Z okazji stulecia swojej niepodległości Finowie postawili w Helsinkach nowoczesną bibliotekę. Nasz rząd z okazji setnej rocznicy 1918 roku nie tylko niczego nie zbudował, ale jeszcze przyłączył się do imprezy skrajnej prawicy. Jest duża szansa, że rocznicę Bitwy Warszawskiej 1920 roku rządzący położą podobnie. A jedyne, co się urodzi, to anachroniczny, problematyczny i niepraktyczny Łuk Triumfalny w samym centrum stolicy. Dla Magazynu TVN24 pisze Jakub Majmurek.
Projekt budowy Łuku Triumfalnego w Warszawie, upamiętniającego polskie zwycięstwo nad Armią Czerwoną w Bitwie Warszawskiej 1920 roku, krążył od dawna w środowiskach prawicowych. Do tej pory szanse na zrealizowanie tego projektu wydawały się jednak minimalne: podnosiły go głównie stowarzyszenia i postacie funkcjonujące na marginesie obecnego obozu władzy. Z pomysłem w 2014 roku wyszło Towarzystwo Patriotyczne, w imieniu którego w mediach najczęściej wypowiadał się satyryk Jan Pietrzak. Władze Warszawy pozostawały sceptyczne. Choć nie negowały konieczności upamiętnienia bitwy, to niekoniecznie chciały budować kolejny pomnik. Zwłaszcza w formie gigantycznego łuku triumfalnego, bo Pietrzak proponował, by spiął on dwa brzegi Wisły.
Niecały rok przed okrągłą, setną rocznicą bitwy (sierpień 2020 roku), temat pomnika podjął sam premier Mateusz Morawiecki. Zapowiedział na Twitterze, że Bitwa Warszawska zostanie upamiętniona w stolicy. O brak pomnika oskarżył ”niekooperatywne” władze Warszawy. Czy to oznacza, że rząd faktycznie weźmie się za ekspresową budowę pomnika w formie łuku? Morawiecki nie chciał obiecywać, że budowla zostanie ukończona na okrągłą rocznicę, wiceminister kultury Jarosław Sellin był już mniej ostrożny. W środę w ”Kwadransie Politycznym TVP1” zapowiedział, że jest szansa, by do 15 sierpnia na warszawskim placu Na Rozdrożu stanął ”bardzo widoczny” pomnik ”prawdopodobnie w formie łuku rzymskiego”.
Czy łuk powstanie, czy nie, najpewniej czeka nas awantura polityczna wokół niego. Bo choć Rada Miasta Warszawy zgodziła się w lipcu na budowę pomnika bitwy na placu Na Rozdrożu, to idea łuku budzi duży opór nieprawicowej opinii publicznej. Z kolei prawicowi publicyści i basujący im Twitter już przekonują, że każdy, kto sprzeciwia się łukowi, nie zasługuje na miano polskiego patrioty. Formuła łuku ”w rzymskim stylu” wydaje się faktycznie niefortunna z co najmniej trzech powodów. Po pierwsze, ze względu na kompletny brak praktycznych korzyści z takiej realizacji. Po drugie, łuk nie opowie całej złożonej historii tego, co wydarzyło się w 1920 roku. Po trzecie wreszcie, sama forma łuku triumfalnego obarczona jest głęboko problematyczną przeszłością.
Pomniki wojny
Forma łuku triumfalnego wywodzi się ze starożytnego Rzymu. Łuki wznoszono jako pamiątki militarnych zwycięstw państwa, które zdolne było podporządkować sobie cały basen Morza Śródziemnego. Pierwsze konstrukcje tego typu powstają jeszcze w okresie republikańskim, od końca II wieku przed naszą erą. Wznoszone są na cześć zwycięstw wodzów rzymskich poza granicami republiki – często służą jako rodzaj bramy, przez którą do miasta symbolicznie wkraczali nagradzani triumfalną procesją dowódcy.
Rola łuku zmienia się w czasach cesarstwa. Pierwszy rzymski cesarz, Oktawian August, rezerwuje prawo do triumfalnej procesji w Rzymie wyłącznie dla członków rodziny cesarskiej. Od czasów Augusta łuki nie tylko sławią militarne podboje Rzymu, ale także budują kult jego władców. Do naszych czasów w stolicy Włoch przetrwały trzy takie łuki. Największy wpływ na historię architektury miał Łuk Tytusa.
Wzniesiony został w 81 roku przez cesarza Dioklecjana. Miał upamiętniać uznanie przez Senat jego brata, poprzedniego cesarza Tytusa, za boga, a także militarne triumfy Tytusa, wśród nich zwłaszcza zdobycie Jerozolimy w 70 roku. Wydarzenie to uważane jest za jedną z największych tragedii w starożytnej historii Żydów. Rzymianie zabili lub zniewolili prawie wszystkich mieszkańców miasta, a także splądrowali i zburzyli jerozolimską świątynię. Na płaskorzeźbach dekorujących Łuk Tytusa widzimy zresztą rzymskich żołnierzy niosących w triumfalnym pochodzie menory, zagrabione ze świętego miejsca starożytnego judaizmu.
W średniowieczu forma łuku triumfalnego w zasadzie zanika. Od czasów renesansu władcy znów się nią fascynują - wraca w teatrze i rytuale dworskim, w malarstwie i grafice. Zamawiający takie przedstawienia monarchowie traktują je jako sposób na podkreślenie własnej władzy. Łuki jako konstrukcje architektoniczne zaczynają ponownie pojawiać się w Europie w wieku XVIII, ale ich prawdziwy wysyp przynosi epoka wojen napoleońskich. Sam Napoleon zleca budowę paryskiego Łuku Triumfalnego w 1806 roku, budowa ciągnie się trzydzieści lat, aż do czasów monarchii lipcowej.
Łuki upamiętniające zwycięstwa nad Napoleonem stawiają z kolei Brytyjczycy (Wallington Arch i Marble Arch w Londynie) oraz carowie Rosji (łuk prowadzący do Placu Pałacowego w Petersburgu).
Epoka napoleońska to powszechny pobór do wojska. Takie budowle jak łuki triumfalne stają się narzędziem militaryzacji społeczeństwa, budują kult armii i militarnej potęgi, a często także mniej lub bardziej autorytarnej władzy. Wszystko to sprawia, że z punktu widzenia współczesnej wrażliwości moralnej forma łuku triumfalnego, niosąca ze sobą wszystkie te konteksty, staje się dość problematyczna.
- Dziś łuk triumfalny w klasycznej postaci to forma, do której mamy coraz więcej dystansu. Wiążę się z nią dość anachroniczne postrzeganie wojny – twierdzi Szymon Maliborski, kurator Muzeum Sztuki Nowoczesnej, jeden z autorów pokazywanej tam we wrześniu wystawy ”Pomnikomania”. - Łuki pełniły w przeszłości konkretne funkcje – stanowiły rodzaj bramy, przez którą maszerowały parady wojskowe albo zamykały osie widokowe. Zupełnie nie widzę, jakby to miało wyglądać w przypadku łuku postawionego na placu Na Rozdrożu – dodaje.
Polski artysta wizualny Krzysztof Wodiczko, znany z pracy przy pomnikach i monumentalnych budowlach na całym świecie, zaproponował nawet, by w celu ”odwojnienia” myślenia o obywatelskiej wspólnocie przerobić paryski Łuk Triumfalny – z jego płaskorzeźbami przedstawiającymi napoleońskie zwycięstwa – na pomnik pacyfizmu. Artysta broniąc swojego projektu przekonywał, że dopiero odcinając się od obrazów gloryfikujących agresję z przeszłości, będziemy w stanie stworzyć warunki do tego, by przyszłe konflikty rozwiązywać pokojowo.
Oczywiście można argumentować, że Łuk Bitwy Warszawskiej nie sławiłby wojny napastniczej czy podboju, ale sukces w wojnie obronnej. Że nie gloryfikowałby militaryzmu, ale mobilizację całego społeczeństwa w obliczu zagrożenia. Takie argumenty byłyby przekonujące, gdyby nie cała polityka historyczna polskiej prawicy, wyraźnie dążąca do militaryzacji polskiej pamięci o historii XX wieku. Najlepiej pokazuje ją spór o Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, któremu władza i sympatyzujące z nią media zarzucały zbyt pacyfistyczną narrację, przesadnie kładącą nacisk na cierpienia cywilów, a niedostateczną na chwałę żołnierzy.
Zabawki dyktatorów
Im bardziej XIX-wieczne państwa demokratyzowały się, tym rzadziej sięgały po dosłownie rozumianą formę łuku triumfalnego jako upamiętnienia zwycięstwa wojennego. Łuk na Placu Waszyngtona w Nowym Jorku (1892) przyjmuje formę inspirowaną Łukiem Tytusa, ale nie upamiętnia już żadnego militarnego zwycięstwa Amerykanów, tylko stulecie objęcia przez Jerzego Waszyngtona funkcji pierwszego prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Późniejszy o ponad pół wieku (1965) Gateway Arch w St. Louis jest rodzajem symbolicznej ”bramy” upamiętniającej miejsce, z którego amerykańscy pionierzy wyruszali zdobywać zachód kontynentu.
Łuk Braterstwa (1990) w Paryżu jest pomnikiem ludzkości i zasad humanitarnych. Obie budowle – ta z amerykańskiego Środkowego Zachodu i ze stolicy Francji – dokonują też daleko posuniętej, modernistycznej reinterpretacji klasycznej formy łuku. Ten paryski pełni też funkcję biurową, mieści jedno z francuskich ministerstw.
Po klasyczną formę łuku, odnoszącą się do tematyki militarnej, w wieku XX najchętniej sięgały systemy autorytarne i totalitarne. W Polsce władze sanacyjne w swojej schyłkowej, wyraźnie już autorytarnej fazie, planowały budowę monumentalnego pomnika Piłsudskiego w Warszawie. Konkurs wygrał projekt Chorwata Ivana Meštrovicia. Przedstawiał on Piłsudskiego na koniu, stojącego na tle granitowego łuku triumfalnego.
Klasyczny łuk triumfalny upamiętniający ”zwycięstwo nad komunizmem” – a tak naprawdę obalenie republikańskich rządów - wystawił sobie w latach 50. w Madrycie faszystowski dyktator Hiszpanii, generał Francisco Franco. Budowę największego łuku triumfalnego na świecie - jako elementu całkowitej przebudowy Berlina w nową stolicę Rzeszy - planował Adolf Hitler. Wódz spodziewał się, że jego plan zostanie urzeczywistniony po wygranej wojnie, a całość będzie gotowa w 1950 roku. Historia, jak wiemy, potoczyła się inaczej.
Wielki łuk triumfalny zbudował w latach 80. w Pjongjangu Kim Ir Sen, władca komunistycznej Korei Północnej. Upamiętnia on zwycięstwo komunistycznej Korei nad Japonią oraz zasługi samego Kim Ir Sena. Łuk odsłonięto z okazji 70. urodzin przywódcy KRLD. Składa się z 25 tysięcy bloków granitu – każdy symbolizuje jeden dzień z życia Kima do siedemdziesiątki.
W XXI wieku po formę monumentalnego łuku chętnie sięgali mniej lub bardziej dyktatorscy władcy byłych republik radzieckich. Swój wzniósł w 2011 roku długowieczny prezydent Kazachstanu Nursułtan Nazarbajew (1991-2019). Ma 20 metrów wysokości, upamiętnia 20 lat niepodległości Kazachstanu. Stanął w nowej stolicy Kazachstanu, Astanie, od 2019 roku na cześć Nazarbajewa oficjalnie nazywającej się Nur-Sułtan. Wielki łuk triumfalny wzniesiono w parku w Gandży, drugim pod względem liczby ludności mieście Azerbejdżanu. Całość nosi imię Hejdara Alijewa, prezydenta Azerbejdżanu w latach 1993-2003 i ojca panującego od 2003 roku obecnego prezydenta, Ilhama.
W Europie najsłynniejszy łuk triumfalny XXI wieku stanął w Skopje. Porta Macedonia ma upamiętniać niepodległość Macedonii Północnej, jednego z państw powstałych z rozpadu Jugosławii. Jednocześnie jest to część monumentalnego projektu Skopje 2014, którego celem jest klasycyzacja macedońskiej stolicy i wpisanie jej w historię starożytnej Macedonii. Zgodnie z polityką historyczną macedońskiej prawicy współcześni Macedończycy mają być bowiem bezpośrednimi potomkami i politycznymi spadkobiercami państwa Aleksandra Wielkiego, którego zwycięstwa przedstawiają reliefy dekorujące Porta Macedonia.
Taka polityka historyczna wywołuje napięcia w stosunkach z Grecją, która uważa, że Macedonia uzurpuje sobie tradycję należącą tak naprawdę do niej. Klasycyzacja macedońskiej stolicy, często odbywająca się przez doczepienie styropianowych kolumn do modernistycznych budowli, wywołuje też ironiczne komentarze w literaturze podróżniczej.
Co skryje łuk?
Jak widać, wybierając łuk ”w stylu rzymskim” jako formę upamiętnienia bitwy 1920 roku, polska stolica wpisałaby się w dość osobliwy geograficzno-kulturowy kontekst. Z łukiem jest jeszcze jeden problem. Nie będzie on w stanie opowiedzieć całej historii tego, co wydarzyło się w 1920 roku. A historia sukcesu w wojnie z bolszewikami nie ogranicza się do jednej bitwy i triumfu wojskowego.
Na zwycięstwo nad Armią Czerwoną pracowało wtedy całe nowo powstałe państwo. Wszystkie jego elementy, zszyte z trzech zaborów, wyjątkowo dobrze zadziałały. Na co dzień skaczące sobie do gardła elity polityczne były w stanie zawiesić spór i w miarę funkcjonalnie współpracować w obliczu zagrożenia.
Tradycyjna elita społeczna trochę się posunęła, by zrobić miejsce przywódcom wywodzącym się z ludu. Premierem zostaje działacz chłopski Wincenty Witos. Postawa włościan jest kluczowa dla zwycięstwa. Wieś, inaczej niż w czasie powstań narodowych XIX wieku, nie żałuje rekruta i angażuje się w sprawę narodową, nie dając się uwieść komunistycznej propagandzie.
Wojna 1920 roku daje szansę na opowieść o tym, jak w kluczowym momencie całe społeczeństwo wykazuje się solidarnością, zdolnością do współpracy i polityczną dojrzałością. Znacznie bardziej przydałaby się nam taka opowieść niż wielki kamienny pomnik na cześć wojskowego zwycięstwa.
Pełną historię 1920 roku miało opowiedzieć muzeum w Ossowie. Ponad dwa lata temu jego budowę na rocznicę Bitwy Warszawskiej obiecał Antoni Macierewicz, wtedy jeszcze szef MON. Latem tego roku okazało się jednak, że nie ma szans, by muzeum powstało przed sierpniem 2020. Co więcej, nie wiadomo, czy kiedykolwiek powstanie.
Można się zastanawiać, czy cała dyskusja o Łuku Bitwy Warszawskiej nie jest próbą odwrócenia przez PiS uwagi od tej wpadki. Zamiast rozmawiać o kolejnym blamażu polityki kulturalnej rządu będziemy spierać się o nowy projekt. Rząd będzie atakował przeciwników łuków jako antypatriotów, punktując u prawicowego elektoratu.
Czym może być pomnik?
Jak wiele w tym nie byłoby gry PiS, spór o pomnik Bitwy Warszawskiej warto toczyć. - Bardzo bym chciał, by wokół pomnika odbyła się realna dyskusja. Władze stolicy współpracują tu z rządem, ma się odbyć konkurs, więc mam nadzieję, że nie skończymy z jakimś koszmarnym projektem. Choć monumentalne formy upamiętnienia są potrzebne, to warto też mieć świadomość, że o pomnikach można myśleć w niekonwencjonalny sposób. Pomnik może być też na przykład akcją społeczną – podkreśla Maliborski.
To pokazywała inna wystawa - ”Pomnik. Europa Środkowo-Wschodnia 1918-2018” w warszawskiej Królikarni. Przypominała ona, jak w PRL rywalizujące z Kościołem państwo wybudowało z okazji Tysiąclecia Chrztu/Państwa Polskiego bardzo ciekawy pomnik - tysiąc szkół na Tysiąclecie. Jak wiele w tym nie byłoby propagandy i chęci przykrycia religijnej rocznicy, akcja zaktywizowała społeczeństwo i dostarczyła mu koniecznej infrastruktury edukacyjnej.
Czy w kontekście rocznicy 1920 roku nie warto pomyśleć o jakiejś podobnej formie upamiętnienia? Na przykład inwestycji w nowoczesny szpital, co proponowali politycy lewicy? Albo w jakąkolwiek instytucję realnie służącą społeczeństwu?
Jak można było zobaczyć na innej ciekawej tegorocznej wystawie poświęconej pomnikom, wspomnianej ”Pomnikomanii” w Muzeum Sztuki Nowoczesnej, w warszawskim Śródmieściu stoi już ponad 100 pomników – jeden na kilometr kwadratowy. Większość przedstawia mężczyzn z bronią. Pomniki, jak pokazali autorzy wystawy, stapiają się przy tym szybko z krajobrazem, rozpływają w nim, przestają być zauważane przez przechodniów. Zwłaszcza wtedy, gdy nie służą żadnym społecznym funkcjom. A tak pewnie będzie z łukiem – czy nawet innym pomnikiem – na placu Na Rozdrożu. Zwłaszcza że jego budowa będzie wiązała się z usunięciem fontanny, która w coraz dłuższe i gorętsze stołeczne lata daje mieszkańcom trochę potrzebnego chłodu i stanowi naturalne miejsce spotkań.
Z okazji stulecia niepodległości Finlandii Finowie postawili sobie w zeszłym roku w Helsinkach nowoczesną bibliotekę. Nie tylko z bogatym księgozbiorem, ale także z kinem, studiem nagrań i warsztatem, gdzie można naprawić zepsute sprzęty domowe.
Podejście Finów do tego, jak upamiętniać swoją przeszłość, znacząco różni się od polskiego, gdzie z okazji setnej rocznicy odzyskania niepodległości rząd nie tylko niczego istotnego nie zbudował, ale w dzień narodowego święta tak bardzo nie miał pomysłu na jednoczące wszystkich wydarzenie, że ostatecznie przyłączył się do imprezy skrajnej prawicy. Cała wrzutka z łukiem triumfalnym rodzi obawy, że rządzący mogą podobnie położyć setną rocznicę wojny polsko-sowieckiej. Jeśli jedynym, co się urodzi, będzie anachroniczny, problematyczny i niepraktyczny łuk, będzie to wyłącznie triumf braku wyobraźni naszej elity politycznej.