W orędziach noworocznych z ust przywódców Niemiec i Francji usłyszeliśmy, że przyszłość ich krajów jest nierozłącznie związana z Unią Europejską, a ta powinna być jeszcze silniejsza i bardziej zjednoczona. Jaki przekaz dali nam polski prezydent i premier? Że Unia to coś odległego, nawet obcego, a nawet gorzej – że to zagrożenie, przed którym rząd będzie musiał nas bronić. Dla Magazynu TVN24 pisze Ludwik Dorn.
Czas mamy ciągle jeszcze świąteczno-noworoczny, bo wyrwa w codzienności trwa w Polsce od 23 grudnia do okolic Trzech Króli; polityki w tym czasie mniej, bo politycy też ludzie i od pracy odpocząć muszą, a ponadto niepolitycy też odpoczywają od polityki, która w tym czasie nie ma prawa skrzeczeć, tłoczyć, włazić w usta, włazić w oczy. A skoro tak, to i politycy nie mają powodu, by się wysilać, bo nikt nie zwróci na nich uwagi.
Ale w tym szczęsnym okresie w jednym dniu politycy wypowiadają się jako przywódcy i są słuchani. Te wypowiedzi to orędzia noworoczne, które, razem z szampanem, balami i zabawami, składaniem sobie życzeń, tworzą obyczaj przejścia. Nie jest przypadkiem, że w starożytnym Rzymie styczeń (po łacinie Ianuarius) był poświęcony Janusowi, bogu o dwóch twarzach, patrzącemu w przeszłość i przyszłość, bóstwu wszystkich początków, opiekującemu się bramami i przejściami. 1 stycznia coś się kończy i coś się zaczyna. Patrzymy w przeszłość, którą znamy, i spoglądamy w przyszłość, która jest nieznana.
Orędzia prostej drogi, orędzia zakrętu
Przywódca polityczny, który w tym dniu występuje z orędziem w ramach obrzędu przejścia, nie proponuje żadnej zmiany kierunku politycznego, innowacji, jego wezwanie nie ma charakteru mobilizacyjnego. Takich zabiegów dokonuje się w kampanii wyborczej, po objęciu władzy wygłaszając exposé, przedkładając raport o stanie państwa lub reagując na jakiś poważny kryzys polityczny. W orędziu noworocznym przywódca polityczny wykorzystuje te zasoby komunikacyjne, które zostały już wypracowane: żadnych zaskoczeń, nagłych zwrotów, zmian kursu. Jego zadaniem jest zapewnić wspólnocie, której przewodzi, poczucie minimalnego bezpieczeństwa w czasie przejścia, a temu służy odwołanie się do wspólnej, podzielanej definicji sytuacji wspólnoty: powiedzenie w sposób jak najszerzej akceptowany i rozumiany, przez co przeszliśmy, co nas czeka, w jakim świecie żyjemy. I danie poczucia, że wygłaszający orędzie nie "odkleja się" od rzeczywistości takiej, jaką widzą jego słuchacze.
Dlatego orędzia noworoczne przywódców są tak wdzięcznym materiałem do analizy. Nie ma w nich żadnego "drugiego dna", wszystko jest wyłożone "kawa na ławę". Przywódcy polityczni uczestniczą w rytuale, ale jest to rytuał znaczący: pokazują nie tyle co w nich siedzi, ale jak widzą to, co "siedzi" w ich narodzie i to tak, żeby naród to zaakceptował.
Orędzia noworoczne można z grubsza podzielić na te, które mówią o dalszej jeździe prostą drogą i te, które opisują gwałtowny zakręt. Prosta droga jest prosta i bezpieczna: kończy się stary rok, przychodzi nowy; wieszamy na ścianie nowy kalendarz; patrzymy zza okien naszego pojazdu na kolejny minięty słupek kilometrowy; wiemy, że za rok, jadąc równie komfortowo, miniemy kolejny. Inaczej jest z "orędziami zakrętu", które przekazują przesłanie, że zbiorowość jest w jakimś punkcie zwrotnym: albo zdoła stawić czoła wyzwaniom i wyjdzie na prostą, albo wypadnie z trasy i ugrzęźnie w rowie.
Merkel i Macron o silnej Europie
W orędziach przywódców dwóch mocarstw europejskich – kanclerz Niemiec Angeli Merkel i prezydenta Francji Emmanuela Macrona - zwraca uwagę ich świadomie dramatyczny charakter podkreślający wagę momentu historycznego, w którym znalazły się ich narody i cała Europa. I wcale nie chodzi tu o zagrożenie terroryzmem i migracje, choć i o nich, jako o istotnych wyzwaniach była mowa. Były to klasyczne "orędzia zakrętu" i w obu najważniejsze były dwa główne tematy: zagrożona podziałami własna wspólnota i przyszłość Unii Europejskiej, czyli w politycznym języku Niemców i Francuzów, Europy, która nie istnieje poza Unią.
"Dzięki licznym rozmowom i spotkaniom wiem, że wielu z was zaniepokojonych jest o spójność Niemiec. Od dawna różnice opinii na ten temat nie rzucały się tak bardzo w oczy. Niektórzy twierdzą nawet, że przez nasze społeczeństwo przebiega głębokie pęknięcie" - to kanclerz Merkel.
"Jeśli chodzi o politykę wewnętrzną, to rok 2018 będzie dla mnie rokiem przywracania spójności Narodu. Jesteśmy zbyt długo podzieleni i dzielimy się zbyt często. Dyskusje są niezbędne, brak zgody usprawiedliwiony, ale podziały nie do przekroczenia osłabiają nasz kraj” - to prezydent Macron.
Dla obojga przywódców receptą na przezwyciężenie podziałów jest przyspieszenie rozwoju związane z nowymi technologiami i digitalizacją (co podkreśla zwłaszcza Angela Merkel) oraz bardziej sprawiedliwe i zrównoważone dzielenie owoców tego rozwoju. W obu orędziach widać wpływ dyskusji ekonomicznych i politycznych, które sprowokował "Kapitał w XXI wieku" Thomasa Piketty'ego i jego teza o niszczącym wpływie narastania nierówności w krajach gospodarczo rozwiniętych.
Łączy oba orędzia też i to, że jednym z warunków powodzenia planów przywrócenia narodowej spójności jest sukces projektu europejskiego.
"Przyszłość Niemiec jest nierozerwalnie związana z przyszłością Europy. 27 krajów europejskich musi chcieć silniej niż kiedykolwiek trzymać się razem. To będzie kluczowa sprawa w nadchodzących latach" – przekonywała kanclerz Merkel.
"W wymiarze europejskim rok 2018 będzie decydujący. Wiecie, że jestem w pełni zaangażowany w tę walkę, ponieważ wierzę głęboko, że Europa jest z korzyścią dla Francji, że Francja nie odniesie sukcesów bez silniejszej Europy" – to prezydent Macron.
Są między orędziami też w kwestii europejskiej istotne różnice. Emmanuel Macron występuje w charakterystyczny dla Francuzów imperialnym stylu nie tylko jako prezydent Francji, ale też przywódca europejski, zwracając się bezpośrednio do "moich europejskich współobywateli" , rzucając sformułowanie o "suwerennej Europie", która będzie zdolna "stawić czoła Chinom i Stanom Zjednoczonym". Kanclerz Merkel jest bardziej powściągliwa i niekonfrontacyjna, ale i u niej miejsce Europy w świecie jest kwestią istotną, w której chodzi o to, czy "my Europejczycy będziemy reprezentować nasze wartości w zglobalizowanym i zdigitalizowanym świecie z pewnością siebie i w duchu solidarności u siebie i na zewnątrz, pracując w ten sposób dla odnoszącej sukcesy gospodarcze i sprawiedliwej Europy oraz chroniąc nasze granice i bezpieczeństwo naszych obywateli".
Wspólne natomiast jest u obojga przywódców wskazanie głównego europejskiego partnera. Merkel wskazała na Francję, a w odpowiedzi Macron – na Niemcy.
W obu orędziach uderza nie tylko ścisłe powiązanie wymiaru narodowego z wymiarem europejskim, ale też mocne przekonanie, że w wymiarze ogólnoświatowym można wyróżnić taki czynnik, jak nie tylko kulturowa, ale też polityczna tożsamość europejska oraz świadomość, że odbiorcy tych orędzi, czyli Niemcy i Francuzi podzielają przeświadczenie o istnieniu tej tożsamości.
Duda o 100-leciu niepodległości
Przejdźmy na nasze podwórko. Tegoroczne wystąpienie prezydenta Dudy było krótkie, zdawkowe, odbierało się je jako typowe orędzie prostej drogi. Wzrost gospodarczy trwa, bezpieczeństwo wewnętrzne i zewnętrzne opiera się na mocnych podstawach, o podziałach politycznych i społecznych nie ma co mówić, bo nastał czas "budowy państwa służącego obywatelom – wszystkim bez wyjątku". I dlatego "świętujmy nasze dotychczasowe osiągnięcia i wspólnie pracujmy na nowe sukcesy".
Ale mówca dał też wyraz przekonaniu, że rok 2018 "będzie szczególny, wyjątkowy", a to z powodów kalendarzowych, gdyż będziemy obchodzić 100. rocznicę odzyskania niepodległości. Oczywiście obchody okrągłej rocznicy odzyskania niepodległości będą wydarzeniem ważnym, ale jeśli chodzi o losy i kondycję wspólnoty politycznej nie wnoszą żadnej nowej jakości. Drugie, wymienione przez Prezydenta RP znamię wyjątkowości roku 2018, ma też charakter kalendarzowy, bo Polska będzie zasiadać jako niestały członek w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, co oznacza, że razem z m.in. Wybrzeżem Kości Słoniowej "dołącza do grona rozstrzygającego najważniejsze problemy polityki międzynarodowej".
Rzecz w tym, że z racji systemu i mechanizmów wyboru niestałych członków Rady Bezpieczeństwa Polsce ta funkcja przypada rotacyjnie mniej więcej co dwadzieścia lat i jest to element rutyny. W 2021 roku Polski już nie będzie "w gronie rozstrzygającym najważniejsze problemy polityki" międzynarodowej, ale z tego powodu jej pozycja się nie pogorszy, tak jak nie polepszył jej tegoroczny wybór.
W perspektywie porównawczej, którą wyznaczają orędzia Angeli Merkel i Emmanuel Macrona, uderza nieobecność jednego tematu – Unii Europejskiej. Dla niemieckiej kanclerz i francuskiego prezydenta losy ich wspólnot są nierozerwalnie związane z losami Unii. A w zrytualizowanych orędziach noworocznych tak mocno to zaznaczają, gdyż jako przywódcy polityczni uznają, że także dla ich rodaków sprawa Unii jest bliska, niemal domowa. Skoro Unia jest na zakręcie, to na zakręcie są też Francja i Niemcy. Dla polskiego prezydenta i tych do których się zwraca, Unia to coś odległego, a nawet obcego, jeśli nie gorzej.
Morawiecki o zagrożeniu Unią
Wprost mówił o tym również premier Morawiecki w noworocznym wywiadzie dla TVP Info, który także miał charakter zrytualizowanego przesłania politycznego, choć w formie luźniejszej niż orędzie prezydenckie. Pan premier stwierdził, że w 2018 roku konieczne jest zagwarantowanie bezpieczeństwa zewnętrznego, związanego z "naszym położeniem geograficznym, z bezpieczeństwem naszych granic, a także bezpieczeństwem wobec różnych pomysłów i inicjatyw, które wokół nas Unia Europejska czy inni nasi sąsiedzi proponują". Otóż można dobrodusznie zakwalifikować określenie Unii, której Polska jest członkiem, jako "sąsiada", czyli kogoś, kto wprawdzie jest blisko w sensie fizycznym, ale poza granicami naszego domostwa, podobnie jak Ukraina, Białoruś czy Rosja jako przejęzyczenie. Ale sądzę, że było to przejęzyczenie znaczące. Unia Europejska i "inni sąsiedzi" w tym Rosja stanowią dla Polski zagrożenie, ale rząd, który o nasze bezpieczeństwo dba, te zagrożenia uchyli.
Można teraz zrekonstruować wspólną definicję sytuacji wspólnoty, którą w obrzędzie politycznego przejścia artykułują poprzez przemilczenia i przejęzyczenia formalni polscy przywódcy państwowi, i wspólnotę tych, którzy tę definicję podzielają. Ta wspólnota jest zjednoczona, nie ma w niej mowy o podziałach. O tym, że w ramach wspólnoty narodowej podziały są zbyt ostre i przez to ją osłabiają, to może mówić prezydent Francji Francuzom i kanclerz Niemiec Niemcom, a prezydent Polski Polakom mówi o tym, że w 2018 będą zjednoczeni, bo przypada setna rocznica odzyskania niepodległości. A co tę wspólnotę jednoczy? Jednoczy ją strach przed tym, co ją otacza, przed Unią Europejską i sąsiadami, także strach przed wrogiem wewnętrznym, czyli opozycją, która ściąga na Polskę zagrożenia z zewnątrz.
KE uruchomiła artykuł 7. wobec Polski »
Nie ma nic dziwnego w tym artykułowaniu wspólnoty Polski przestraszonej – oczywiście w sposób asertywny i dumny – gdyż to dzięki odwołaniu się do strachu PiS wraz z przyległościami zdobył władzę. Wyborcy tej partii i popierający obóz władzy to zbiorowość szalenie niejednorodna, o rozbieżnych interesach, celach i wartościach. Najmniejszym łączącym ich wspólnym mianownikiem jest strach i, odwołując się pośrednio do niego, obóz władzy obsługuje obrzęd politycznego przejścia. Tego noworocznego przesłania nie można zakwalifikować jako przesłania prostej drogi lub zakrętu. Mamy do czynienia z innowacją polityczną, czyli przesłaniem zjechania na bezpieczne pobocze, by uniknąć kraksy. Ta innowacja odwołuje się jednak do głęboko zakorzenionych przekonań o tym, na czym polega bezpieczeństwo.
Po prostu: "niech na całym świecie wojna, byle polska wieś wesoła, byle polska wieś spokojna" czy też bardziej frywolnie:
"Walczyku, nieś
Ożywczą treść
Nucącym optymistom.
Lżej krąży krew
Gdy płynie śpiew
Walczyka przy ognisku.
Tam upadł rząd,
Tam panią blond
Ktoś wywiózł w dwóch walizkach,
A tutaj gór
Spokój i chmur
l walczyk przy ognisku".