victorii Utica Brooker, która zaczęła kwestionować jej stanowisko i dopytywać o los dzieci urodzonych w pozamałżeńskich związkach. Woodhull chciała zaprosić Utikę na scenę, ta odmówiła, ostatecznie z sali wyprowadziła ją policja. Prasa miała do skonsumowania kolejną historię o rodzinie dzikusów. Nigdy zapewne nie dowiemy się już, na ile wytrenowane od dzieciństwa w zabawianiu publiczności siostry wszystko starannie obmyśliły, tak by Woodhull mogła wypowiedzieć się na ten kontrowersyjny temat.
"Zejdź mi z oczu, Pani Szatan"
Choć przemówienie nie zjednoczyło wokół Victorii sojuszników, to zainteresowanie mediów nie malało, czego dowodem może być karykatura autorstwa Thomasa Nasta opublikowana w "Harper's Weekly". Na obrazku Woodhull ma groźną miną i nietoperze skrzydła. Niesie transparent z napisem "Daj się zbawić wolnej miłości". Nast podkreśla pełne usta Victorii, jej brwi; na rysunku jest zmysłowa, a jednocześnie niebezpieczna. Za nią pod ciężarem dwójki dzieci ugina się kobieta, z tyłu pijany mężczyzna. Podpis głosi: "Zejdź mi z oczu, Pani (Szatan). Wolę podążać najtrudniejszą ścieżką małżeńską niż iść w twoje ślady".
W maju 1872 r. Woodhull stała się oficjalną kandydatką na prezydenta z ramienia Equal Rights Party. Wśród postulatów znalazły się m.in. ośmiogodzinny dzień pracy, równa płaca za równą pracę, pomoc dla pracujących matek, walka z małżeńską przemocą, lepsza edukacją publiczna, pomoc prawna dla najuboższych, zniesienie kary śmierci, reforma podatków, wychowanie seksualne czy programy socjalne mające na celu walkę z biedą. Jako partnera Victorii w wyścigu wskazano Fredericka Douglassa, byłego niewolnika, abolicjonistę, charyzmatycznego mówcę i chyba najbardziej znanego Afroamerykanina tamtych czasów. Douglass nigdy się do propozycji nie odniósł, nie prowadził kampanii na rzecz Woodhull, a nawet wygłaszał przemówienia na rzecz starającego się o reelekcję republikanina Ulyssesa S. Granta.
Choć liderzy ruchu socjalistów patrzyli na nią krzywo, jeszcze na początku 1872 r. udało jej się zgromadzić zwolenników wśród słabiej wykwalifikowanych robotników. Wygłosiła popularny wykład "Nadciągająca rewolucja" ("The Impending Revolution"), w którym porównywała nagromadzenie kapitału w rękach kilku monopolistów do wyzysku niewolników sprzed wojny secesyjnej. Na jej wystąpienia waliły tłumy, "New York Herald" pisał o 6 tys. uczestników i kolejnych 6 tys. osób, które musiały odejść z kwitkiem, bo zabrakło dla nich miejsca. "New York Timesa" poważnie niepokoiły jej zdolności do podburzania tłumów.
"Nie oskarżam o brak moralności. Oskarżam o hipokryzję"
Tuż przed wyborami prezydenckimi doszło do największego skandalu z udziałem Woodhull. 2 listopada 1872 r. siostry opublikowały w swojej gazecie artykuł o niewierności wielebnego Henry'ego Warda Beechera, jednego z najpopularniejszych duchownych tamtych czasów. Beecher był gorącym orędownikiem postulatów ruchu kobiecego, krytykował jednak Victorię za jej poglądy dotyczące wolnej miłości. Siostry chciały mu udowodnić hipokryzję. Ukazując szczegóły romansu z przyjaciółką żony, usiłowały pokazać, że choć głośno neguje postulaty piewców wolnej miłości, sam chętnie z nich korzysta w prywatnym życiu.
W związku z artykułem tuż przed wyborami siostry zostały aresztowane za szerzenie obscenicznych treści. 5 listopada, dzień głosowania, które wygrał ostatecznie Ulisses S. Grant, Victoria spędziła za kratami. Proces ciągnął się latami i choć ostatecznie skończył się uniewinnieniem, całkowicie zszargał jej reputację.
W 1876 r. rozwiodła się z drugim mężem i wkrótce wyjechała z kraju. Spekuluje się, że powodem była śmierć Vanderbilta, który przekazał większość pokaźnego majątku synowi Williamowi. Pozostałe dzieci szybko zaczęły domagać się rewizji testamentu. William bał się podobno, że siostry mogą zaszkodzić jego sprawie, opowiadając o zamiłowaniu ojca do spirytualizmu i niekonwencjonalnej medycyny, stawiając tym samym pod znakiem zapytania przytomność jego umysłu. Miał im więc zapłacić pokaźną sumę, by opuściły kraj. Tennessee i Victoria z dziećmi udali się do Wielkiej Brytanii, gdzie Woodhull kontynuowała swoje wykłady. Rozkochała w sobie Johna Biddulpha Martina, pochodzącego z majętnej i wpływowej rodziny bankiera, który uparł się, że ją poślubi mimo zdecydowanych sprzeciwów matki. Wiodła wygodne życie, zajmowała się filantropią, publikowała. Po śmierci trzeciego męża w 1901 r. zamieszkała w rezydencji w Cotswolds, była jedną z pierwszych kobiet w Wielkiej Brytanii, które miały samochód. Zmarła w 1927 r. w wieku 88 lat.
Była pełna sprzeczności. Jej gazeta jako pierwsza w Stanach Zjednoczonych opublikowała angielskie tłumaczenie "Manifestu Komunistycznego", a ona sama zbiła majątek na Wall Street. Postulowała niezależność kobiet, choć sama chętnie wspierała się na silnych barkach mężczyzn takich jak Vanderbilt, Blood czy Andrews. Żywo interesowała się eugeniką. Zdarza się, że oskarża się ją również o rasizm, uważała bowiem, że kobiety powinny były otrzymać prawo głosu, zanim dostali je czarnoskórzy mężczyźni. Jej poglądy w tej kwestii były zresztą wyjątkowo płytkie: mówiąc o kobietach, miała na myśli osoby białe; odnosząc się zaś do Afroamerykanów, widziała jedynie mężczyzn.
Amanda Frisken, autorka biografii Woodhull, tak podsumowała swoją bohaterkę: "Była awanturnicą, miała fatalną reputację, być może momentami bardziej szkodziła ruchowi, niż pomagała, ale to właśnie ona jako pierwsza odważyła się i powiedziała: będę kandydować na urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych. To dość skomplikowana narracja założycielska. Chciałoby się mieć kogoś bez zarzutu, takiego kobiecego Jerzego Waszyngtona, a Woodhull taka nie jest. Ale to właśnie ona była pierwsza".