Z czterech ukraińskich stadionów, które gościły piłkarskie mistrzostwa Europy, żaden na siebie nie zarabia. Konflikt w Donbasie zmienił też ich przeznaczenie. Prestiżowa Donbas Arena zamieniła się w magazyn z pomocą humanitarną. Jej właściciel Rinat Achmetow marzy o powrocie do okupowanego przez rebeliantów Doniecka, ale zanim to nastąpi, jego piłkarze grają we Lwowie. I nie są tam lubiani.
– Wierzę, że pokój powróci do Donbasu, a Szachtar wróci na rodzimą Donbas Arenę. Że na przepełnionym stadionie znowu zabrzmi hymn Ligi Mistrzów, a my będziemy stali i oklaskiwali naszą drużynę – powiedział Rinat Achmetow z okazji 80. rocznicy powstania należącego do niego klubu piłkarskiego.
Achmetow to jeden z najbardziej znanych wielbicieli futbolu na Ukrainie. W 1996 r. został właścicielem klubu, który powstał jeszcze w 1936 r. i który do zakończenia drugiej wojny światowej nosił nazwę Stachanowiec (w czasach radzieckich: "przodownik pracy"). Później zmieniono ją na Szachtar ("górnik"), a w klubie grali górnicy zatrudnieni w kopalniach Donbasu.
Achmetow dbał o klub. Wkładał pieniądze w jego rozwój, kupował zachodnich trenerów i zagranicznych piłkarzy. Fanom fundował darmowe przejazdy na mecze wyjazdowe. Było go stać na takie gesty – na liście najbogatszych Ukraińców zajmował czołową pozycję.
Występ Beyonce
10 lat temu miliarder zaczął budowę stadionu pretendującego do miana jednego z najnowocześniejszych obiektów sportowych w Europie. Inwestycja pochłonęła 400 mln dolarów, a kiedy ją otwierano 29 sierpnia 2009 r. – był to również Dzień Doniecka i górników – liczni mieszkańcy miasta mogli podziwiać występ amerykańskiej piosenkarki Beyonce.
Kiedy Polsce i Ukrainie przyznano prawa do organizacji mistrzostw Euro 2012, było oczywiste, że mecze będą rozgrywane m.in. na stadionie w Doniecku. W czasie zawodów na tamtejszej murawie rozegrano trzy pojedynki fazy grupowej, jeden ćwierćfinał i jeden półfinał. Po mistrzostwach obiekt służył nie tylko fanom piłki nożnej. Znajdowały się tam restauracje, bary, sklepy i centrum fitness. Wszystko działało jak w zegarku – do czasu wybuchu wojny w Donbasie w kwietniu 2014 r.
Ostrzały artyleryjskie
W maju 2014 r., kiedy wokół Doniecka trwały walki wojsk ukraińskich z prorosyjskimi rebeliantami, Achmetow postanowił przeprowadzić się do Kijowa. Rozgrywanie meczów na macierzystym stadionie stało się niebezpieczne, zatem Donieck opuścił także jego klub. Trzeba było znaleźć dla niego inny obiekt.
Pod koniec sierpnia 2014 r. opuszczona Donbas Arena została ostrzelana przez artylerię. Pociski uszkodziły północno-zachodnią część stadionu. Kilka dni później została ostrzelana także podmiejska baza sportowa Szachtara. Tym razem pociski zniszczyły jedno z pięter głównego korpusu, uszkodziły też strefę wypoczynku i siłownię. Stadion był ostrzeliwany kilkukrotnie. Za każdym razem świadkowie opowiadali, że nad areną unosiły się kłęby dymu, a odgłosy wybuchów było słychać w odległych dzielnicach.
Mimo ataków Donbas Arena nie przestała funkcjonować, zmieniła tylko przeznaczenie. Na terenie obiektu powstały punkty, do których trafiała pomoc humanitarna, także z Rosji. Wolontariusze sortowali tam rzeczy i żywność i wysyłali potrzebującym. Miejsce zyskało przydomek "arena miłosierdzia".
Wesele zamiast meczów
Budowa stadionu we Lwowie (okazją było właśnie Euro 2012) pochłonęła z kolei 3 mld hrywien (wówczas ok. 1,2 mld złotych). To jeden z najdroższych obiektów piłkarskich na Ukrainie. Pieniądze wyłożyło państwo, a uroczyste otwarcie miało miejsce w październiku 2011 r. W czasie mistrzostw kontynentu rozegrano tam trzy mecze grupowe, a później zaczęły się problemy z utrzymaniem obiektu. Pojawiały się głosy, że stadion powinien zostać zamknięty z uwagi na brak popytu na imprezy.
"Istniało ryzyko, że po mistrzostwach lwowska arena porośnie chwastami" – pisał w 2013 r. ukraiński portal vesti-ukr.com, który wyliczył, że w ciągu półtora roku od zakończenia mistrzostw odbyło się w tym miejscu zaledwie jedenaście meczów, trzy koncerty, kilka konferencji i jedno wesele.
"W ciągu 2013 r. stadion zarobił jedyne milion hrywien. Jego roczne utrzymanie pochłania kwotę dziesięciokrotnie wyższą" – komentowali ukraińscy dziennikarze.
Miejscowy klub Karpaty nie chciał na nim grać z powodu wysokich opłat za dzierżawę. Sytuacja się zmieniła, kiedy wybuchł konflikt w Donbasie. Ukraina straciła możliwość rozgrywania meczów ligowych w Doniecku, Ługańsku i Mariupolu (półmilionowe miasto w obwodzie donieckim) oraz europejskich pucharów w Doniecku, Charkowie, Dniepropietrowsku i Odessie. 15 maja 2014 r. UEFA zgodziła się, by pojedynki pod egidą tej organizacji były rozgrywane we Lwowie.
Drugie życie
"Decyzja UEFA dała stadionowi drugie życie" – komentował portal ua-futboll.com. Po wyjeździe piłkarzy z Doniecka Achmetow porozumiał się z dyrekcją areny lwowskiej w sprawie jej dzierżawy. Za rozegranie meczu płacił 140 tys. hrywien (wówczas ponad 35 tys. złotych). Występy Szachtara powstrzymały spekulacje na temat ewentualnej rozbiórki stadionu. Klub dbał o stan boiska i murawy, piłkarzom jednak łatwo nie było. Kibice z zachodniej Ukrainy dawali im do zrozumienia, że nie są w tym miejscu mile widziani.
– Myśli pan, że cieszymy się z występów we Lwowie? W rozgrywkach ligi europejskiej jesteśmy jeszcze jako tako popierani, ale w klasyfikacji krajowej tamtejsi kibice są nam przeciwni. W ogóle uważam, że to futbolowa tragedia: wałęsający się klub bez fanów, którzy pozostali w Doniecku – mówił dziennikarzowi portalu Swobodnaja Priessa (Wolna Prasa) ówczesny rzecznik Szachtara Rusłan Marmazow. Dodawał, że Achmetow nie miał właściwie wyjścia, bo UEFA pozwoliła jego klubowi na rozgrywanie meczów ligi mistrzostw tylko w dwóch miastach – Kijowie i Lwowie.
Wcześniej czy później Szachtar wyjedzie ze Lwowa. Pytany o inną lokalizację Marmazow mówił:
– Odpowiada nam tylko jedno miasto – Donieck. Zdaję sobie sprawę, że w najbliższej przyszłości powrót tam nie będzie możliwy. Ze Lwowa jednak wyjechać musimy. Najlepiej do miasta, w którym jest dobry stadion i nie ma dużej drużyny piłkarskiej z tradycjami.
"Narodowa" Donbas Arena
Okupujący Donieck rebelianci twierdzą, że Rinat Achmetow może wrócić. Ale na ich warunkach: Szachtar ma zrezygnować z udziału w mistrzostwach ukraińskich i poprzeć w futbolowych rozgrywkach Doniecką Republikę Ludową.
Pod koniec zeszłego roku "minister sportu" samozwańczej republiki w Doniecku Michaił Miszin powiedział, że "władze są zainteresowane efektywnym wykorzystywaniem Donbas Areny".
– Perspektywiczny obiekt sportowy nie jest użytkowany. To nie jest dla nas obojętne – stwierdził. Tłumaczył, że dotychczas kierownictwo republiki nie podjęło żadnej decyzji w sprawie jego eksploatacji, ponieważ "republika jeszcze nie dojrzała do wielkiego futbolu".
Wcześniej honorowy prezydent tzw. Związku Piłki Nożnej Donieckiej Republiki Ludowej Denis Puszylin ogłosił, że Donbas Arena należy do narodu. – Oczywiście mamy więcej stadionów, nie tylko ten. Niebawem zorganizujemy poważne mecze, np. z drużynami z Rosji. Obywatele będą je oglądać i odczuwać te emocje, których im od dawna brakowało – podkreślał.
To futbolowa tragedia: wałęsający się klub bez fanów, którzy pozostali w Doniecku
Rusłan Marmazow, rzecznik Szachtara Donieck
Achmetow wciąż liczy na powrót do ojczystego Doniecka. Nad opustoszałym stadionem sprawuje pieczę kilkuset jego pracowników. Dbają o boisko, infrastrukturę sportową i okoliczny park. Podejmują także decyzje w sprawie rozdzielania pomocy humanitarnej.
Remontu zniszczonych części obiektu na razie nikt nie przeprowadza. Wojna w Donbasie jeszcze się nie zakończyła.
Piłkarze bez pieniędzy
Sytuacja polityczna wywarła wpływ także na losy stadionu w Charkowie, na którym podczas Euro 2012 rozegrano trzy mecze fazy grupowej. Obiekt (własność komunalna) został zbudowany w 1926 r., a przed mistrzostwami przeszedł gruntowny remont, który pochłonął ponad 600 mln hrywien (wówczas ponad 200 mln złotych). Pieniądze na modernizację (według różnych szacunków ok. 30 proc. kwoty) wyłożył także miejscowy biznesmen Ołeksandr Jarosławski, prezes klubu Metalist, który rozgrywał na stadionie mecze.
Po mistrzostwach klub zmienił właściciela – został nim Sierhij Kurczenko (ukraińskie media informowały, że był zaprzyjaźniony z synem ówczesnego prezydenta Wiktora Janukowycza). W 2013 r. biznesmen zadeklarował, że kupi także stadion. Transakcja opiewała na 674 mln hrywien (250 mln złotych). Kurczenko zdążył zapłacić sześciokrotnie niższą kwotę, lecz później, po zmianie władzy w Kijowie i obaleniu Wiktora Janukowycza, uciekł z kraju i znalazł schronienie w Rosji. Piłkarze zostali bez pieniędzy, a po ucieczce Kurczenki sąd w Charkowie zdecydował o zwróceniu stadionu miastu. To jednak nie rozwiązało problemów z długami.
Olimpijski może na siebie zarabiać
Stadion Olimpijski w Kijowie (zbudowany jeszcze w 1923 r.) przed mistrzostwami Euro 2012 przeszedł gruntowną modernizację. Powstał nad nim nowoczesny, częściowo przeszklony dach. W czasie mistrzostw rozegrano w tym miejscu pięć meczów, w tym ćwierćfinał i finał turnieju. O tym, że obiekt jest projektem reprezentacyjnym, a nie biznesowym, eksperci w Kijowie mówili już wtedy, kiedy jeszcze trwały mistrzostwa. Sami przedstawiciele rządu w Kijowie przyznawali, że "5 mld hrywien (wówczas 1,9 mld złotych – red.) wydanych na jego modernizację nie wróci do budżetu".
Minister sportu w gabinecie Mykoły Azarowa, Rawil Safiullin stwierdził nawet, że decyzja o rekonstrukcji Olimpijskiego była błędem. Mówił, że należało zbudować nowy obiekt za miastem, wychodząc z założenia, że będzie eksploatowany przynajmniej przez 290 dni w roku.
"Kwestia rentowności lub przynajmniej racjonalnego wykorzystywania Olimpijskiego nie może nie niepokoić płatników podatków" – komentował ukraiński portal glavkom.ua.
Mimo pesymistycznych ocen po mistrzostwach obiekt nie miał problemów z zapotrzebowaniem na imprezy, a eksperci w Kijowie twierdzą, że może zacząć na siebie zarabiać – pod warunkiem, że będą nim zarządzać skuteczni menedżerowie.
W Kijowie przynajmniej nikt nie strzela.