Październikowe zabójstwo dziennikarza Dżamala Chaszodżdżiego w saudyjskim konsulacie w Stambule wstrząsnęło opinią publiczną. Świat domagał się wyjaśnienia sprawy, na Rijad sypały się gromy, a w mediach ujawniano drastyczne szczegóły zbrodni. Po trzech miesiącach emocje zdają się jednak opadać, a szanse na to, że sprawcy morderstwa zostaną ukarani, maleją.
3 października media przekazały informację, że widziany po raz ostatni dzień wcześniej przed wejściem do konsulatu Arabii Saudyjskiej w Stambule, krytyczny wobec władz tego kraju dziennikarz Dżamal Chaszodżdżi zaginął i najprawdopodobniej nie opuścił placówki. Dziennikarz chciał odebrać z konsulatu dokumenty potrzebne mu do zawarcia małżeństwa. Tureckie służby szybko oświadczyły, że Chaszodżdżi został w konsulacie zamordowany. Turcy ogłosili również, że posiadają na to dowód w postaci nagrania dźwiękowego, na którym słychać zapis zbrodni. Rijad wszystkiemu zaprzeczył.
Zarzuty dokonania morderstwa dziennikarza wywołały poważny kryzys dyplomatyczny. Choć Stany Zjednoczone, wierny sojusznik Arabii Saudyjskiej, natychmiast wysłały do Rijadu szefa swojej dyplomacji, a tureckim śledczym pozwolono przeszukać konsulat i rezydencję konsula, wydarzenie urosło do rangi międzynarodowego skandalu, a krytyka Saudów przybrała na sile.
Przypomniano, że Chaszodżdżi uciekł z Arabii Saudyjskiej w trosce o własne bezpieczeństwo. Okazało się, że krótko przed przybyciem dziennikarza do konsulatu przyjechał tam 15-osobowy zespół z Rijadu, w tym osoby z otoczenia saudyjskiego następcy tronu Muhammada bin Salmana oraz specjalista od sekcji zwłok. Ujawniono również drastyczne szczegóły dokonanej zbrodni, a tureccy śledczy znaleźli w konsulacie ślady krwi dziennikarza.
Amerykański dziennik "New York Times" przytoczył relację wysokiego rangą tureckiego urzędnika, który miał poznać zapis posiadanego przez służby nagrania dokumentującego wydarzenia w konsulacie. Według niego agenci pojmali Chaszodżdżiego w biurze konsula i zaczęli go bić. Gdy dziennikarzowi zaczęto odcinać palce, konsul miał powiedzieć: "Róbcie to na zewnątrz, wpędzicie mnie w kłopoty". "Jeśli chcesz żyć po powrocie do Arabii (Saudyjskiej), to się zamknij" - miał odpowiedzieć mu jeden z zabójców. Jak pisał "NYT", Chaszodżdżi zginął chwilę po wejściu do budynku. Gdy dziennikarzowi ucięto głowę, ekspert medycyny sądowej znajdujący się w grupie oprawców miał zająć się usunięciem śladów morderstwa.
Po kilku tygodniach od zaginięcia Chaszodżdżiego Rijad przyznał w końcu, że dziennikarz zginął w konsulacie. Przekonywał jednak, że był to efekt przypadkowej bójki, a saudyjskie władze nie były w to w żaden sposób zaangażowane. Prezydent Donald Trump dał do zrozumienia, że nie opuści wiernego sojusznika, ale wiele innych państw domagało się wyciągnięcia wobec Rijadu konsekwencji oraz przeprowadzenia międzynarodowego śledztwa.
Mroczne oblicze monarchii
Oskarżenia o organizację zabójstwa coraz częściej kierowane były pod adresem najwyższych saudyjskich władz. Według mediów nawet CIA uznała, że zlecił je rzeczywisty przywódca Arabii Saudyjskiej, młody książę Muhammad bin Salman.
Świat ujrzał w ten sposób mroczne oblicze następcy tronu, uznawanego dotąd za nadzieję na liberalizację i zreformowanie tej ultrakonserwatywnej monarchii. Książę zezwolił zakrytym od stóp do głów kobietom po raz pierwszy w historii na prowadzenie samochodu czy wchodzenie na stadiony sportowe. Ogłosił także plan radykalnych reform gospodarczych i społecznych.
Ale Salman już wcześniej dał się poznać jako bezwzględny gracz. By powstrzymać wrogi Iran, rozpoczął interwencję zbrojną w Jemenie. Nie miał oporów przed uwięzieniem libańskiego premiera Sada al-Haririego, gdy ten przybył z oficjalną wizytą do Rijadu, brutalnie rozprawiał się z przeciwnikami politycznymi w kraju. Do tej pory wiele rzeczy uchodziło mu jednak płazem. Wydawało się, że zabójstwo w konsulacie przelało czarę goryczy.
"MISTER BONE SAW", CZYLI CIEMNE OBLICZE KSIĘCIA. TO DLATEGO DZIENNIKARZ MUSIAŁ ZNIKNĄĆ
Oburzenie mija
Kryzys dyplomatyczny, w jakim znalazła się Arabia Saudyjska, widoczny był m.in. na szczycie państw G20 w Argentynie, na którym jedynie Władimir Putin serdecznie witał się z saudyjskim następcą tronu.
Stawało się jednak jasne, że światowe oburzenie po morderstwie Chaszodżdżiego maleje. Choć Waszyngton nałożył ograniczone sankcje na 17 Saudyjczyków, a Senat USA uznał księcia za odpowiedzialnego za zabójstwo dziennikarza, coraz mniej prawdopodobne wydaje się, by sprawców tej zbrodni dosięgnęła sprawiedliwość.
Oburzonym pozostały symbole, takie jak uhonorowanie przez tygodnik "Time" Dżamala Chaszodżdżiego wraz z innymi zamordowanymi i prześladowanymi dziennikarzami tytułem Człowieka Roku.
Maciej Michałek